Kawałek życia dają innym

ks. Rafał Starkowicz; GN 48/2013 Gdańsk

publikacja 08.12.2013 06:00

Pracują z dziećmi w świetlicach i na wakacyjnych wyjazdach. Posługują w zakładach opieki medycznej i hospicjach. Pomagają osobom niepełnosprawnym, działają wśród starszych. Dlaczego?

 Basia i Ewa działają w hospicjum, a Darek pracuje z młodzieżą.  Łączy ich chęć pomocy człowiekowi w potrzebie ks. Rafał Starkowicz /GN Basia i Ewa działają w hospicjum, a Darek pracuje z młodzieżą. Łączy ich chęć pomocy człowiekowi w potrzebie

Ksiądz Piotr Brzozowski, wicedyrektor gdańskiej Caritas, koordynuje wolontariat. Swoją opieką obejmuje także szkolne koła Caritas. Podkreśla, że na pytanie: „Dlaczego chcesz pomagać innym?”, większość młodych odpowiada: „Bo chcę dawać radość, uśmiech. Bo wiem, że ludzie tego potrzebują”. Zaznacza, że działanie w wolontariacie wiąże się z pewnym trudem. – Wymaga to zaangażowania, a co za tym idzie rezygnacji ze swojego wolnego czasu, rezygnacji z części przyjemności – podkreśla. Jest jednak także źródłem radości i satysfakcji. – Jeżeli widzimy uśmiech na twarzy osoby, której pomogliśmy, to jest wielka radość – podkreśla.

Mistyczką nie jestem

Basia jest na emeryturze. Trafiła do hospicyjnego wolontariatu, ponieważ zawsze chciała pomagać chorym. Początkowo myślała o służbie chorym na AIDS. Ponieważ jednak do pracy w szpitalu potrzebna była praktyka w wolontariacie, zgłosiła się do swojej parafii. Skierowano ją do Sopotu. Tam stawiała pierwsze kroki. Pomagała dzieciom z ubogich rodzin. To wtedy właśnie otwierano Dom Hospicyjny w Sopocie. Wówczas poczuła, że to jej miejsce. Okazja nadarzyła się kilka dni później, kiedy na Mszy podczas kazania ks. Krzysztof Sagan zaprosił parafian do uczestnictwa w wolontariacie hospicyjnym. Była tam nazajutrz z rana. Z czasem stała się koordynatorem całego wolontariatu Domu Hospicyjnego. Ostatnio usłyszała od jednego z chorych, że wraz z jej wejściem do sali weszło piękno i zaświeciło słońce. – Dla takich chwil warto żyć – przyznaje wolontariuszka. Podkreśla, że źródłem siły są gorące serce i modlitwa. – Nie jestem mistyczką – zaznacza. – Jestem wierząca i praktykująca. Myślę, że to Pan Bóg jednak daje siłę. A otwarte serce i ręce gotowe do niesienia pomocy po prostu się ma – mówi.

Miała blisko

Ewa z zawodu jest inżynierem. Ostatnie lata przed emeryturą pracowała w fundacji, która pomagała zakładać instytucje pożytku publicznego i pozyskiwać środki na ich działalność. Kiedy budowano Dom Hospicyjny św. Józefa, chodziła tu na spacery, bo, jak mówi, mieszka niedaleko. Wówczas nie wiedziała jeszcze, co takiego będzie się mieścić w powstającym budynku. Kiedy usłyszała o dniu otwartym w hospicjum, a kilka dni później słuchała kazania ks. Sagana, nie zastanawiała się. Przyszła do hospicjum. Odbyła odpowiednie szkolenia. – Było nas wówczas 70 osób. Z tamtego rocznika pozostało nas zaledwie kilka – mówi. – Co innego czuć pragnienie pomocy innym, a co innego realizować się tutaj na miejscu – komentuje fakt wykruszania się ludzi, którzy na wolontariat się zdecydowali.

