Teoria o integracji

Agata Puścikowska

GN 05/2014 |

Dziewięciolatki w autobusowej drodze do szkoły: – Ty downie, weź się posuń. – Sam się posuń, downie. – Chłopcy, a kto to jest ten „down”? – Noo… Eee… Ktoś dziwny – odparł pierwszy. – Ktoś głupi – dodał drugi.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Ci sami chłopcy podczas zabawy. Szaleją, jak to dzieci, zjeżdżają z plastikowych zjeżdżalni, strzelają do siebie piankowymi pociskami. Razem z nimi Kuba. Chyba w tym samym wieku, bo szaleje i bawi się wyśmienicie. Choć nieco wyższy i trochę grubszy, może też nieco mniej sprawny. Jednak to on, Kuba, w kilka minut zaczyna dowodzić w zabawie. Jest jak admirał (w plastikowej łódce), jest najlepszym inżynierem (klocki). Jest w końcu świetnym przyjacielem, gdy pociesza: – No przestań płakać. Przewróciłeś się, ale zaraz przestanie boleć.

– Chłopaki, fajnie spędziliście czas? – No jasne! – Kuba jest świetny!

Kuba ma naprawdę lat 13. I jest chłopakiem z zespołem Downa.

Chociaż historyjka jest prawdziwa, nie gorszmy się dziewięciolatkami. Nie jest ich winą, że nikt im nie wytłumaczył, kim jest człowiek z zespołem Downa. Nie jest też ich winą, że nigdy wcześniej nie poznali nikogo takiego. Więc gdy na przerwie w szkole usłyszeli nowe „wyzwisko”, skwapliwie i bez namysłu je wykorzystali. I nie współczujmy też Kubie. Świetnie sobie radzi zarówno na placu zabaw, jak i w domu ze wszystkimi prawie czynnościami. A że czasem ktoś dziwnie spojrzy albo coś powie? Nie Kuby problem! Kuba doskonale wie, że ludzie dzielą się na dobrych i gorszych. Mądrych i tych nieco mniej. I on niewiele już może tym drugim pomóc.

W latach 80. w szkołach podstawowych były klasy tzw. integracyjne. Dzięki tym klasom dzieci pełnosprawne miały kontakt z dziećmi z przeróżnymi dysfunkcjami. I jak to dzieci: czasem się kłóciły, czasem godziły, czasem częstowały landrynkami, a czasem… kuksańcem. Jednak były RAZEM, uczyły się świata, w naturalny sposób poznawały kolorową, zmienną rzeczywistość wokół siebie. I ta rzeczywistość w naturalny sposób wychowywała mądrze: otwierała na innych ludzi i ich potrzeby.

Współczesne dzieci nie wiedzą, co to down. A ich rodzice nawet nie chcą, by wiedziały. Wystarczą zajęcia dodatkowe, koledzy i koleżanki wybierani często z dorosłego, „porządnego” klucza. Dzieci, uczone na pogadankach pięknej teorii o antydyskryminacji, nie posiadają w tej życiowej przestrzeni żadnej praktyki.

Szkoda. Miłości bliźniego nikt się z książek nie nauczy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.