Kto się boi, niech idzie

Agnieszka Gieroba; GN 35/2013 Lublin

publikacja 06.09.2013 07:00

Po ludzku patrząc, miałem wszystko. Zaszedłem na sam szczyt kariery zawodowej w wielkiej korporacji, zarabiałem duże pieniądze, kierowałem ludźmi. Coś jednak było nie tak. Zrozumiałem to dopiero, gdy zrezygnowałem z pracy i powiedziałem Panu Bogu: teraz Ty działaj. No i działa.

 Droga Krzyżowa prowadzona przez rodziny zdjęcia Agnieszka Gieroba/GN Droga Krzyżowa prowadzona przez rodziny

Dominik patrzy na świat z perspektywy podłogi, bo jeszcze nie nauczył się chodzić. Nie przeszkadza mu to w przemierzaniu świata na czworaka. Za nim ruszają inne dzieci. Niektóre na chwiejnych małych nóżkach, inne już od dawna biegające. Czasami, w biegu przez środek kaplicy, któreś z dzieci przyklęka. Podpatrzyły to u rodziców. Tak jak składanie rąk do modlitwy. I choć może się wydawać, że takie dwu-, trzylatki czy młodsze maluchy nic nie rozumieją, to jednak potrafią zaskoczyć trafnością spostrzeżeń.

To działa

Grzebiąca w talerzu z jedzeniem dwuletnia Madzia, która pozostaje głucha na zachęty rodziców, by zjadła trochę obiadu, stwierdza nagle: „Pan Jezus kocha wszystkich”, po czym wraca do mieszania łyżką zupy. Skąd Madzia wie takie rzeczy? Jakoś wcześniej wydawało się, że dziewczynka jest przede wszystkim zainteresowana lalkami i misiami i nie rozumie tego, co się właśnie wokół dokonuje. – Choć czasami rodzicom brakuje sił i cierpliwości w pilnowaniu swoich dzieci, by nie przeszkadzały dorosłym w modlitwie, słuchaniu konferencji czy innych pobożnych zajęciach, uczestnictwo rodzin z dziećmi w rekolekcjach przynosi wielkie owoce. Może nie widać ich od razu, tak na wyciągnięcie ręki, ale czas pokazuje, że wspólne przeżywanie oazy, nie tylko w rodzicach, ale i w tych najmłodszych dzieciach sprawia wielkie rzeczy – mówi ks. Sławek Jargiełło, prowadzący rekolekcje dla rodzin z Domowego Kościoła archidiecezji lubelskiej.

Dla większości wyjazd na piętnastodniowe rekolekcje to poświęcenie znacznej części urlopu. – Niektórym wydaje się dziwne, że dorośli ludzie, pracujący często ciężko zawodowo, decydują się na taki urlop, podczas którego trzeba wstawać przed siódmą rano, by zacząć dzień modlitwą, uczestniczyć w codziennej Mszy św., zajmować się lekturą Pisma Świętego i mieć zaledwie kilka godzin wolnego czasu w ciągu dnia. Tymczasem rodzin, które decydują się wyjechać na wakacyjne rekolekcje w Domowym Kościele wciąż przybywa. Tylko w naszej archidiecezji w oazach wakacyjnych uczestniczyło około 100 małżeństw – mówi ks. Piotr Drozd, moderator Ruchu Światło–Życie archidiecezji lubelskiej.

Otwarte morze

Jak Pan Bóg działa przez 15 dni oazy, widać zwykle dopiero na koniec, gdy przychodzi czas dawania świadectwa. Na co dzień wydaje się, że nic wielkiego się nie dzieje. Ten sam utarty rytm dnia, ci sami ludzie dookoła, ci sami księża mówiący konferencje i kazania, to samo Pismo Święte, które wydaje się przecież już tak dobrze znane, że nie powinno zaskakiwać. A jednak zaskakuje. – Jechałam na te rekolekcje bez jakichś wielkich oczekiwań czy intencji, jak to czasem bywało. Ot, miało być miło i przyjemnie, czas spędzony w dobrym towarzystwie. Tymczasem Pan Bóg pokazał mi tutaj, jak bardzo o mnie walczy i jakie rzeczy jest w stanie dla mnie zrobić.

Rekolekcje poświęcone były Księdze Wyjścia, która opowiada o wyjściu Izraelitów z Egiptu i wędrówce do Ziemi Obiecanej. W pewnym momencie Izraelici orientują się, że Egipcjanie gonią ich z całym swoim wojskiem, ruszają do ucieczki, ale przed nimi Morze Czerwone. Panika. Z jednej strony wojsko, z drugiej wielka woda. Sytuacja bez wyjścia po ludzku. Ale nie dla Pana Boga. Otwiera morze, przez które wszyscy przechodzą suchą nogą. To dało mi wielki pokój i pokazało, że nie ma w życiu sytuacji bez wyjścia, jeśli zaufa się Bogu – mówi Agnieszka.

Bóg ma dla mnie dobry plan

Jeśli dobrze przyjrzymy się swojemu życiu, każdy znajdzie jakieś niewole, w które jest uwikłany. Nie muszą to być od razu jakieś wielkie problemy z nałogami. Czasami niewolą bywa komputer, czasami jakaś relacja z drugą osobą, czasami sposób myślenia o czymś czy o kimś, czasami praca. Pan Bóg jest w stanie uwolnić z każdej niewoli. – Patrząc z ludzkiej perspektywy, wszystko było w najlepszym porządku. Byliśmy z żoną w Domowym Kościele od 15 lat, uchodziliśmy więc za tzw. porządną rodzinę. Ja miałem dobrą pracę w wielkiej międzynarodowej korporacji. Zdobywałem kolejne szczeble kariery zawodowej, aż wszedłem na sam szczyt, zostając szefem polskiej części. Liczyły się dla mnie wykresy, tabelki, zyski. Zarabiałem pieniądze, ale czułem, że jest w naszym życiu jakiś brak. Dotarło do mnie, że moja praca jest moją niewolą, że nie chcę tak dłużej. Postanowiłem z niej zrezygnować i oddać swoje życie Panu Bogu. Pierwszy raz jestem w sytuacji, kiedy to nie ja mam jakiś plan na swoje życie, ale pytam się Pana Boga, jaki On ma dla mnie plan. Podjęliśmy z żoną również posługę pary rejonowej, więc bardziej angażujemy się w Domowy Kościół. I choć jestem dziś człowiekiem bez pracy, to jestem człowiekiem szczęśliwym i wolnym i wiem, że Pan Bóg pokaże mi, co dalej powinienem robić – dawał świadectwo Włodzimierz.

Na zakręcie

Kasia i Robert są w Domowym Kościele od niedawna. Na rekolekcje przyjechali, by ratować swoje małżeństwo. Otwarcie mówią, że przeżywają kryzys i nie wiedzą, jak sobie z tym poradzić. – Dla nas Domowy Kościół stał się ostatnią deską ratunku. Skomplikowały się nasze relacje, choć bardzo oboje chcieliśmy, by było inaczej. Tu dotarło do mnie, że sakrament małżeństwa sam w sobie ma wielką moc i trzymam się tego, jak tonący brzytwy. Oddaję nasze małżeństwo Jezusowi. Patrzę na inne rodziny, które są na rekolekcjach i jestem pełen podziwu dla nich. My mamy troje dzieci i do tej pory nie wychowywaliśmy ich z Panem Bogiem. Nigdy razem rodzinnie się nie modliliśmy. Każdy robił to sam, gdzieś w kąciku, traktując to jako swoją prywatną sprawę. Tymczasem okazało się, że wspólna modlitwa, zarówno rodzinna, jak i małżeńska, ma wielką moc jednoczącą nas. Chciałbym, by nasza rodzina zaczęła nowe życie z Panem Bogiem. Rekolekcje dają nam nadzieję, że przetrwamy kryzys – mówi Robert.

Ks. Franciszek Blachnicki, założyciel Ruchu Światło–Życie, mówił: „kto się boi, niech idzie do domu”, Pan Bóg chce, byśmy odważnie opowiadali się za Nim, za Ewangelią, za Kościołem. W zamian obiecuje, że będzie za nas walczył. Nikt z uczestników rekolekcji oazowych dla rodzin nie zdecydował się iść do domu, choć przychodziły różne kryzysy. – Wróciliśmy umocnieni i gotowi do walki, jeśli będzie trzeba. Opowiadamy się za Chrystusem, nawet jeśli świat Go wyśmiewa – mówią uczestnicy rekolekcji.

Świadectwa pochodzą z rekolekcji Domowego Kościoła, które odbyły się w Koszalinie. Oazę II stopnia dla rodzin archidiecezji lubelskiej prowadzili ks. Sławomir Jagiełło i ks. Hubert Wysmulski oraz małżonkowie Ania i Radek Hałasowie.