Miłość silniejsza niż śmierć

Mimo że niektórzy domownicy odeszli już dawno, żyją w pamięci wolontariuszy. Jak chociażby dziesięciolatek, który umarł w czasie Mszy św. w hospicyjnej kaplicy, albo chorzy, którzy w czasie pobytu w domu hospicyjnym stali się narzeczeństwem. Kiedy ona umarła, on wytrwale zjeżdżał co miesiąc na Msze dla rodzin w żałobie i tam zapalał jej świeczkę. – Chciał mieć ją blisko siebie, choćby w ten sposób – opowiada Basia. - Był też taki przypadek, że do mężczyzny, który przebywał w naszym domu, przyjeżdżała w odwiedziny jego była żona. Wyzdrowiał. A kiedy wyszedł z hospicjum, pobrali się ponownie. Później przyjechali do hospicyjnej kaplicy podziękować Panu Bogu – mówi ze wzruszeniem Ewa. – Był też taki przypadek, że do hospicjum trafił chłopak przed trzydziestką. Miał narzeczoną. Mimo że rokowania nie były dobre, wzięli ślub. Odszedł po tygodniu – opowiada Basia.

– Zostać wolontariuszem to znaczy poświęcić trochę czasu drugiemu człowiekowi. Urwać coś ze swojego dnia. Wolontariusz przychodzi, kiedy może i kiedy chce. Form pomocy jest wiele. Można uczestniczyć chociażby w akcjach, takich jak sadzenie żonkili – mówi Basia. – Przychodziła tu do nas wolontariuszka z prawie bezwładnymi nogami. Chodziła o kulach. Wiedziała, że nie będzie nawet mogła stanąć przy łóżku chorego. Pełniła więc dyżury w recepcji. Spotykała się z chorymi – opowiada. – Czasem rozmowa jest bardzo ważna. Tej rozmowy potrzebują także rodziny chorych. To ma być prawdziwy dom – zaznacza.

Śladami Janów

Darek ma 21 lat. Jak mówi, jego wolontariat zaczął się w domu. Pomagał rodzicom w codziennych sprawach. Pochodzi z Ełku. Studiuje na AWF-ie. Kiedy przyszedł na studia, zauważył, że mimo nauki ma sporo wolnego czasu. Którejś nocy napisał maila do Caritas. Odzew był już rano. Zaproponowano mu wyjazd w charakterze wychowawcy do ośrodka w Warzenku, na zimowisko. Tam poznał ciekawych ludzi. Obecnie pracuje z nimi w świetlicy Caritas na Jesionowej. Odrabia z dziećmi lekcje, pomaga w nauce. Organizował dla Wrzeszcza festyn związany z obchodami Dnia Dziecka. Chce służyć innym swoimi umiejętnościami. Należy też do grupy „Młodzi i miłość”. Tam poznał kolegę, który trenuje kick-boxing.

– On zachowuje się jak taki Jan Bosco – mówi Darek. – Chodzi po mieście i ściąga na swoje treningi młodzież, która nie ma zajęć. Ostatnio zaprosił mnie na takie spotkanie. Ponieważ na AWF-ie ćwiczę judo, postanowiłem się w to zaangażować – opowiada. Pragnienie pracy z młodzieżą pojawiło się w jego życiu za sprawą bł. Jana Pawła II. – On podkreślał, że młodzież jest przyszłością świata i trzeba w nią inwestować – mówi. Jako motto swojego życia przyjął słowa papieża: „Nieważne jest to, co się ma, ale to, czy się dzieli to z innymi”.

Jak zauważa ks. Piotr, motywacją podejmowanych działań jest, oprócz potrzeby serca, także naśladowanie Jezusa Chrystusa i realizacja przykazania miłości. – To jest naszą drogą do świętości – zaznacza. – Jak widać z obserwacji, uczestnictwo w wolontariacie aktywizuje młodzież. Pokazuje, że religia przekłada się na praktykę. A młodzież uczestnicząca w wolontariacie chętniej uczęszcza na religię. Wspólne działania budują natomiast mocną relację między katechetami a uczniami – stwierdza ks. Piotr Brzozowski.

TAGI: