Rodzinka gender?

Agata Puścikowska

GN 02/2014 |

Śmieszne to czasy, w których normalność koniecznie musi być nazwana „postępową” ideologią.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Nie tak dawno, na kanwie przetaczającej się przez kraj dyskusji o ideologii gender, trafił we mnie komplement. Trafił jak grom z jasnego nieba i wywołał nieco konsternacji. Otóż pół żartem, pół serio dowiedziałam się, że moja rodzina to rodzina… gender. Dlaczego? Z kilku istotnych powodów. Po pierwsze: matka pracuje nie tylko w domu, ale również zawodowo. Po drugie: ojciec, gdy wraca z roboty, nie siada z gazetą i z kapciami przed telewizorem, ale stara się ogarnąć wielodzietny dom. Co więcej, gdy się głębiej przyjrzeć rodzince, można wytropić i inne jeszcze dowody na postępujący, rodzinny „genderyzm”.

Otóż córka uwielbia programy o przywracaniu do świetności starych samochodów. Jeden z synów, chłop na schwał, po zajęciach judo, dla spokojności, robi na drutach. Drugi prócz klocków lubi czasem bawić się lalczynym wózkiem (traktowanym jako resorak). Tylko najmłodsze dzieci jakoś jeszcze genderowo nieobeznane. Niemowlak woli ręce matki niż ojca, a sześciolatka nie chce inaczej się nosić niż na różowo. Skoro jednak reszta rodziny ideologicznie poprawna, można mieć nadzieję, że i dwie najmłodsze skorupki za młodu nasiąkną, więc na starość trącą. Tylko… czym nasiąkną? Czy naprawdę genderyzmem? Śmieszne to czasy, w których normalność koniecznie musi być nazwana „postępową” ideologią. Ideologią, która z normalnością nie ma wiele wspólnego.

Śmieszne i to, że zwykła rodzina – jakich w tym kraju bardzo wiele – jest szufladkowana przez obce osoby. I oceniana jako dobra lub zła. A miernikiem jej wartości jest to, czy istnieje w niej „równouprawnienie”. Tymczasem ogromna większość współczesnych małżeństw dzieli obowiązki, a większość dzieci, które mają rodzeństwo, wspólnie bawi się zarówno klockami, jak i lalkami. I stanowczo nie jest to wynik „zbawiennego” wpływu gender. Po prostu w normalnym życiu normalni ludzie zachowują się… normalnie. Wybierają to, co dla nich dobre i co ułatwia życie. Dzieci natomiast zawsze były twórcze i lubiły eksperymentować. Co bynajmniej nie oznacza, że chłopiec robiący na drutach przyjmuje inną „płeć kulturową”. Gdyby zresztą ktoś mu to zaproponował, dziecko dostałoby ataku prześmiewczego śmiechu. Bo z natury jest, był i będzie prawdziwym facetem. Proste? Dla naprawdę znających rodziny, bardzo proste. Pozostali gadają… komplementy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.