Na razie jestem stażystką

Łukasz Czechyra; Posłaniec Warmiński 39/2013

publikacja 09.10.2013 06:00

Jeśli chodzi o naprotechnologię, województwo warmińsko-mazurskie pozostaje białą plamą na mapie Polski. O tym, co może się w naszym regionie zmienić, ale także o tym, że model Creightona jest dla wszystkich, o roli męża i duszpasterstwie dla osób z problemem niepłodności z Martą Stasieło rozmawia Łukasz Czechyra.

Marta Stasieło Łukasz Czechyra /GN Marta Stasieło

Łukasz Czechyra: Wróciłaś właśnie z kursu dla instruktorów Modelu Creightona, podstawowego narzędzia wykorzystywanego przy naprotechnologii, ale nie tylko.

Marta Stasieło: – Zgadza się, był to kurs Fertility Care Practitioner, co można przetłumaczyć jako kurs praktykujących troskę o płodność. Takie kursy w Europie organizowane są raz w roku, w zeszłym roku kurs odbył się w Polsce, tym razem było to w Galway w Irlandii. Oprócz instruktorów i wykładowców przyjechało 24 studentów, w tym 4 osoby z Polski – z Wrocławia, Krakowa, Bielska-Białej i ja.

Kurs w Irlandii to dopiero pierwszy etap w uzyskaniu tytułu certyfikowanego instruktora Modelu Creightona. Co dalej?

W Irlandii przeszłam pierwszy etap szkolenia, który trwał 8 dni, podczas których bardzo intensywnie pracowaliśmy. Od rana do wieczora mieliśmy wykłady, ćwiczenia, zajęcia praktyczne, wieczory z kolei przeznaczaliśmy na naukę – podczas kursu zdawaliśmy dwa egzaminy. Teraz przez pół roku – do marca – będę prowadziła nadzorowaną praktykę. W marcu odbędzie się kolejna część szkolenia, również w Irlandii, ale już na bardziej zaawansowanym poziomie – każdy ze studentów będzie już miał za sobą praktykę, będziemy dzielić się doświadczeniami, omawiać poszczególne przypadki – wszystko, żeby lepiej wykorzystać to w swojej pracy. Kolejne pół roku to znowu czas na nadzorowany staż i potem wreszcie będę mogła samodzielnie prowadzić praktykę.

Jesteś pierwszą osobą z naszego regionu, która odbyła taki kurs i otrzymała certyfikat.

Na razie tylko stażystką, ale faktycznie, jestem pierwsza. Kiedy patrzyliśmy na mapę naprotechnologii w Europie, w naszym województwie warmińsko-mazurskim było pusto. W innych częściach kraju, szczególnie na południu i w centrum jest to już dobrze rozwinięte. Najbliżsi instruktorzy są w Gdańsku, Białymstoku i Warszawie, czyli dość daleko. Teraz trzeba zacząć działać w Olsztynie i okolicach. Podczas całego okresu mojego nadzorowanego stażu muszę przyjąć co najmniej 18 kobiet. Moim opiekunem jest Ann Prebil, jedna z czterech osób, które stworzyły naprotechnologię. Ja będę relacjonować jej moje przypadki, a ona będzie mi pomagać, żebym jeszcze lepiej wykonywała swoją pracę. Na pewno jednak w końcu będzie potrzebny też w naszym regionie lekarz.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z naprotechnologią? Kiedy zdecydowałaś się, że to może być coś więcej?

Jeszcze przed ślubem interesowałam się naturalnymi metodami rozpoznawania płodności, więc i naprotechnologią – można powiedzieć, że to była moja pasja. Potem razem z mężem Jackiem zaczęliśmy prowadzić spotkania dla narzeczonych dotyczące właśnie metod rozpoznawania płodności. Po roku małżeństwa zaczęliśmy się starać o dziecko i okazało się, że to wcale nie jest taka prosta sprawa. Po jakimś czasie dowiedzieliśmy, że mamy problem z niepłodnością, i pojechaliśmy do dr. Wasilewskiego, który prowadzi klinikę naprotechnologii w Białymstoku. Tam jeszcze głębiej poznałam naprotechnologię, a już całkowicie poruszyło mnie podejście lekarzy, pracowników, instruktorów.

Pomyślałam, że w Olsztynie czegoś takiego bardzo brakuje. Zaczęłam więc szukać coraz więcej informacji, czytać o naprotechnologii i Modelu Creightona, bo teraz już bezpośrednio nas to dotyczyło. Miałam też w sobie taką myśl, że chciałabym mówić innym o możliwości leczenia, że można sobie z tym radzić. Dowiedziałam się, że są kursy na instruktorów Modelu Creightona, i czytając głębiej, przekonywałam się, że bardzo chciałbym coś takiego robić, mocno mnie to poruszyło. Ale moja ambicja została od razu stłumiona.

Dlaczego?

Ponieważ takie kursy są bardzo drogie, zdecydowanie nie na moje możliwości. Tak że odstawiłam te myśli na jakiś czas. Ale był taki moment, kiedy dr Wasilewski przyjechał do Olsztyna na konferencję o naprotechnologii. Spotkałam tam osoby, które jeszcze bardziej utwierdziły mnie w przekonaniu, że warto się tym zająć. Dzięki pomocy dobrych ludzi udało się pojechać na ten kurs. Chciałabym, żeby kiedyś to było moje główne zajęcie, chociaż nie wiem, w jakim stopniu będzie to możliwe. Na pewno jest zapotrzebowanie na instruktorów modelu. Na- protechnologia, tak jak obserwacja organizmu kobiety według Modelu Creightona, jest stosowana bowiem nie tylko przy leczeniu niepłodności, ale zajmuje się ogólnie zdrowiem ginekologicznym. I dodatkowo, w przeciwieństwie choćby do in vitro, szanuje każde życie od poczęcia, szanuje osoby i całe rodziny. Co ważne, Model Creightona można stosować zawsze i wszędzie. Obserwacje może prowadzić każda kobieta, w każdym wieku matki karmiące, małżeństwa, które chcą odłożyć poczęcie w czasie i takie, które chcą się o nie postarać. W modelu Creightona i naprotechnologii wychodzi się z założenia, że nie ma problemu, z którym nie można sobie poradzić.

Intensywny kurs dla instruktora, roczna nadzorowana praktyka i dodatkowe szkolenia. Czy Model Creightona jest trudny do nauczenia?

Model Creightona jest to taki rozszerzony, bardziej zaawansowany sposób obserwacji, który wywodzi się od metody objawowej Billingsów, czyli metody owulacyjnej. Na pewno wymaga czasu. Nie wystarczy jedno spotkanie z instruktorem, żeby się go nauczyć, takich spotkań potrzeba kilka. Sam model nie jest trudny, nasz organizm nas przecież nie oszukuje – to, co widzimy, zapisujemy i uczymy się to wszystko poprawnie odczytywać. Po kilku miesiącach kobieta powinna już nabrać pewności co do swoich obserwacji. Metoda wymaga systematyczności i odpowiedzialności – tutaj angażuje się do współpracy mężów – są oni potrzebni kobiecie, by nie została z tym wszystkim sama. Na co jeszcze warto zwrócić uwagę przy naprotechnologii i Modelu Creightona – obserwacje pozwalają przeciwdziałać różnym złym zjawiskom. Cudowne jest to, że nie trzeba czekać, aż kobieta poroni, żeby wiedzieć, że na te poronienia jest narażona. Na podstawie obserwacji można to przewidzieć. Lekarz, wiedząc, że istnieje takie ryzyko, może podjąć odpowiednie środki, żeby temu zapobiec. To właśnie w tej metodzie mnie najbardziej zachwyca – ta nieustanna troska i mamy zamiar stworzyć w Olsztynie taki ośrodek troski o płodność.

Póki jednak jeszcze taki ośrodek nie powstał, gdzie osoby z problemem niepłodności mogą szukać wsparcia?

Małżeństwa z problemem niepłodności czy też rodziny – czasem bowiem są to małżeństwa, które chcielibyśmy mieć więcej dzieci, a są z tym problemy – mogą szukać wsparcia u innych małżeństw oraz duszpasterzy na Kortowie, przy parafii św. Franciszka z Asyżu w Olsztynie. Działa tam grupa małżeństw i rodzin niepłodnych, spotykamy się raz w miesiącu, najpierw na Mszy św. w intencji osób z problemem niepłodności, a po niej w domu parafialnym. Również przez tę grupę chciałabym rozszerzać działalność i zainteresować więcej ludzi naprotechnologią i Modelem Creightona. Najbliższe spotkanie odbędzie się 19 października, zaczynamy Mszą św. o godz. 18.