Pełna chata

Grzegorz Brożek; GN 10/2014 Tarnów

publikacja 14.03.2014 06:00

- Od początku nie miałam problemu z identyfikacją własnego ja. Tego, kim jestem. Jako dziecko widziałam siebie jako matkę. Uwielbiałam chodzić do sąsiadek pilnować i bawić dzieci. Wiedziałam, a może czułam podświadomie, że to jest kierunek mojego życia - przyznaje Beata Jędrusik. Trzeba wiedzieć, kim się jest.

 Ślub Agnieszki. Jędrusikowie w komplecie. Na zdjęciu jeszcze mąż Agnieszki, Franciszek,  będący w rodzinie zastępczej, i mama pani Beaty Archiwum rodzinne Ślub Agnieszki. Jędrusikowie w komplecie. Na zdjęciu jeszcze mąż Agnieszki, Franciszek, będący w rodzinie zastępczej, i mama pani Beaty

Obserwując świat przez pryzmat mediów, można odnieść wrażenie, że nikt inny, tylko feministki wyrażają coś, co można nazwać współczesnym głosem kobiet. Seksualne samostanowienie, aborcja na żądanie, krytyczne podejście do reprodukcji, odrzucenie poglądu, który głosi, że są cechy niezmienne, np. niezmiennie kobiece, to częsta treść zgiełku medialnego. Poza nim jest jednak normalne życie.

Trzy domy

Nowy Sącz. Między stacją benzynową a centrum handlowym przy Prażmowskiego stoi duży, wysoki budynek jednorodzinny, większy niż inne. Pod jednym dachem Beaty i Janusza Jędrusików są trzy domy: rodzinny, rodziny zastępczej i Dom Obrony Życia. Razem stanowią jedno. – Codziennie od lat mamy tu taki gwar, że kiedy jest cicho, to zastanawiam się, czy aby coś złego się nie dzieje – uśmiecha się Beata. Dziś odwiedza ich zamężna córka Agnieszka z niespełna roczną córeczką Emilką, która bawi się na podłodze z malutką Julką, córką dziewczyny, która przebywa w rodzinie zastępczej. Monika i Franek się pochorowali, więc zamiast w szkole są w domu. Jędrusikowie mają 8 własnych dzieci biologicznych. Obecnie troje innych dzieci jest u nich w rodzinie zastępczej. I są jeszcze dziewczyny w Domu Obrony Życia, który działa trochę jak dom samotnej matki.

Dar kobiecości

Poczucie tożsamości wydaje się kluczowe w życiu. Zdaniem Beaty Jędrusik w zdrowej rodzinie świadomość kształtuje się w sposób naturalny. Bycie kobietą jest zdeterminowane, nie jest kwestią wyboru. Najmłodsza Jędrusikówna, Monika, ma teraz 6 lat. – Mam jej przykład przed oczami, bo codziennie przy wieczornej modlitwie sama z siebie, niezachęcana przez nikogo, podnosi intencje pań, które oczekują na dzidziusia, o zdrowie i łaski dla nich. Myślę, że to jest kwestia kształtującej się naturalnie wrażliwości – mówi pani Beata. – Uważam, że każda kobieta powinna odkryć w sobie kobiecość. Rodzimy się z płcią, ale ją odkrywamy, pewne rzeczy musimy akceptować, przyjąć. To jest dar – dodaje.

Bóg tak chciał

Jak mówią, przeżyli nawrócenie, choć nigdy nie byli daleko od Kościoła. Jednak to zmieniło ich życie. – W wieku 25 lat miałam już trójkę dzieci. Agnieszka, najstarsza, miała 3 latka, kiedy pojechaliśmy na oazę i przeżyliśmy nawrócenie. Był wcześniej czas, że w małżeństwie było trochę kłopotów. Byliśmy na rozdrożu. Pół roku wcześniej nawet myślałam o rozwodzie. Bo trójka dzieci, a jakoś – jak mi się wydawało – to małżeństwo „nie idzie”. Bóg wszystko przemienił – opowiada. Wcześniej ulegała presji środowiska, postępowała tak, by zadowolić „podpowiadaczy”, którzy zawsze mieli w zanadrzu rady, jak żyć.

– Kiedyś zawsze myślałam o tym, co o mnie myślą inni, jak mnie ocenią. Pogodziłam się jednak sama z sobą i Panem Bogiem, pozwoliłam Mu kierować moim życiem – mówi. Po czwartym dziecku zdecydowali, że nie będą z obawą myśleć o tym, ile ich będzie. – Postanowiliśmy, że chcemy być otwarci na to, co Pan Bóg chce zrobić w naszym życiu – mówią. Kiedy czwarte dziecko było na świecie, a oni sami byli już pierwszą w Polsce niespokrewnioną rodziną zastępczą i kończyli studium rodziny, okazało się, że Beata jest w ciąży, choć lekarz stwierdził, że z medycznego punktu widzenia to nie było wtedy możliwe. Bóg chciał? – Tak uważam – mówi.

Filarem jest mężczyzna

Agnieszka jest już mężatką. Troje innych dzieci Jędrusików jest też pełnoletnich. Dom pełen jest większych i mniejszych dzieci. Beata przyznaje, że macierzyństwo jest najpiękniejszą częścią jej powołania jako kobiety. Urodziła ośmioro dzieci. Nie było łatwo, o każdym porodzie mogłaby napisać książkę. Jednak nie chciała być mężczyzną. – Ja bym sobie nie poradziła jako mężczyzna. To jest dopiero trudne być prawdziwym mężczyzną – twierdzi. Ją samą cechują silny charakter i osobowość. – Dla mnie jednak filarem życia rodzinnego jest mężczyzna – przyznaje. Sama miewa jeszcze czasem zapędy, by planować i podsuwać „gotowca” mężowi w kwestii rodzinnych przedsięwzięć. – Staram się jednak pilnować. To nie moja rola – uśmiecha się. Rozmawiamy w biurze pani Beaty, gdzie pracuje zawodowo, zajmując się ubezpieczeniami. – Pracuję, kiedy dzieci są w szkołach i wieczorami – informuje. Cud, że ma na to czas, bo mamą i żoną jest już na dwa etaty. Nie pytam o to, czy jest spełniona, szczęśliwa. Są rzeczy, które po prostu widać.

TAGI: