Zasada orzecha

Joanna Juroszek; GN 4/2014 Katowice

publikacja 03.02.2014 06:00

Zanim popełnisz samobójstwo, zadzwoń - to hasło pierwszego na świecie telefonu zaufania.


Ksiądz Adam jako wolontariusz ze słuchawką służył 7–8 lat Joanna Juroszek /GN Ksiądz Adam jako wolontariusz ze słuchawką służył 7–8 lat

Założył go anglikański pastor Chad Varah krótko po pogrzebie młodej dziewczyny, która targnęła się na swoje życie. Pierwsza rozmowa, jaką przeprowadził pastor, odbyła się 
2 listopada 1953 r. w Londynie, w podziemiach kościoła St. Stephen Walbrook. Praca duchownego przyniosła efekty, w Londynie zmalała liczba samobójstw, a Varah za swoją działalność został nagrodzony przez królową Wielkiej Brytanii.


Idea służby każdemu, kto potrzebuje rozmowy, 17 lat temu dotarła także do Katowic, gdzie powstał pierwszy w Polsce całodobowy Katolicki Telefon Zaufania. Po co istnieje? By słuchać. Godzinę, dwie, trzy, więcej...
– Ludzie działają na zasadzie orzecha. Mają jakiś problem, który jest schowany pod skorupą. My, słuchając, zadając pytania, mamy spowodować, że te skorupy zaczynają pękać i człowiek zaczyna dostrzegać problem – wyjaśnia ks. Adam, wieloletni wolontariusz, cytując Marię, założycielkę Katolickiego Telefonu Zaufania w Katowicach. 
Kapłani zwykle dyżurują w nocy – od godz. 22 do 6 rano. Ksiądz Adam był wolontariuszem 7–8 lat. – W tym czasie miałem chyba 5 dyżurów, kiedy nikt nie zadzwonił. Raz okazało się, że przyczyną był uszkodzony telefon... Zazwyczaj miałem tak, że ludzie dzwonili non stop. Do rana – wyjaśnia. Po dyżurze najczęściej odprawiał pierwszą Mszę św. Potem miał czas na to, by odespać. – Jeden z moich proboszczów sam kiedyś służył w telefonie, nie było więc dla niego problemem to, że wikarego nie było o 3 w nocy na probostwie – śmieje się.


Z jakimi problemami przychodziło mu się wówczas zmagać? Były one przeróżne. Ludzie prosili o modlitwę, np. o pomyślne zdanie egzaminu, czasem zadawali konkretne pytania związane z teologią, Pismem Świętym. Pytali o kwestie moralne. Innym razem chcieli tylko, by ich wysłuchać. Najwięcej telefonów jest w okresie jesienno-zimowym i zimowo-wiosennym, wówczas przede wszystkim dzwonią ludzie z depresjami. Zdarzają się także telefony od ludzi borykających się z myślami samobójczymi.

Ksiądz Adam tłumaczy, że dzwoniący bardzo często nie mówią wprost o swoim problemie, wyczuwają najpierw swojego odbiorcę, sprawdzają tembr głosu. Pytają o coś zupełnie innego, o życie i doświadczenie posługującego w telefonie. I dopiero gdy zdobędą zaufanie, mówią o myślach samobójczych.
 – Pytam wtedy o przyczynę. Poznaję smutek, żal, porażki, samotność, odrzucenie. Proponuję rozwiązanie, próbuję jakoś naprowadzić. Nie zadecyduję za człowieka, ale otwieram drzwi, by zobaczył perspektywę, poznał miejsca, gdzie możne szukać pomocy – wyjaśnia ksiądz wolontariusz.
 Zdarza się także, że ludzie, którym udało się pomóc, dzwonią z podziękowaniami. To wspólny sukces wolontariusza i potrzebującego. 
– Pamiętam taką rozmowę, trwała 3–4 godziny. Właściwie tylko słuchałem. Komunikowałem, że jestem. Nagle padło zdanie: „O, kurczę! Ja tego nie wiedziałam. Dziękuję, że mi to ksiądz powiedział”. I w tym momencie ta osoba się rozłączyła. Ktoś dał jej czas, a ona sama zrozumiała, z czym sobie nie radziła – mówi.


Są osoby, które dzwonią regularnie. Ksiądz Adam wspomina kobietę, która rozmawiała z nim przez 3 lata. – Ludzie mają potrzebę rozmowy z kapłanami. Telefon daje im tę możliwość – wyjaśnia. – Pamiętam, że często dzwoniła też inna pani. Pismo Święte musiałem mieć non stop wtedy otwarte. Zadawała takie pytania, że musiałem się mocno nagimnastykować. I wcale nie chodziło jej o rozwiązanie krzyżówki, choć i takie telefony się zdarzały – śmieje się ks. Adam.
Podkreśla, że w tej pracy nie chodzi o to, by rozwiązywać wielkie problemy. – My nie mamy prawa, by decydować za człowieka. Chodzi o to, by pokazać możliwości. Często penitent ma już gotową odpowiedź. Paraliżuje go jednak strach, by w danym kierunku pójść. Naszym zadaniem jest towarzyszenie, danie komfortu bezpieczeństwa, poczucia, że człowiek nie jest sam – tłumaczy. – Jako wierzący wiem, że mogę się za nich pomodlić. Były też takie sytuacje, że dzwoniący sam prosił o wspólną modlitwę.


Jak służba w telefonie zaufania pomaga w codziennej duszpasterskiej pracy? – Zawsze rozwija, uczy słuchania, wrażliwości na potrzeby drugiego człowieka, cierpliwości, pokory. Dzięki niej odkrywam także samego siebie – odpowiada ks. Adam. Posługa w telefonie to także szkoła nauki tego, co się mówi. – Każde słowo coś ze sobą niesie. Można powiedzieć za dużo i tym samym bardzo wiele zniszczyć. Z drugiej strony można powiedzieć też za mało. Często potrzebne jest tylko milczenie. Wystarczy świadomość, że tam, po drugiej stronie, ktoś jest. Ktoś ma dla mnie czas. Co więcej – ktoś na mnie czeka. To pomaga człowiekowi odkryć swoją wartość – tłumaczy ks. Adam.


W KTZ w Katowicach posługują ludzie różnych profesji – prawnicy, lekarze, bankowcy, psychologowie, pedagodzy. W sumie 56 osób. Przeprowadzają 11 tys. rozmów rocznie. To numer, pod którym można się z nimi skontaktować: (32) 253 05 00. Jest on dostępny całą dobę.
 W sobotę 18 stycznia z wolontariuszami spotkał się abp Wiktor Skworc. – Jestem przekonany, że to, co czynicie, jest bardzo czytelnym wpisaniem się w misję Chrystusa. Wysłuchujecie tych, którzy źle się mają – powiedział do nich.

TAGI: