Milimetr poniżej piekła

Barbara Gruszka-Zych

GN 07/2014 |

publikacja 13.02.2014 00:15

Kiedy wzywają ją do psychicznie chorych po nieudanych próbach samobójczych, przedstawia się: – Małgorzata Ostrowska-Czaja, po próbie samobójczej. I rozmowa natychmiast zaczyna się układać.

Małgorzata Ostrowska-Czaja założyła Fundację  „Przetrwać cierpienie”, by pomagać ludziom w kryzysach henryk przondziono /gn Małgorzata Ostrowska-Czaja założyła Fundację „Przetrwać cierpienie”, by pomagać ludziom w kryzysach

Na depresję się umiera – opowiada Małgorzata Ostrowska-Czaja. – Jeśli chory się nie leczy, czeka go śmierć. Po jakimś czasie znów bierze sznur, łyka garść tabletek, wymyśla jakiś nowy sposób na swoje odejście. Bo nie da się żyć milimetr poniżej piekła. Nie mam wrogów, ale gdybym ich miała, nie życzyłabym im, żeby zapadli na tę chorobę. Jestem po ciężkiej depresji i próbie samobójczej. Różne zawirowania życiowe to spowodowały. Straciłam pracę, poniosłam klęskę w życiu osobistym. Tak to się ułożyło. Od półtora roku kieruje Fundacją „Przetrwać cierpienie” (www.przetrwaccierpienie.org.pl), którą sama założyła. A ponad dwa lata temu bardzo krótko była pacjentką szpitala psychiatrycznego. Nie kryje tego, ale daje świadectwo innym, żeby tak jak ona znaleźli siłę na wyjście z choroby. – Kiedy rozmawiam z kimś, kto mnie nie zna, i nagle mówię, że należę do grona osób psychicznie chorych, które przebywały w szpitalu psychiatrycznym, widzę, jaki ta informacja wywołuje szok – dodaje. – Słyszę: „Pani? To niemożliwe!”. „Tak też wyglądają osoby psychicznie chore” – odpowiadam spokojnie. Nie czuję się lepsza od moich podopiecznych, ale solidaryzuję się z nimi. Gdyby nie to, że chorzy psychicznie są przez zdrowych stygmatyzowani, wyrzuceni poza margines, mogliby funkcjonować tak jak ja.

Jak mogłaś, mamo?

– W drugim dniu po próbie samobójczej, kiedy jeszcze leżałam na sali pod kroplówkami, przyszła do mnie moja córeczka Julia, bo nie wierzyła, że żyję. Powiedzieli jej, że mama chciała się zabić. Przyniosła mi kartkę, na której napisała: „Mamusiu, nawet gdybyś była nikim i tak będę cię kochała”. Miała wtedy 12 lat, przeze mnie musiała przedwcześnie dojrzeć. Widziałam, jak bardzo mnie potrzebuje. Ale co jej mogła dać matka, która jest wiecznie w pracy? Zarabiałam dużo pieniędzy. To było okupione tym, że Julcią zajmowała się opiekunka. Kochałam córeczkę, ale nie rozumiałam, co znaczy dojrzała miłość. Widzę to dopiero z perspektywy czasu, bo zmieniły mi się priorytety. Gdyby w tym momencie ktoś do mnie zadzwonił i powiedział, że Julia mnie potrzebuje, natychmiast bym do niej pojechała. Przedtem, kiedy dzwoniła i chwaliła się, że dostała szóstkę, przerywałam jej: „Juleczko, później pogadamy, mamusia jest teraz bardzo zajęta”. Bardzo mocno raniłam moje dziecko i najgorsze jest to, że nie odzyskam tych lat. Ale Pan Bóg zadziałał, że nam się poukładało. Przez tamte 12 lat nie było takiego kontaktu między nami jak teraz, więc wszystko dzieje się po coś. Dzwoni do mnie z każdą sprawą, chwali się szkołą, koleżankami. To już prawie kobieta, wyższa i tęższa ode mnie. Potrafi do mnie przyjść i powiedzieć: „Mamo, usiądź mi na kolana, bo jesteś taka malutka, a ja ciebie bardzo kocham”. Niedawno mi powiedziała: „Wtedy byłam na ciebie wściekła, jak mogłaś chcieć mnie zostawić? Ale potem zobaczyłam, jak strasznie jesteś chora”.

