Współczesne podwórko

Krzysztof Król; GN 8/2014 Zielona Góra

publikacja 06.03.2014 05:41

DOM jest mi potrzebny, bo… „będę mogła odpocząć od swoich problemów i poznać ciekawych ludzi!”, „chcę się rozwijać, uczyć, poznawać, cieszyć, bawić, pomagać” – te marzenia zielonogórskiej młodzieży wkrótce się urzeczywistnią.

Liderzy z Pracowni Rozwoju Osobistego i Społecznego Krzysztof Król /GN Liderzy z Pracowni Rozwoju Osobistego i Społecznego

Stowarzyszenie „Możesz Inaczej” wyremontuje starą i zniszczoną kotłownię na ul. Władysława IV w Zielonej Górze. Okazało się, że to marzenie wcale nie jest takie nierealne, na jakie wyglądało. Młodzi przekonali do swojej koncepcji mieszkańców Zielonej Góry, którzy już po raz drugi, w ramach Budżetu Obywatelskiego, mogli sami zdecydować, co trzeba zrobić w mieście. W tym roku było do wydania 6 ml zł. Pomysł zyskał najwięcej głosów i otrzymał 800 tys. zł. – Pieniądze leżały na ulicy. Trzeba było się tylko po nie schylić – zauważa Dawid Juszczyszyn. – DOM nie powstał z potrzeby pedagogów, ale samej młodzieży, którą tylko wspierają dorośli. To jest ich DOM – dodaje.

3898 głosów

Zapewne wiele osób przechodzących obok starej kotłowni myślało, że najlepszym rozwiązaniem jest jej rozbiórka. Okazuje się, że wystarczyła jednak odrobina wyobraźni. – Jak tu wszedłem, to od razu powiedziałem: „Tu będzie dom!” – wspomina Dawid. Wyobrażenia charytatywnie pomogła urealnić projektantka zaprzyjaźniona ze Stowarzyszeniem. Ze starych brudnych ścian wyczarowała budynek tętniący życiem. – To jednak dopiero szkic, tego co może tu powstać i nie mogę się doczekać dalszej pracy nad aranżacją DOM-u – mówi Kamila Oczyp-Kromska z K&K Pracownia Projektowania Wnętrz. Aby zamierzony plan doszedł do skutku, pomagał kto żyw.

– Przyjeżdżałem w każdy weekend stycznia z Poznania, gdzie studiuję, żeby móc zbierać te podpisy. To było miłe, że wiele osób chciało nie tylko podpisać, ale dowiedzieć się więcej o naszym DOM-u – wyjaśnia Daniel Niemyt lider i wolontariusz. – Były wątpliwości, ale wiary w sukces nam nie brakowało. Z dnia na dzień, widząc ilość ludzi przyłączających się do nas, przeczuwałem, że może się udać – dorzuca Grzegorz Witkowski, pedagog, socjoterapeuta i członek zarządu Stowarzyszenia. I rzeczywiście udało się. – Cieszymy się, jednak też czujemy na naszych plecach ciężar odpowiedzialność, ale cóż – pozostaje zakasać rękawy i do roboty. Jest nas dużo i poradzimy sobie. To pierwszy dom w Zielonej Górze i nie ukrywamy, że chcemy, aby było ich jeszcze więcej – mówi z przekonaniem Grzegorz.

Olimpijskie złoto

DOM – Dzienny Ośrodek Młodzieżowy ma zostać otwarty po wakacjach. – To nie przypadek, że to miejsce nazywa się DOM. W prawdziwym domu jest kuchnia, ciepła atmosfera i człowiek czuje się bezpiecznie. Tak ma być i tutaj – zapewnia Dawid. Do południa mają tu odbywać się warsztaty edukacyjno-rozwojowe dla szkół. – Już pierwsi dyrektorzy zgłaszają chęć udziału w zajęciach. Po takich warsztatach młodzież będzie mogła skorzystać z kuchni i również z sali rekreacyjno-rozrywkowej, gdzie będzie nowoczesny sprzęt. Natomiast po południu będą zorganizowane grupy liderskie, młodzieżowe, wolontariackie, ale też będzie mógł przyjść każdy, kto chce uczestniczyć w życiu tego DOM-u na co dzień – tłumaczy Dawid Juszczyszyn. – DOM nazwałbym takim współczesnym podwórkiem, gdzie będzie można twórczo, wartościowo i ciekawie spędzić czas, a także inaczej spojrzeć na dorosłych, na otaczający świat i na siebie. Tu będą ludzie, którzy będą widzieli w tobie dobro i będą z ciebie ten potencjał wydobywać. Możesz inaczej, bo z natury jesteś dobrym człowiekiem i my to w tobie będziemy dostrzegać – dodaje, zwracając się do przyszłych domowników. 

Samo Stowarzyszenie istnieje niespełna rok, ale tak naprawdę grupa ludzi działa już od 10 lat. Od tego czasu Dawid Juszczyszyn stoi na czele Pracowni Rozwoju Osobistego i Społecznego „Pod Słoneczkiem” przy Szkole Podstawowej nr 11. Prowadzi ją wspólnie z Kamilą Kowalczyk-Laskowską i Grzegorzem Witkowskim, oraz wspólnie ze studentami, absolwentami kierunków pedagogicznych, a także z dawnymi wychowankami, którzy są dziś liderami i pragną otrzymane dobro przekazywać dalej. – Wychowywali się i korzystali z pracowni, którą do dziś nazywają swoim domem. Teraz sami pracują z młodszymi kandydatami na liderów na podstawie programu, którzy stworzyli w 2008 roku, gdy jechaliśmy do Krakowa – tłumaczy Dawid. – Tak jak dla Justyny Kowalczyk i Kamila Stocha największym sukcesem sportowym jest złoto olimpijskie, tak dla mnie takim medalem olimpijskim jest młodzież, która osiągnęła swój sukces. Dziś studiują i pracują, a do tego wciąż chcą pomagać. Młodzi ludzie mają wielki potencjał, trzeba go tylko dostrzec, wydobyć i sprawić, aby w uwierzyli w siebie, a wtedy jest już tylko lawina dobra – przekonuje.

Stowarzyszenie jednak nie poprzestaje na młodzieży. – Jeśli mamy pomagać dzieciom, to też chcemy wspierać rodziców. Ta praca powinna przebiegać równolegle. Nie wyobrażam sobie tego inaczej – zauważa Dawid. Dlatego w innym domu, otrzymanym od miasta, przy ul. Słowackiego, wkrótce powstanie Centrum Rozwoju Osobistego i Społecznego dla dorosłych – Będę mogli z niego korzystać zarówno specjaliści, ale także rodzice, którzy chcieliby otrzymać wsparcie i wrócić z nową siłą do swoich problemów, które można inaczej rozwiązać – mówi zielonogórzanin. O DOM-u już mówi się w Polsce. Działania Stowarzyszenia chcą naśladować inni. Po obejrzeniu materiału w programie „Ekspres reporterów” w telewizyjnej Dwójce do Zielonej Góry przyjechały osoby chcące otworzyć taki DOM w Sosnowcu i Białej Podlaskiej. – Zaraz po reportażu napisałam maila i Dawid do mnie zadzwonił. Biała Podlaska to małe miasto liczące 60 tys. mieszkańców, ale też potrzeba takiego miejsca, a to jest innowacyjny pomysł – przekonuje Agnieszka Kaliszuk.

Rozłożyć, a potem schować parasol

Program opierający się na kolejnych stopniach liderskich sprawdza się. Świadczy o tym nie tylko otrzymana w ubiegłym roku wojewódzka nagroda Społecznik Roku, ale przede wszystkim sami liderzy. – To prawdziwa szkoła życia, ale wiem, że warto. Tu nauczyłam się nie tylko punktualności, troski o przyjaźń i empatii, ale przede wszystkim odpowiedzialności. Kiedyś górę brał mój egoizm, często było tylko: „ja”, a teraz nauczyłam się: „my” – mówi Sandra Kołodziejek, studentka kierunku pedagogiki. Takich świadectw jest znacznie więcej. – To miejsce nauczyło mnie dużego opanowania, dążenia wytrwale do celu, ale też konsekwencji w działaniu. Po prostu zadziałała nasza wspólnota – dodaje student fizjoterapii Daniel Niemyt.

– To miejsce dało mi poczucie bezpieczeństwa. W moim życiu bywało różnie, nie zawsze było ciekawie. Potrzebowałem wsparcia i pan Dawid zawsze mi pomagał. To mój drugi dom i odskocznia od problemów codzienności. Gdyby nie to miejsce, nie wiem, co by się ze mną stało – przyznaje Rafał Kostrzewa, który prowadzi własną firmę z ojcem.

Dawid Juszczyszyn sam zawdzięcza swój rozwój dobrym ludziom. – Kiedyś nie było socjoterapii. Kiedyś była oaza i harcerstwo. Na mnie wpłynęła oaza, zarówno grupa, jak i jej poszczególni animatorzy, m.in. Jolanta Janisio. To oni pierwsi znaleźli mnie na ulicy i uwierzyli we mnie, dawali mi poczucie bezpieczeństwa, pomagali mi pod każdym względem i nauczyli mnie odróżniać dobro od zła. Obok nich pojawili się również dorośli. Tym pierwszym jest właśnie ks. Eugeniusz Stelmach. On mnie wspierał i najlepiej wiedział, czego mi potrzeba. Starą stodołę w Przemkowie, skąd pochodzę, przebudował na mały i skromny kościół i oddał nam – młodzieży klucze od tego Domu, a my sprawiliśmy, że tam działo się wielkie dobro. Nasz proboszcz nigdy nam nie przeszkadzał, ale wręcz przeciwnie – cieszył się, że mamy swoje miejsce, w którym tętniło życie nie tylko w dzień, ale i w nocy. Wysyłał nas każdego roku na letnie i zimowe oazy, za które w całości zawsze płacił, a nawet nas tam zawoził swoim samochodem.

Gienek, bo tak mówiliśmy wtedy na niego między sobą, (śmiech) nie zdążył z powodów zdrowotnych zbudować dużego i bogatego w wystrój kościoła z cegieł, ale dla mnie zbudował coś o wiele bardziej wartościowego – żywy pomnik z młodzieży, a ja jestem tego namacalnym dowodem! Myślę, że Jan Paweł II jest z naszego Gienka dziś bardzo dumny. Ojcze Eugeniuszu, dzięki Tobie jestem tu, gdzie jestem, i za to będę Ci wdzięczny do końca życia. Dla mnie i dla mojej młodzieży jesteś Wielkim Człowiekiem! – mówi wzruszony mąż i tato dwóch córek. – Pierwsze pieniądze, jeszcze jako niewierzący w siebie i pogubiony młodzieniec, zarabiałem właśnie w kotłowni w Przemkowie. To była bardzo trudna i brudna praca, ale nauczyła mnie odpowiedzialności i wytrwałości, szczególnie że trzeba było wstawać w zimie o drugiej w nocy, gdy inni moi rówieśnicy w tym samym czasie spali w czystej i ciepłej pościeli.

Niedawno Dawid otrzymał nagrodę „Lubuskiego Anioła Roku”. – Nie zdążyłem jej jeszcze odebrać – śmieje się. – Absolutnie nie czuję się aniołem, ale jeśli inni uważają, że jestem, to się cieszę. Wiem, że mam wokół siebie mnóstwo takich aniołów, dzięki którym młodzież może realizować swoje pasje. Zresztą każdy z nas może być aniołem dla innych. Trzeba umieć rozłożyć nad młodymi parasol opieki, ale też w odpowiednim momencie go złożyć, kiedy są już gotowi do wyjścia i pełnienia odważnych oraz odpowiedzialnych ról społecznych – dodaje.

TAGI: