Normalne życie

GN 44/2013 Gdańsk

publikacja 11.11.2013 06:00

O zagrożeniach rodziny, sensie rekolekcji dla osób, które jej służą, i pozbywaniu się kompleksów z ks. Przemysławem Drągiem, krajowym duszpasterzem rodzin, rozmawia ks. Rafał Starkowicz.

 Ks. Przemysław Drąg z nadzieją patrzy w przyszłość Kościoła ks. Rafał Starkowicz /GN Ks. Przemysław Drąg z nadzieją patrzy w przyszłość Kościoła

Ks. Rafał Starkowicz: Czy rekolekcje dla doradców życia rodzinnego są w ogóle potrzebne? Przecież to ludzie nieźle uformowani…

Ks. Przemysław Drąg: Nigdy dotąd nie było to takie ważne. Wpływa na to zła sytuacja rodzin w Polsce. Borykają się one z wieloma problemami. Dzisiaj brakuje autorytetu ojca i męża, który gdzieś wycofał się z odpowiedzialności za rodzinę. Kolejną sprawą jest kwestia wychowania, braku czasu dla dzieci. Są to problemy, które dotykają wszystkich rodzin w Polsce. Spotkania rekolekcyjne, formacja, odnowienie się w świetle Bożej łaski i wiary są więc bardzo ważne.

Czy Wybrzeże wyróżnia się jakoś w tej dziedzinie na tle Polski?

Rodziny Trójmiasta, tak jak całej Polski, dotknięte są dzisiaj podobnymi problemami. Należą do nich m.in. wyjazdy rodziców do obcych krajów za pracą. Często pojawia się problem eurosieroctwa, które dotyka coraz większej liczby dzieci. Ważne, aby uświadamiać rodzicom, że dzieci nie oczekują więcej pieniędzy, ale obecności rodziców w swoim życiu. Potrzebują ich miłości, bo rodzice w życiu dziecka są najważniejsi. Każda rodzina potrzebuje zakorzenienia w miłości, w bliskości. Istotną sprawą jest też ideologia gender, która wciska się drzwiami i oknami do szkół, a poprzez środki masowego przekazu dociera do wielu rodzin.

Magdalena Środa powiedziała ostatnio, że to Jezus Chrystus był pierwszym głosicielem ideologii gender, a księża są głupi, bo tego nie dostrzegają…

To raczej pani Środa nie wie, o czym mówi. Jezus Chrystus bardzo mocno podkreślał związek mężczyzny i kobiety, którzy otwarci na Bożą miłość razem budują związek małżeński, przekazują życie i w ten sposób cieszą się sobą i swoimi dziećmi. Trzeba podkreślić, że Jezus Chrystus był mężczyzną. Wiedział, że jest mężczyzną, i bardzo mocno oddziaływał na środowisko, podkreślając, że „mężczyzną i kobietą stworzył ich Bóg”.

Czy więc nawoływanie do tolerancji w tej dziedzinie nie jest wezwaniem do akceptacji zła?

Trzeba powiedzieć jasno, że tolerancja nie oznacza, że zgadzamy się na zło. A to, że deprawuje się dzieci, że do przedszkoli w Polsce wprowadza się takie eksperymenty, że chłopcy przebierają się za dziewczynki, dziewczynki za chłopców, a później opowiadają, co czują – to są rzeczy, które zakrawają na deprawację dzieci i szkodzenie społeczeństwu. Taka tolerancja byłaby grzechem.

Czy w świecie, który szerzy ideologie nieprzychylne chrześcijaństwu, normalne rodziny mają szansę przetrwać?

Rodziny chrześcijańskie się obronią. Młodzi Polacy pytani o to, co jest głównym celem ich życia, mówią: szczęśliwe, normalne życie. Ponad 80 proc. młodych ludzi deklaruje, że normalne życie to w ich rozumieniu posiadanie w przypadku mężczyzny – żony, w przypadku kobiety – męża. Deklarują także chęć rodzenia dzieci. To pragnienie jest mocne.

Gdzie więc jest problem, który sprawia, że tak wiele małżeństw się rozpada?

Dzisiaj człowieka często wychowuje się w sposób egoistyczny. Czasem w niektórych małżeństwach spotykają się książę i królewna. Ani jedno, ani drugie nie potrafi zmienić swojego zdania, ustąpić na krok. Otworzyć się na to, co dzieje się w drugim człowieku. Kiedy zapytano młodych ludzi przygotowujących się do małżeństwa, czego się obawiają, myśląc o przyszłym małżeństwie, odpowiedzieli, że najbardziej boją się zaangażować. A były tam podpowiedzi dotyczące braku stałej pracy czy stałego mieszkania. Z perspektywy Sądu Biskupiego, w którym pracuję, najczęstszą przyczyną nieważności małżeństw jest to, że młodzi zawierają je na próbę. To znaczy: jak będzie nam dobrze – będziemy małżeństwem, jak nie – to się rozejdziemy.

Statystyki pokazują, że najczęściej rozwodzą się ci, których rodzice wcześniej się rozwiedli. Dzisiaj dotyka to już około 60 proc. rozpadających się małżeństw. Nawet więcej. Tak jak w przypadku alkoholizmu mówi się o syndromie dorosłych dzieci alkoholików, tak obecnie zaczyna się mówić o syndromie dorosłych dzieci rodziców rozwiedzionych. To zaczyna być diagnozowane. Oni z jednej strony mają pragnienie, żeby mieć normalne szczęśliwe życie, z drugiej pojawia się jednak taki zawór bezpieczeństwa, że jak coś złego się stanie, to powiemy sobie „do widzenia”.

Czy młodym zachwyt nie myli się z miłością?

Myślę, że częściej miłość myli się z emocjami. To znaczy dominuje takie myślenie: „jest nam dobrze, dobrze się czuję… więc to musi być miłość”. W Sądzie Biskupim czasem słyszy się takie stwierdzenie: „My musimy uzyskać nieważność małżeństwa, bo nasza miłość umarła”. Należy wówczas zapytać: „Może nigdy się nie narodziła? Może pomyliliście miłość z zachwytem, uczuciem, z byciem w euforii…”.

Jak temu przeciwdziałać?

Prawda jest po naszej stronie. Dlatego jesteśmy zobowiązani, by ją przekazywać i budować społeczeństwo obywatelskie, które oparte jest na wierze, a jednocześnie umie tę wiarę konkretnie realizować w codziennym życiu. Trzeba bronić życia oraz wartości małżeńskich i rodzinnych. Jesteśmy większością. Jesteśmy tymi, którzy w sposób normalny i odpowiedzialny budują środowisko, kraj, społeczeństwo, płacą podatki. To w nas jest siła. Trzeba ją tylko pokazać, zmobilizować się. Takie spotkania, rekolekcje pokazują, że jest nas więcej. Trzeba to tylko głośno wyrazić.

TAGI: