Mama ma siłę

Barbara Gruszka-Zych

GN 14/2014 |

publikacja 03.04.2014 00:15

– Doula wspiera rodzącą – objaśnia Magdalena Niemyjska, która od 5 lat towarzyszy ciężarnym, rodzącym i karmiącym piersią kobietom. – Nie jest przed nią, ale za nią. Uczy kobiety, by zaufały swemu ciału, które ma wielką siłę.

Magdalena Niemyjska (z lewej) towarzyszy kobietom przy porodzie oraz pomaga im w pierwszych dniach po urodzeniu dziecka. Na zdjęciu z córeczką Michaliną oraz siostrą Małgorzatą i jej dziećmi Zosią i Stasiem henryk przondziono /gn Magdalena Niemyjska (z lewej) towarzyszy kobietom przy porodzie oraz pomaga im w pierwszych dniach po urodzeniu dziecka. Na zdjęciu z córeczką Michaliną oraz siostrą Małgorzatą i jej dziećmi Zosią i Stasiem

Zwykle się modlę, żebym w czasie porodu kobiety, której towarzyszę, zapomniała o sobie, tylko stała się narzędziem, przedłużeniem woli i potrzeb rodzącej – opowiada Magdalena Niemyjska.

– Jest takie bardzo fajne ćwiczenie, które wprowadza kobiety chcące zostać doulami w charakter ich pracy. Polega ono na tym, że jedna kobieta porusza swoim ciałem, a doula podąża za nią, wykonując takie same ruchy. To symbolicznie pokazuje, na czym polega ta praca. Nie oceniam rodzącej, nie myślę o problemach mojego życia, ale jestem przy niej tu i teraz i staram się odpowiedzieć na wszystkie jej potrzeby. Mam wrażenie, że wtedy nie myślę, ale intuicyjnie pomagam jej, patrząc, jak się porusza, jakie robi miny. Szczególnie w tym ostatnim okresie, kiedy hormony ją zalewają i kontakt werbalny jest mocno ograniczony. Poród to za każdym razem inne doświadczenie dla mnie, rodzącej, dziecka, personelu medycznego. Ale też za każdym razem wielka radość z przyjścia na świat nowego człowieka.

Sama Magdalena odczuła ją podczas porodu drugiej córeczki, dziś 5,5-letniej Małgosi, jeszcze zanim została doulą.

– W tamtej ciąży otrzymałam wsparcie matki siedmiorga dzieci – mówi. – Uświadomiła mi, że rodząca musi wziąć na siebie odpowiedzialność, nie czekać, aż ktoś za nią urodzi. Zrozumiałam, że Bóg dał mi ciało z całą mnogością zachodzących w nim mechanizmów, które mogą dziecku zapewnić radosne przyjście na świat. Tylko trzeba uświadomić sobie, jaką każda z mam ma siłę. Nie wystarczy biegać po schodach, żeby przyśpieszyć poród, ale należy zaufać sobie. Poród jest trudnym, intensywnym zadaniem, które dzieje się w ciele rodzącej. Jedynie wyczynowcy uprawiający sport, wspinający się na najwyższe góry mierzą się z tym samym wyzwaniem. To nie tylko spalanie kalorii, wysiłek, ból, trud oddychania. Trzeba też dać szansę zadziałać dziecku. To ono daje sygnał, że chce wyjść na świat. Przy narodzinach 7-letniej dziś Marysi Magdalena czuła strach i niepewność. Rodząc Małgosię, poszła na porodówkę z rozwarciem 6–7 cm.

– Najdłuższą trasę miałam już za sobą – uśmiecha się. – Zostało mi 20 minut. Urodziłam, czując ogromną radość. Pomyślałam: dlaczego nikt nie mówi kobietom, że to taki szczęśliwy moment, tylko straszy się je traumą. Sama zaczęłam opowiadać o tym, jaka to radość, sąsiadkom, księdzu, wszystkim. I robię to do dziś.

Hormony i tajemnica

„Doula z greckiego to wykształcona i doświadczona również w swoim macierzyństwie kobieta, zapewniająca niemedyczne, fizyczne, emocjonalne i informacyjne wsparcie dla matki i rodziny na czas ciąży, porodu i po nim” – wyjaśnia Wikipedia. W domu douli Magdaleny w Baranówce pod Krakowem nasza rozmowa nie brzmi jak teoria. Tu czuć, jak kwitnie życie. Siedzimy wśród nie tak dawno urodzonych dzieciaków, a sama rozmówczyni za tydzień, góra dwa, urodzi czwartą córeczkę. Wszyscy w rodzinie, włącznie z tatą Mariuszem, noszą imiona zaczynające się na „m”, więc i ona dostanie taką literkę na początku. Ale na razie śpi sobie w brzuchu mamy i pozwala nam na rozważania o porodzie. Na rękach mamy, oparta o niewidoczną główką albo plecki maleńkiej, ukrytej w brzuchu, usnęła też półtoraroczna Michalinka. Obok na dywanie siostra Magdy – Małgorzata bawi się z 2-letnim Stasiem, którego przychodzeniu na świat towarzyszyła jako doula właśnie Magdalena. Na pufie drzemie jego półtoramiesięczna siostrzyczka – Zosia. Staś układa puzzle, a pozostała trójka śpi, pozwalając nam cieszyć się w ciszy atmosferą nowego życia, o którego przychodzeniu na świat mówimy. – Kiedy przyjechałam do szpitala rodzić Stasia, tak się zdenerwowałam, że ustały mi skurcze, bo zaczęła się wytwarzać adrenalina – wtrąca Małgorzata. – Dobrze, że Magda poradziła mi, żebym się trochę przespała, bo wszystko wróciło do normy.

Poród to tajemnica, ale właśnie doula może w nią wprowadzić, uświadamiając, jak działają hormony, jak da się wpływać na reakcje ciała. – Pokazuję, jakie rodząca ma możliwości, ale nie dokonuję za nią wyboru – podkreśla Magdalena. – Najpierw dostarczam informacji, piszemy plan porodu, żeby przeszedł jak najbezpieczniej i w otoczeniu życzliwych ludzi, a potem mama podejmuje decyzję – opowiada. Podczas porodu w kobiecie buzują hormony. Oksytocyna, podawana też przez lekarzy dla wywołania skurczów, odpowiedzialna jest właśnie za nie. – Doświadczenie porodu jest doświadczeniem seksualnym. Zbliżenie dokonuje się w tym samym miejscu, też wydziela się podczas niego oksytocyna – hormon miłości, troski, bliskości – mówi Magdalena. Podczas porodu mamy i ich otoczenie mogą stymulować jego wytwarzanie. Kiedy rodząca czuje się bezpieczna, światło jest przyciemnione, mąż albo doula trzyma ją za rękę, skurcze następują regularnie i zaczynają nabierać tempa. Jeśli rodząca w dzieciństwie czy młodości przeszła traumy seksualne, to one odżywają w czasie porodu. Kobiety nieraz wiją się z bólu, ale nie chcą urodzić. Na szczęście to wyjątkowe sytuacje.

Umiera część MNIE

Magdalena chciała zostać dziennikarką i to jej się udało. Jako 15-latka wyjechała z rodzinnego Jaworzna do pierwszej żeńskiej szkoły w Polsce – liceum sióstr prezentek w Krakowie. Po jego skończeniu już na pierwszym roku dziennikarstwa na UJ zaczęła pracować w „Wiadomościach” Uniwersytetu Jagiellońskiego. Na staż trafiła do „Gazety Wyborczej”, a potem dostała pracę w „Tygodniku Powszechnym”. Zawsze uważała, że rodzina jest najważniejsza, i kiedy zaszła w ciążę z Marysią, zdecydowała, że nie będzie oddawać jej do żłobka, tylko zostanie z małą w domu. W trzeciej ciąży trafiła na świetną położną – Annę Przybylską, która zaproponowała jej pracę w swojej szkole rodzenia. Szybko wyszkoliła się w metodach niefarmakologicznego łagodzenia bólu i w prowadzeniu zajęć karmienia piersią. Sama równocześnie karmiła swoje córeczki – Marysię i Małgosię. Z czasem została wyspecjalizowaną doulą, która wie, jakiego specjalistę poradzić mamie, gdy przedwcześnie starzeje się łożysko, do jakiego fizjoterapeuty ją skierować, kiedy odczuwa bóle nad spojeniem łonowym, i razem z nią planuje wybór odpowiedniego szpitala. Zwykle prowadzi dwa, trzy porody równocześnie. Ilość spotkań z ciężarnymi zależy od ich chęci.

– Moja praca to powołanie – podkreśla. – Nie ukrywam, jak ważna jest dla mnie wiara w Boga. Jadąc do każdego porodu, modlę się, żeby był bezpieczny. Mam też grupę ludzi, którym wysyłam wiadomość, i wiem, że będą się modlić za mnie i rodzącą – dodaje. Magdalena towarzyszy też mamom po porodzie, kiedy niektóre z nich doświadczają kryzysów psychicznych. Zapadają na PTSD – syndrom, na który cierpią także żołnierze wracający z frontu, a przejawiający się niemożnością wrócenia do rzeczywistości. Innym schorzeniem jest „baby blues”, objawiający się jako obniżenie nastroju między 3. a 10. dobą po porodzie. Wszystkie mamy, u których widzi niepokojące objawy, Magdalena odsyła do psychoterapeutki. Ważne, że podczas leczenia kobiety mogą opiekować się swoimi dziećmi. Przy każdym porodzie Magdalenie towarzyszy mąż Mariusz.

– Przy narodzinach Michaliny dostrzegł nawet moment, który rzadko kto zauważa – opowiada. – Kiedy Michalina wychodziła ze mnie, ja patrzyłam na niego, on na mnie i wtedy zobaczył, że stoję na granicy życia i śmierci, chociaż nigdy nie mówiłam mu o tej części porodu. Bo właśnie wtedy bardzo się czuje, jak narodziny i śmierć sąsiadują ze sobą. Ina My Gaskin – znana tzw. położna duchowa – ujęła to tak, że w momencie wypchnięcia dziecka z siebie matka, mniej lub bardziej świadomie, czuje, że pozbywa się części siebie. W tym momencie musi pozwolić, żeby ta część jej umarła. Mój mąż najpierw podzielił się swoim spostrzeżeniem z naszą położną. „To niezwykłe, że mężczyzna może mieć dostęp do takiej sfery” – dziwiła się. Ale miłość, którą odczuwa się w chwili rodzenia, nie takie czyni cuda.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.