Zaginiony uśmiech

ks. Artur Stopka

publikacja 19.10.2005 23:51

Maleńki grób. Aniołek, który go ozdabia, jest nieproporcjonalnie duży. Przy grobie rodzina - mama, tata i córeczka, licząca może trzy-cztery lata. Pod aniołkiem tabliczka z powtórzoną jedną datą. I napis, jaki bardzo często widnieje na takich grobach: "Powiększył grono aniołków".

Zaginiony uśmiech Agencja GN

Podczas gdy rodzice są zatopieni w modlitwie, dziewczynka rozgląda się po cmentarzu. - A czyj to grób? - pyta w końcu. - Tu śpi twój braciszek - wyjaśnia mama. - Braciszek? Jak to? Nie mam braciszka - nie rozumie dziewczynka. - Nie widziałam w domu żadnego braciszka. - Masz, tylko że on od razu poszedł do nieba. Pan Bóg od razu chciał go mieć u siebie - wyjaśnia tata. - Mam braciszka w niebie? A jak on ma na imię?

Między liczbą a łzą

Liczby nie przemawiają do wyobraźni. Poronienie samoistne, którego w Polsce każdego roku doświadcza około 40 tysięcy kobiet, oraz martwe narodziny (około 2 tysięcy rocznie) traktowane są w świadomości społecznej jako zabieg medyczny. Według szacunków Głównego Urzędu Statystycznego, w Polsce w 2003 r. zmarło ok. 2,5 tys. dzieci w wieku poniżej jednego roku życia. Z ogólnej liczby zmarłych niemowląt, ponad połowa dzieci (51 proc.) umiera w pierwszym tygodniu po urodzeniu, a kolejne 20 proc. przed ukończeniem pierwszego miesiąca życia. Najczęstszą przyczyną zgonów niemowląt (51 proc.) są stany chorobowe, powstające w okresie okołoporodowym, czyli w trakcie trwania ciąży matki i w ciągu sześciu pierwszych dni życia noworodka. W 2002 r. współczynnik umieralności okołoporodowej (urodzenia martwe i zgony niemowląt w wieku 0-6 dni na 1000 urodzeń żywych i martwych) wynosił 8,7 promila. Kolejną przyczyną zgonów (prawie 33 proc. przypadków) są wady rozwojowe wrodzone, a pozostałe zgony są powodowane chorobami nabytymi w okresie niemowlęcym lub urazami. Te same dane czyta się zupełnie inaczej po rozmowie z rodzicami, którzy stracili upragnione dziecko. Czyta się je przez łzy.

Zobaczyć swoje dziecko

Urodziny martwego dziecka są szokiem dla matki. Nawet jeżeli wcześniej lekarze przygotowywali ją na taką możliwość, zwykle do końca ma ona nadzieję, że się mylili. Zarówno lekarze, jak i położne starają się zminimalizować stres, jaki przeżywa kobieta. Czasami personel szpitala nie wyraża zgody na podanie dziecka matce, tłumacząc: ”Będzie pani bardziej cierpiała”. Istnienie tego typu zachowań wśród polskich położników i ginekologów potwierdza dyrektor Szpitala Ginekologiczno-Położniczego im. Świętej Rodziny w Warszawie prof. dr hab. med. Bogdan Chazan. Jego zdaniem, zachowania takie są dalekie od standardów europejskich. Po porodzie kobieta ma prawo zobaczyć swoje dziecko - nawet jeśli urodziło się martwe, ma prawo je pożegnać. Prawo to obejmuje również ojca. Ani lekarze, ani położne nie mają prawa odmówić. To rodzice podejmują decyzję, chociaż, jak zwraca uwagę prof. Chazan, na ich zachowanie ma wpływ postawa personelu medycznego i jego sugestie. Prof. Chazan przyznaje również, że w szpitalach zdarzają się nadużycia, polegające na odmowie wydania rodzicom zmarłego dziecka zaświadczenia, które niezbędne jest w USC i które umożliwia pochowanie go. Jeśli wszystko odbywa się prawidłowo, na podstawie zaświadczenia ze szpitala w USC wystawiany jest akt urodzenia z adnotacją ”dziecko urodziło się martwe” lub jeśli żyło, akt urodzenia i potem w drugim pokoju akt zgonu. Oba dokumenty są wystawiane od ręki. Dziecku nadaje się imię, wpisywane są pełne dane rodziców. Prof. B. Chazan podkreśla, że szpital jest zobowiązany wydać takie zaświadczenie niezależnie od wagi dziecka. Nie ma w Polsce aktu prawnego regulującego dane dotyczące wagi i wieku dziecka, od których można wyprawić pogrzeb. Zdarza się, że szpitale kwalifikują porody martwych dzieci jako poronienia, aby nie podwyższać statystyk. Jak wyjaśnia prof. Chazan, poronienia dotyczą dzieci do 22. tygodnia ciąży. Jednak, jego zdaniem, jeśli rodzice chcą pochować również dziecko, które stracili we wcześniejszych tygodniach ciąży, należy im to umożliwić. A co się dzieje z dziećmi poronionymi lub urodzonymi jako martwe, których rodzice nie chcą zabrać ze szpitala i pochować na cmentarzu? ”Zostają spalone” - wyjaśnia prof. Chazan.

Aniołek czy zbawiony?

”Wiemy, że nasze Dziecko jest już u Boga. Proszę jednak zrozumieć, że oddalibyśmy wszystko, by nasze dziecko nie umarło. By mieć je z powrotem, tulić w ramionach, trzymać w swej dłoni małą rączkę” - napisała Magdalena Harrison ”W liście do księdza”. Co naprawdę dzieje się z dzieckiem, które zmarło przed chrztem. To pytanie, na które Kościół wciąż nie dał jednoznacznej odpowiedzi. Ks. prof. Tomasz Węcławski, który był członkiem Międzynarodowej Komisji Teologicznej, zwraca uwagę, że zagadnienie dotyczy nie tylko zmarłych nieochrzczonych dzieci. Jego zdaniem, istotę współczesnych wątpliwości w sprawie konieczności związku między zbawieniem a sakramentalnym znakiem chrztu można sprowadzić do trudności pogodzenia trzech danych, przyjmowanych w wierze i doświadczeniu Kościoła z naturalną oczywistością: 1. Bożego zamiaru zbawienia wszystkich ludzi, 2. przekonania, że zwyczajną i konieczną drogą do zbawienia jest właśnie wiara wyznana widzialnie przez przyjęcie chrztu (a za nim innych sakramentów), 3. oczywistego faktycznego stanu rzeczy, w którym bardzo wielu ludzi nie przyjmuje chrztu i nie może go przyjąć z przyczyn obiektywnych - począwszy od dzieci chrześcijańskich rodziców, które umarły, zanim udzielono im sakramentu, aż po tych, którzy żyją w sytuacjach niepozwalających im dostrzec i przyjąć skierowanego do nich wezwania zawartego w chrześcijańskim orędziu zbawienia (mogą to być zarówno wyznawcy religii niechrześcijańskich, jak też ateiści czy ludzie formalnie bezreligijni).

Przed dwoma laty, gdy Stolica Apostolska zwróciła się do biskupów na całym świecie z pytaniem: ”Jaki jest los dzieci zmarłych bez chrztu?”, bp Stanisław Wielgus w imieniu Episkopatu Polski oświadczył: ”Wierzymy, że będą zbawione”. Opinię uzasadnił: ”Nieskończenie miłosierny Bóg nie może się przecież zgodzić, aby zupełnie niewinne dzieci nie zostały zbawione”. Ks. Węcławski twierdzi, że Międzynarodowa Komisja Teologiczna skłania się ku rozwiązaniu, że chrzest pragnienia, będący świadomym aktem człowieka, w przypadku śmierci ludzi niezdolnych do podjęcia samodzielnej decyzji może być zastąpiony pragnieniem Kościoła, pośredniczącego w realizowaniu powszechnej woli zbawczej Boga, a tym samym pragnącego zbawienia wszystkich ludzi. W podobnym duchu wypowiada się Katechizm Kościoła Katolickiego: ”Jeśli chodzi o dzieci zmarłe bez chrztu, Kościół może tylko polecać je miłosierdziu Bożemu, jak czyni to podczas przeznaczonego dla nich obrzędu pogrzebu. Istotnie, wielkie miłosierdzie Boga, który pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni (Por. 1 Tm 2,4), i miłość Jezusa do dzieci, która kazała Mu powiedzieć: »Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im« (Mk 10,14), pozwalają nam mieć nadzieję, że istnieje jakaś droga zbawienia dla dzieci zmarłych bez chrztu”. Popularne wśród rodziców, którzy utracili dziecko, powiedzenie, iż ”powiększyło ono grono aniołków” jest poetycką przenośnią, która nie ma żadnych teologicznych podstaw, niezależnie od tego, czy dziecko umarło przed chrztem, czy po chrzcie.