Przepraszam, nie chcę żyć

– W przeddzień próby samobójczej czułam się, jakby mnie ktoś rozjechał walcem, powiesił na ścianie i zaczął do mnie strzelać. Kto tego nie przeżyje, nie jest w stanie sobie wyobrazić. To moment, kiedy nasz mózg nie funkcjonuje jak powinien. Próba samobójcza to moment, w którym człowiek nie chce widzieć, czuć, słyszeć. Chce tylko zasnąć. W tamtym momencie nie istniała moja córka, rodzina, żadne perspektywy na przyszłość. Po ponad dwóch latach wiem, że to było potwornie egoistyczne. Wtedy nie byłam w stanie myśleć inaczej. 18 marca 2012 r. w nocy byłam pewna, że nie mam już czego szukać na tym świecie. Zdobyłam około 260 tabletek – betablokerów, spowalniających pracę serca, i leków uspokajających. Załatwiłam dla córki opiekę na następny dzień. Odwiozłam ją do szkoły, a potem pojechałam w okolice trasy szybkiego ruchu. Samochody przejeżdżały jeden za drugim, ale ludzie tamtędy nie chodzili. Zapaliłam papierosa i pomyślałam, że to ostatni papieros w moim życiu. Krople deszczu spadały na szybę auta, a ja nie płakałam, tylko powtarzałam: „Przepraszam cię, Julciu, już dłużej nie mogę”. Była 8.20 rano, kiedy zaczęłam zażywać tabletki. Teraz się zastanawiam, jak mi się udało je wszystkie połknąć. Po dwudziestu minutach zaczęły działać. Nieprzytomna tkwiłam w tym samochodzie do osiemnastej. To właśnie córeczka zrobiła w domu szum, nieustannie pytając: „Dlaczego jeszcze nie ma mamy?”. I zaczęli mnie szukać. Kiedy zobaczyli mnie lekarze z pogotowia, stwierdzili, że nie mam szans. „Szpilki zamiast źrenic, to źle wróży” – powiedzieli. Po przebudzeniu zorientowałam się, że leżę przypięta pasami do łóżka. Gdzie tylko się dało, miałam podłączone kroplówki, nad głową widziałam jakieś światło, szpitalną salę. Zastanowiłam się, dlaczego w tym niebie jest tak brzydko. A potem przyszła myśl: „Dalej jestem na ziemi”. A człowiek, który chce się zabić, nie chciałby już na niej być.

