Tu rośnie miłość

Marta Woynarowska; GN 38/2013 Sandomierz

publikacja 05.10.2013 06:00

- Dzień dobry. Czy mógłbym zapisać się do wolontariatu? - pyta sympatyczny 13-letni Damian...

  Tylko 9 września do przytuliska trafiły trzy nowe psy Marta Woynarowska /GN Tylko 9 września do przytuliska trafiły trzy nowe psy

Dzisiaj jest kolejną osobą chcącą pracować w przytulisku prowadzonym przez Tarnobrzeskie Stowarzyszenie Przyjaciół Zwierząt „Ogród św. Franciszka”. – Nie możemy narzekać na brak rąk do pracy – mówi Katarzyna Mazur, członek stowarzyszenia. – Codziennie przewija się tu ok. 40 dzieci i młodzieży, bo to oni stanowią trzon wolontariatu. Pierwsze zwierzaki trafiły do przytuliska w czerwcu ubiegłego roku. Początkowo było ich niewiele. Z czasem liczba psów, kotów i innych stworzeń, których właściciele pozbywają się z domów, zaczęła gwałtownie rosnąć. Obecnie jest ponad 30 kotów i 35 psów.

– Tylko dzisiaj przybyły trzy psy. Jeden, którego pan zmarł, dwa pozostałe zaś zostały właścicielowi odebrane, bo ten praktycznie nie trzeźwiał. Przyniesiona została także paromiesięczna kotka – wymienia Mariusz Mazur, prezes „Ogrodu św. Franciszka”. Dziewczyny od razu zajęły się nowymi zwierzakami. – One doskonale wiedzą, co mają robić, nie biegają do nas z każdym problemem – dodaje pani Katarzyna.

Ideę wolontariatu w przytulisku zainicjowali uczniowie ze Szkoły Podstawowej nr 3, zachęceni przez nauczycieli. Wieść o możliwości pomocy przy zwierzętach szybko rozniosła się i niebawem zaczęli zgłaszać się pierwsi chętni. Wielu z nich pomaga już nawet od kilkunastu miesięcy. Najczęściej są to dzieci, które z różnych powodów nie mogą mieć zwierzęcia w domu. W przytulisku mają ich aż nadmiar.

Klaudia Szlęzak, chociaż ma kota i rybki, pomaga od trzech miesięcy. – Razem z mamą przywiozłyśmy bezdomną kotkę z małymi kociętami. Wówczas pan Mariusz zapytał, czy chcemy pomagać. Naturalnie, zgodziłam się – mówi. Po godzinie 16 w przytulisku robi się niezwykle gwarno, słychać śmiech, nawoływania, w ruch idą miotły, mopy, łopatki do czyszczenia kuwet. Jedni sprzątają, myją miski, wykładają jedzenie, podczas gdy inni wolontariusze zabierają czeredę psiaków na spacer. – To nie jest 10-minutowy wypad, ale blisko godzinny spacer – mówi Aleksandra Kwoka. – Z dużymi psami idziemy na Kamionkę, gdzie możemy je spokojnie spuszczać ze smyczy, by się wybiegały. Zresztą doskonale wiemy, co nam wolno, a czego nie. Jest regulamin i musimy go przestrzegać. 

Do obowiązków starszej młodzieży należy m.in. podawanie leków i opieka nad największymi psami. Członkowie stowarzyszenia przykładają bardzo dużą wagę do bezpieczeństwa młodych wolontariuszy. Stąd np. zakaz wchodzenia do pomieszczeń, gdzie znajdują się chore zwierzęta lub psy czy koty o nieco niespokojnych charakterach. – Jeśli jest tabliczka „Nie wchodzić”, to co zrobisz? – pyta Mariusz Mazur Damiana, który zgłosił swój akces. – Nie wejdę, bo widocznie jest jakiś ważny powód, żeby tych drzwi nie otwierać – pada odpowiedź. – Brawo! – kwituje pan Mariusz. – Mądry chłopak.

Każdy nowy małoletni wolontariusz musi przedstawić zgodę rodziców na pracę w przytulisku. Wymagane jest także wzorowe wywiązywanie się ze swoich obowiązków w szkole. – Nie wszystkim się to podoba, ale my stawiamy jasne warunki – najpierw nauka, a dopiero potem opieka nad naszymi zwierzakami – podkreśla Katarzyna Mazur.

– Przychodzę do przytuliska od stycznia i staram się być codziennie, chociaż czasami nie mogę, bo np. muszę się przygotować do sprawdzianu albo napisać wypracowanie – opowiada Julia Tworek. – Rodzice i pani Kasia postawili sprawę jasno: jak nie będzie dobrych ocen, to nie będzie wizyt w ośrodku. Praca ze zwierzętami daje dzieciom i młodzieży nie tylko radość przebywania w ich towarzystwie, zabawy z nimi, ale także wpływa korzystnie na ich rozwój emocjonalny. – Uczą się współpracy, wzajemnego zrozumienia, zdyscyplinowania, empatii, wrażliwości i – co bardzo ważne – szacunku dla każdego życia – zauważa Katarzyna Mazur. – Oni nie przejdą obojętnie obok leżącego człowieka czy zwierzęcia, bo wiedzą, że mogą wymagać pomocy. Były takie przypadki, że prosili dorosłych o zainteresowanie się leżącą osobą, którą gdzieś wypatrzyli. W dzisiejszych czasach ogólnej znieczulicy to wyjątkowa postawa – dodaje.

Julka Tworek podkreśla, że dzięki wizytom w ośrodku, nauczyła się większej samodyscypliny i jest bardziej czasowo zorganizowana. – Zaraz po powrocie ze szkoły odrabiam lekcje, przygotowuję się na następny dzień, by móc jak najszybciej przyjść do zwierzaków – mówi. Kontakt ze zwierzętami pozwolił niektórym wolontariuszom na pewne wyciszenie, uspokojenie i przełamanie lęku np. przed psami. – Dzięki temu, że zaczęłam tu przychodzić, przestałam obawiać się psów – potwierdza Paulina Janas. – Nauczyłam się opieki nam nimi i odpowiedniego zachowania i podejścia.

Najtrudniejszy dla wolontariuszy, zwłaszcza tych z krótkim stażem, jest widok cierpienia zwierzęcia i jego śmierć. Dlatego w Dniu Dziecka spotkała się z nimi psycholog, która starała się je przygotować na takie sytuacje. – Naturalnie oszczędzamy im drastycznych widoków – wyjaśnia Katarzyna Mazur. – Ale dzieci są odporniejsze niż nam się wydaje. Dzieci również mocno przeżywają odejście swojego przytuliskowego pupila, który znajduje nowy dom. – Bardzo polubiłam sunię Honey, która jest bardzo mądrym i kochanym pieskiem – zwierza się Julka Tworek. – Dla niej dobrze, dla mnie trochę mniej, że ma nowych właścicieli. Ale odwiedzamy się. Julka ma wyjątkowy kontakt z psami, które czują przed nią respekt, chociaż dziewczynka jest okazem łagodności. – Chyba wiedzą, że to ktoś z wielką osobowością – zauważa pani Katarzyna. – Trzeba psa zrozumieć, pokochać, nawiązać więź, wówczas zrobi dla nas wszystko – wyjaśnia Julka.