Po prostu katolicki pogrzeb

Magdalena Harrison, w cytowanym już ”Liście do księdza” napisała: ”Wiemy, że Kościół dla naszego dziecka przewiduje pokropek (modlitwa i pokropienie trumny wodą święconą w zakrystii). Wiemy również, że istnieje możliwość odprawienia Mszy w intencji rodziców, połączonej z pożegnaniem naszego dziecka. Wiemy, że Mszę odprawia się za grzechy zmarłego, a nasze dziecko zgrzeszyć nie mogło. Jednak dla nas, wierzących rodziców, uczestnictwo w Mszy na pogrzebie własnego dziecka jest bardzo ważne. Wiemy, że nasze dziecko było mniejsze, ważyło jedynie kilka kilogramów (czasem dużo mniej), ale przecież w oczach Boga wszyscy są równi. Niemożność pochowania własnego dziecka dla rodziców jest cierpieniem i bólem na całe życie”. W rzeczywistości Kościół pozwala na katolicki pogrzeb nieochrzczonego dziecka. ”Ordynariusz miejsca może zezwolić na pogrzeb kościelny dzieci, których rodzice mieli zamiar je ochrzcić, a jednak zmarły przed chrztem” stwierdza Kodeks Prawa Kanonicznego (kan 1183. par. 2). W każdym aktualnym wydaniu ”Obrzędów pogrzebu” można przeczytać następującą informację: ”Konferencja Episkopatu Polski zezwala na katolicki pogrzeb dzieci, które zmarły przed chrztem, jeżeli rodzice pragnęli je ochrzcić. Przy tych pogrzebach należy używać tekstów przewidzianych na pogrzeb dzieci nieochrzczonych. Aby w umysłach wiernych nie zacierała się nauka o konieczności chrztu, należy ją przypominać w katechizacji dzieci i dorosłych”. Wszystkie trzy formy pogrzebu dziecka zawarte w ”Obrzędach” przewidują osobne teksty modlitw i czytań dla dzieci ochrzczonych i nieochrzczonych.

Nieprawdą jest również, że w czasie pogrzebu dziecka nieochrzczonego nie można odprawiać Mszy św. ”Mszał Rzymski dla diecezji polskich” zawiera pełny formularz ”Mszy w czasie pogrzebu dziecka nieochrzczonego”. Tymczasem wielu księży na pytanie o możliwość ”pełnego” pogrzebu dziecka, które urodziło się martwe, odpowiada: ”Nie ma zwyczaju”. Niektórzy ze zdumieniem dowiadują się o istnieniu odpowiednich tekstów liturgicznych. Większość zwraca uwagę, że niemal nigdy rodzice w takich sytuacjach nie proszą o pogrzeb dziecka. Często sprawiają wrażenie, jakby chcieli jak najszybciej mieć problem za sobą. Być może wynika to również z niewiedzy, iż przepisy kościelne nie stawiają żadnych przeszkód. Zdaniem prof. Chazana, wskazane jest nie tylko pochowanie dziecka, które urodziło się martwe, zgodnie z zasadami wyznawanej przez rodziców wiary, ale także przeżycie przez nich ”pełnej żałoby” po takim dziecku.

Nie jesteśmy silni

Szpital ma obowiązek zapewnić opiekę psychologiczną rodzicom, którzy stracili dziecko. Zdaniem prof. Chazana, często jest ona fikcją. Rozmowa z nimi jest bardzo trudna. Bardzo często nie chcą rozmawiać na ten temat. Zbierając materiały do tego tekstu, zwróciliśmy się do kilku par, które straciły dziecko. Najczęściej spotykaliśmy się z odmową. I nic dziwnego. Mąż jednej z kobiet, z którą chcieliśmy porozmawiać, stwierdził: ”Boję się, że dziennikarz zada jedno, dwa pytania, które ją dobiją, a ja potem będę odbudowywał zaginiony uśmiech na twarzy mojej żony przez kilka dni”. Ma rację. ”Często się zdarza, że to, co mówimy raczej drażni niż pomaga. Użycie jakiegoś szablonowego lub niezgodnego z prawdą zwrotu w rodzaju: »wiem, co czujesz«, może tylko zezłościć cierpiącą osobę i sprawić jej przykrość. Jedynie ona wie, co czuje” - wyjaśnia Catherine M. Sanders, w książce ”Jak przeżyć stratę dziecka”.

Dorota, która w zeszłym roku straciła syna w ósmym miesiącu ciąży, przez wiele miesięcy nie chciała z nikim o tym rozmawiać. Nawet z zaprzyjaźnionym księdzem. Pytana o to, jak przeżyte doświadczenie wpłynęło na jej wiarę, mówi najpierw o poczuciu winy i o buncie wobec Boga. O pojawiających się wątpliwościach, czy nie przyczyniła się do śmierci upragnionego, wyczekiwanego, kochanego dziecka. ”Śmierć dziecka zawsze w pierwszym odruchu doświadczana jest jako kara: »Co zrobiłam? Za co spotyka mnie takie straszne cierpienie? To moja wina, zawiodłam...«” - twierdzą Dorota Kaja i Małgorzata Motyka, autorki opracowania ”Śmierć dziecka w doświadczeniu rodzica”.

Wierzący rodzice często myślą, że spotkała ich kara za jakiś grzech, na przykład za współżycie przed ślubem. Ponieważ niejednokrotnie w buncie zaczynają unikać przystępowania do sakramentów, w tym również do spowiedzi, księża nie mają okazji wyjaśnić im błędności takiego rozumowania. Dorota zwraca uwagę, że księża nie są przygotowani do rozmów z ludzi przeżywającymi dramat utraty dziecka. Boją się do nich wychodzić. Tę lukę w działaniach Kościoła wykorzystują sekty. Była zdziwiona, gdy do jej drzwi zadzwonili przedstawiciele jednej z nich i zaproponowali rozmowę o sensie jej doświadczeń. Nie wyjaśnili, skąd się dowiedzieli. Przeżywający dramat utraty dziecka nie chcą z ust księdza słyszeć banałów o tym, że ”są silni”, że ”taka była wola Boża”, że ”mają przecież inne dzieci” lub ”wszystko przed nimi”, że ”są młodzi i mogą mieć jeszcze wiele dzieci”. Bunt dotyczy również faktu, że rodzice, którzy stracili dziecko, którego bardzo chcieli, widzą dzieci rodzące się w rodzinach, gdzie są one niechciane, odrzucane, traktowane jak zło konieczne. ”Dlaczego Bóg do tego dopuszcza?”. Wobec takich pytań księża również stają bezradni.

Prof. Bogdan Chazan uważa, że stoimy w Polsce na początku drogi niezbędnych przemian w podejściu do problemu utraty dziecka. Jego zdaniem, powinny one dotyczyć zarówno środowiska służby zdrowia, jak i Kościoła. Potrzebna jest współpraca na terenie szpitali, praca nad przemianą świadomości zarówno wśród lekarzy i położnych, jak i wśród kapelanów szpitalnych i księży proboszczów. Dziecko, które rodzi się martwe lub umiera tuż po urodzeniu jest CZŁOWIEKIEM. Nikt o tym nie powinien zapominać.