Lampioniki (nie)szczęścia


Agata Puścikowska


GN 33/2013 |

Pojawiły się ze trzy lata temu. Chińskie badziewie z papieru i jakiegoś drutu. Ten, kto z nimi walczy, jest „szurniętym ekologiem”.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

W miejscowościach nadmorskich papierowe lampiony jeszcze trzy lata temu były nowością. Kosztowały nawet 10 zł. Bo kto by nie chciał za jedyną dyszkę zapewnić sobie pięknych wrażeń na rozgwieżdżonej, nocnej plaży, a dzieciom zabawy? Wczasowicze z całego kraju wylegali na plażę, zapalali knoty, by cieszyć się, że siłami fizyki niesiony lampion wzbił się ku niebu. Jeden lampion, dwa, pięćdziesiąt, trzysta. Na ciemnym niebie, kolorowe, świecące lampioniki naprawdę wyglądały ładnie. 
Przyznam, że miałam chwilę słabości: a może naprawdę jeden lampionik puścić?

Wydawało się, że lampiony wzbijają się w powietrze, by doszczętnie tam spłonąć. Jeden lampionik krzywdy przyrodzie nie uczyni przecież. Jednak wystarczyła poranna wyprawa brzegiem morza, by ujrzeć prawdziwy obraz lampionowej zabawy. W zaroślach, na wysokich drzewach, na piachu, ścieżkach i w niedalekim lesie walały się resztki lampionów. Niedopalone, postrzępione, obrzydliwe. Tysiące! Na zewnątrz wyszło też ich wnętrze: obręcze z cienkiego drutu, które miały utrzymywać konstrukcję. Obraz lampionowego (nie)szczęścia i rozpaczy. 
A kolejne wieczory przynosiły jeszcze ciekawsze obserwacje: lampiony źle wypuszczone niemal od razu lądowały na ziemi, np. w niewielkich zagajnikach. I, rzecz jasna, wywoływały niewielkie pożary. Inicjatorzy pożarów (np. radosny tatuś) nie interweniowali.

A niech sobie lasek spłonie. (Ciekawe, że miejscowe władze na lampioniki 
raczej też nie reagują!)
Po co to piszę? Otóż jakiś czas później, gdy lampionom powiedziałam stanowcze nie, usłyszałam ripostę: „Ludzie się bawić nie potrafią. Dzieciom lampionu raz w roku zabraniają. Szurnięci ekolodzy!”. A mówiła te słowa osoba wykształcona, wierząca. Która chyba jednak dość opacznie przyswoiła sobie słynny nakaz „czyńcie sobie ziemię poddaną”. 
W tym roku na Wybrzeżu lampionów jakby mniej, w dodatku tańsze (ale truchła polampionowe nadal w krzakach straszą). Zdrowy rozsądek wygrywa? Oby. Pewnie niedługo jednak przyjdzie nowa, równie nieszczęsna moda za zabawowe śmiecenie. I znów w obronie wielkiego daru – otrzymanego miejsca na ziemi – przyjdzie zostać „szurniętym ekologiem”… Czasem trzeba.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.