Kiedy bolą włosy

Nie ma takiej możliwości, żeby człowiek po próbie samobójczej ot tak wrócił do życia. Natychmiast musi zostać skierowany do psychiatry w celu zdiagnozowania i leczenia. Bo depresja to dysfunkcja mózgu powodująca, że chory znajduje się w grobowcu własnego ciała i duszy. To ocean łez, powiększający się każdego dnia. Opowiadam to z punktu widzenia osoby, która na nią chorowała. Moja próba samobójcza była wynikiem nieleczonej depresji. Jest sześć rodzajów tej choroby. Mnie dopadła tzw. maskowana – kiedy szłam do pracy, czułam się dobrze, w domu zamykałam się w czterech ścianach, nie odbierałam telefonów, płakałam. To trwało około roku. Ta choroba nie wybiera, tak jak nowotwór. Człowiek czeka na śmierć, bo wydaje mu się lepsza od stanu, który przeżywa. Nie jest w stanie wstać z łóżka, jeść, spać. Boli go całe ciało, bolą go włosy. Przed depresją nic nie jest w stanie uchronić. Można leżeć w puchu, opływać w dostatki, mieć wielkie pieniądze, czterech Adonisów, którzy nas wachlują, a człowiek zapada na depresję. Zdrowi, obserwując chorych, nieraz mówią niesprawiedliwie: „Co to za udawanie? Do roboty im się nie chce iść”. A to nieprawda. Jeśli ktoś więcej niż trzy tygodnie jest apatyczny, wycofuje się z życia rodzinnego, społecznego, nie widzi wokół siebie nic dobrego, to trzeba go zaprowadzić do psychiatry. Tylko on może pomóc. Bronię psychiatrów, bo to lekarze dusz. Nieraz powtarzam, że nie leczą wariatów, czubków, psycholi, tylko chorych. Dla 90 proc. Polaków szpitale psychiatryczne to zakratowane budynki, gdzie trzyma się ludzi czekających na to, żeby tylko zabić czy zgwałcić. A przecież tam przychodzą chorzy na depresję, schizofrenię, chorobę borderline, chorobę afektywną dwubiegunową, żeby się wyleczyć. A potem wracają do domów, żeby normalnie żyć, ale to tak myślący zdrowi nie dają im szans. Wielu uważa, że chory psychicznie to menel, alkoholik, cierpiący na rozdwojenie jaźni, z nożem bądź pistoletem w kieszeni. Takie myślenie sprawia, że chorzy psychicznie stają się inwalidami społecznymi. Nieraz nie mogą dostać pracy nawet przy rozdawaniu ulotek.

Otworzyłam Ci drzwi

Trzy miesiące to najkrótszy czas, w którym chory po próbie samobójczej dochodzi do siebie. Fizycznie szybko poczułam się dobrze. Psychicznie do dziś miewam gorsze dni, ale to już nie jest stan chorobowy. Jeszcze przez kilka miesięcy zamykałam oczy, wracając do momentu, kiedy nic nie czułam. Przeżywałam okropne stany lękowe. Nie potrafiłam wyjść do sklepu po papierosy, które wtedy były dla mnie najważniejsze. Pięć razy podchodziłam do windy, a kiedy już znajdowałam się w centrum handlowym, naciągałam kaptur prawie na całą twarz, żeby nikt mnie nie mógł rozpoznać. Bałam się, że wszyscy wiedzą, że jestem psychicznie chora. Targały mną sprzeczne uczucia. Z jednej strony drażnił każdy hałas, nie mogłam patrzeć na kolory, nie chciałam, żeby ktoś do mnie podchodził. Z drugiej pytałam bliskich, czemu mnie nie kochają, czemu jestem im niepotrzebna? Odrzucałam ich, nie wiedząc, że dla nich to też było piekło. Chowałam tabletki do skarpetek, zamiast używać, i kłamałam, że je biorę. To też był objaw chorobowy. Chociaż w domu miałam zasłonięte okna i godzinami płakałam, podczas wizyt mówiłam psychiatrze, że wszystko jest OK. Moja córka musiała się przeprowadzić do babci, bo nie byłam w stanie się nią zajmować. Bardzo dzielnie to zniosła. Zawsze miała średnią 5, a wtedy, nie wiem, czy zrobiła to dla mnie, miała aż 5,7. Z fatalnego stanu wyciągnęła mnie fenomenalna pani doktor psychiatra Małgorzata Lewicka. Dzięki niej i pomocy najbliższych zaczęłam regularnie brać tabletki i powoli wychodzić z choroby. Pani doktor jest bardzo wierząca, ja byłam daleko od Boga. W mojej dawnej pracy zwracało się uwagę na szamanów, wróżki. To był dość istotny kawałek mojego dawnego świata. Pewnego dnia moja pani psychiatra zapytała, czy się modlę. Odpowiedziałam, że moja córka się modli. Dołączyłam do Julci i tak zaczął się piękny, powolny proces mojego nawracania. Zapukałam do Pana Jezusa i powiedziałam: „Nie chcę odejść, ale teraz Ty do mnie przyjdź, otworzyłam Ci drzwi”. Nie wyobrażam sobie rozpoczęcia kolejnego dnia bez słów: „Jezu, ufam Tobie”. Ale nie mogę powiedzieć, że moja wiara jest bardzo silna. Gdybym, nie daj Bóg, dowiedziała się, że moje dziecko umiera, nie wiem, czy nie odwróciłabym się od Boga. Teraz z moją współpracowniczką w fundacji – Hanią często rozmawiamy o Panu Bogu i sensie życia. To niesamowita radość, jak się pracuje z kimś, z kim można tak naturalnie mówić o tym, co najważniejsze.

Siłowanie na rękę

Definitywnie rozstałam się z depresją w styczniu 2013 r. Niewiarygodne, że to ona pomogła mi tak wyraźnie zobaczyć piękno świata. Pamiętam, jak któregoś dnia, przy lepszym samopoczuciu, wyszłam na balkon i zobaczyłam słońce. Aż mi zaparło dech. „Jakie jest piękne i dla mnie też świeci!” – pomyślałam. To było niesamowite po tej ciemności, którą przeżyłam. Już w szpitalu postanowiłam, że zrobię coś dla siebie i chorych psychicznie. Najpierw założyłam stronę na Facebooku. Przez ten portal zgłosili się do mnie psycholog kliniczny i psychiatra. 10 września 2012 r. – w dzień zapobiegania samobójstwom – rozpoczęła działalność nasza Fundacja „Przetrwać cierpienie”. Zajmujemy się bezpłatną pomocą chorym psychicznie, rodzicom po stracie dzieci, ofiarami przemocy domowej, osobami po traumach, dziećmi krzywdzonymi przez dorosłych. Mamy oddziały w Katowicach, Warszawie, Toruniu, Wrocławiu, Lublinie, Częstochowie i w Krakowie. W całej Polsce pomogliśmy już tysiącowi osób. Najbardziej lubię pracę z dziećmi i młodzieżą. Z wykształcenia jestem rzeźbiarką, ale zrobiłam też kursy terapeutyczne. Jak mnie cieszy, kiedy na początku zbuntowany nastolatek z czasem pyta mnie z żalem: „Jak pani mogła odwołać wizytę? Mam tyle do opowiadania”. Bardzo często pokazuję młodzieży obraz, na którym Jezus siłuje się na rękę z szatanem. Nie wystarczy, że raz im pokażę Jezusa, który wygrywa. Wybieranie dobra jest procesem. Często modlę się o uwolnienie różnych osób, kiedy mam podejrzenie, że do ich choroby miesza się Zły. Bo jeśli cierpiącemu nie pomaga psychiatra, to może być zniewolenie albo opętanie. Wtedy trzeba zwrócić się po pomoc do egzorcysty. Zresztą zawsze noszę spory krzyżyk z egzorcyzmami. Gdy go czasem wyjmuję na bluzkę, to wie pani, jak na mnie patrzą? Sama proszę Boga o uwolnienie od nienawiści, złości, zawiści. To nie są uczucia, które On nam daje. Jeśli bym miała wracać do przeszłości i myśleć, co kto zrobił mi złego, to już pewnie miałabym trzecią trumnę. A tak to wybaczam i idę dalej. Kiedyś moja pani psychiatra zapytała mnie, czy wybaczyłam już wszystkim, którzy mnie skrzywdzili, i czy modlę się za nich. Kiedy potwierdziłam, powiedziała: „Teraz niech pani prosi dla nich o miłosierdzie Boże i błogosławieństwo dziesięć razy większe niż dla pani”. To mam dopiero zadanie! Każdego dnia w fundacji wybieramy sobie wycięte na karteczkach cytaty ze słowami o. Pio i dajemy je przychodzącym. Dziś trafiłam na słowa, że mamy tylu ludzi inteligentnych i mądrych, którym się wydaje, jacy to są wielcy. A tak naprawdę to pycha, bo w oczach Boga wszyscy jesteśmy równi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.