I tak jest aniołkiem

ks. Piotr Sroga; Posłaniec Warmiński 22/2014

publikacja 03.06.2014 05:40

Wspólnota Wiara i Światło. Na Warmii istnieją trzy – dwie w Olsztynie i jedna w Ostródzie. Ostródzka obchodzi 20-lecie istnienia.

Dzięki wspólnocie nawiązują się nowe relacje ks. Piotr Sroga /GN Dzięki wspólnocie nawiązują się nowe relacje

Założycielem Wiary i Światła jest Jean Vanier z Francji. Jego idea bardzo szybko rozprzestrzeniła się w Europie. Obecnie wspólnoty rozsiane są po całym świecie. Do Polski ruch trafił pod koniec lat 70. Jego celem jest wprowadzenie osób niepełnosprawnych i upośledzonych umysłowo we wspólnotę Kościoła, jak również uwrażliwienie Kościoła na wartości, jakie niosą ci ludzie, którzy na ogół są odrzucani i usuwani na margines.

No to zróbcie

– Jesteśmy jedyną wspólnotą Wiara i Światło w Polsce, która posiada status stowarzyszenia. Wszystko zaczęło się w roku 1993. Moja obecność w niej jest związana ze słuchaniem ludzi postawionych przez Boga na mojej drodze. Nie traktuję tego jako przypadku. Kiedyś usłyszałam, że ktoś na mnie liczy. Na początku zaczęliśmy współpracować z rodzinami osób niepełnosprawnych w Ostródzie i to nam dało podstawy – mówi Halina Jarząbek. Pierwotnym miejscem działalności była parafia Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Pojawił się ks. Witold Moszczyński, który miał kontakty ze wspólnotami Wiara i Światło. – Ksiądz proboszcz Strycharz powiedział mi: „Jarząbkówna, otwórz tę swoją wspólnotę”. Jeździliśmy do Olsztyna i pytaliśmy ludzi, na jakiej zasadzie ma działać. Wszyscy się uczyliśmy. W roku 2000 pojechaliśmy z nimi na dwutygodniowy obóz do Przyborowa – wspomina Halina. Był to czas, kiedy wiele osób niepełnosprawnych czekało na przygotowanie do sakramentów. Wtedy wspólnota stała się miejscem przeżywania tych uroczystości. Pierwsza Komunię św. przyjęła Basia Gostołek. Ks. Strycharz powiedział wtedy: „No, to zróbcie to wreszcie. Ona już tyle czasu za mną chodzi”. I tak się stało. Od tamtej pory trwały coroczne przygotowania jednej lub kilku osób. Zazwyczaj byli to ludzie dorośli. Co dwa tygodnie odbywały się także Msze św., w których mogły uczestniczyć osoby niepełnosprawne z rodzinami. Były także przygotowania do bierzmowania. Potem przyjeżdżał bp Jacek Jezierski i udzielał sakramentu. W październiku 2000 roku wspólnota przeniosła się do parafii św. Franciszka z Asyżu.

Wymarzona Komunia

Jednym z członków wspólnoty jest 37-letni Robert Kalicki. Urodził się zdrowy. W wieku niemowlęcym pojawiło się u niego zapalenie opon mózgowych. W czwartym miesiącu życia ujawniło się wodogłowie. 11 razy miał wymianę zastawek. Ale przeżył także rozlanie się wyrostka i lekki wylew. Walka rodziców o życie dziecka trwała nieustannie. Te 11 lat było ciągłym kontrolowaniem stanu zdrowia Roberta. Momentem przełomowym było pojawienie się na świecie młodszej córki Malwiny. – Gdy skończyła 2,5 roku, Bóg nas wynagrodził i Robert przestał chorować. Jest tak, jak jest, i najważniejsze, aby nie cierpiał. Dzięki wspólnocie mamy swoje Msze św. i nie jesteśmy zestresowani, że komuś przeszkadzamy. Nie stoimy pod płotem. Wcześniej, gdy chodziliśmy do kościoła, ludzie różnie reagowali, gdyż Robert jest dość głośny. Zazwyczaj wcześniej wychodziliśmy – mówi Renata, mama Roberta. 37-latek jest bardzo radosnym człowiekiem. Do 11. roku życia był bardzo psotny i ruchliwy, trzeba było go cały czas trzymać za rękę. Rodzice unikali ludzi i najczęściej chodzili na spacery do lasu, gdzie nie było nikogo. – Przez to, jaki jest, był odsunięty od innych. Dotyczyło to także I Komunii św. Wcześniej rozmawialiśmy z naszymi księżmi o tym, ale odradzali nam. Mówili: „A to mu nic nie da. I tak jest aniołkiem”. Dopiero dzięki wspólnocie zdecydowaliśmy się na I Komunię Roberta. Halinka przemodelowała nasze myślenie – mówi Renata. Rodzice zauważyli, że ich syn po ceremonii komunijnej był bardzo szczęśliwy. Obawiali się, że nie wysiedzi na uroczystości. Jednak Robert był tak zaaferowany przebiegiem Mszy św., że nie było żadnych kłopotów. Wszyscy usłyszeli również w pewnym momencie głośno wypowiedziane przez niego słowa: „Pan mój i Bóg mój”.

Mocne uściski

Podstawą funkcjonowania wspólnoty jest praca wolontariuszy, którymi są najczęściej ludzie młodzi. Rekrutują się z ostródzkich szkół. Jedną z nich jest siostra Roberta, Malwina Kalicka. – Moja relacja z bratem zawsze był dobra. Nawet bardzo dobra. Nie szturchał mnie i nie dokuczał często. Może problem był z moimi koleżankami. Niektórzy się Roberta bali, gdyż mocno ich ściskał – mówi Malwina. Dzięki temu szybko w życiu dojrzała i od najmłodszych lat była samodzielna. W tej chwili jest szczęśliwą żoną i spodziewa się w grudniu dziecka. Skończyła także studia z zakresu logopedii. Z bratem cały czas łączy ją szczególna więź. Zresztą doświadczenie przeszłości jest żywe w jej pamięci. Pamięta wyjazdy na obozy organizowane przez wspólnotę Wiara i Światło. Towarzyszyła jej wtedy obawa, że Robert może zrobić komuś krzywdę. Jest silnym mężczyzną i trzeba do niego odpowiednio podejść, aby się nie zdenerwował. Malwina na początku nie ufała innym opiekunom i nie wierzyła, że poradzą sobie z jej bratem. Życie pokazało coś innego, wtedy się uspokoiła. Przykładem osoby wrażliwej na los osób niepełnosprawnych jest także Paulina Brzozecka. Była zaangażowana w harcerstwo i tam zainspirowano ją do pomocy niepełnosprawnym. – O wspólnocie dowiedziałam się od drużynowej Weroniki. Jestem bowiem harcerką. Odchodziła na studia i zaproponowała mi ten wolontariat. Wybrałyśmy się z koleżanką na spotkanie i tak zostałyśmy – wspomina. W pamięci do dziś ma pierwszą Mszę św. wspólnoty. Nie była przygotowana na to, co przeżyła. Siadłyśmy w pierwszej ławce, a kaplica była niewielkich rozmiarów. – Na Mszy św. ciągle się coś działo. Tu ktoś krzyknął, tam zaklaskał. Może nie byłam przestraszona, ale wybita z rytmu. Nie tego się spodziewałam – mówi ostródzka wolontariuszka. Na początku dostała pod opiekę Justynę. Ona też była drogą wejścia do wspólnoty. Odwiedziny, spacery, próby zaprzyjaźnienia – to wszystko dało nowe doświadczenie. Paulina jest związana ze wspólnotą 9 lat. Tu też znalazła swojego narzeczonego, Szymona, który także jest wolontariuszem. Za dwa miesiące odbędzie się ich ślub. – Praca z niepełnosprawnymi dała mi zrozumienie dla tych ludzi. Nigdy wcześniej nie miałam kontaktu z nimi. Teraz jest to dla mnie rzecz normalna. Nie ma dla mnie kategorii „inni” – wyznaje Paulina.

Sport dla wszystkich

Jednym z projektów realizowanych przez ostródzką wspólnotę są coroczne obozy, na które wyjeżdżają osoby niepełnosprawne wraz z opiekunami. Czasem są to pobyty dwutygodniowe, czasem weekendowe. Wszystko zależy od zebranych środków. Wielka pomoc płynie ze strony starostwa, ale także z odpisów podatkowych. – W roku 2002 zarejestrowaliśmy stowarzyszenie, a później staliśmy się organizacją pożytku publicznego. Dzięki temu możemy uzyskać środki z 1 proc. Od 10 lat otrzymujemy także pieniądze z dwóch fundacji niemieckich – wyjaśnia Halina Jarząbek. W tej chwili we wspólnocie jest 28 rodzin z Ostródy, Samborowa, Miłomłyna i innych miejscowości. Na obozy nie jeżdżą rodzice osób niepełnosprawnych. Ich rolę przejmują wolontariusze. – W rodzinach tych osób jest jakiś lęk, żeby dziecko nikomu nie przeszkadzało. Nie wejdę do kościoła, bo będzie za głośno. Nie wejdę do teatru, bo dziwnie na mnie spoglądają. A do kina to już w ogóle się nie zbliżę. My nie mamy takich oporów. Mnie nie przeszkadza, że ktoś w kościele powie coś głośno – mówi Halina. Na początku, dzięki franciszkańskim postulantom, było tak wielu wolontariuszy, że każda osoba niepełnosprawna miała swojego opiekuna. Teraz jest nieco mniej pomocy. Program obozu jest bardzo bogaty. Dzień jest zapełniony zajęciami od początku do końca. Jest na przykład dzień sportu. Uczestnicy dzielą się na drużyny, każda ma koszulkę w innym kolorze. Zawody są przeróżne: tor przeszkód, gra w piłkę nożną i siatkową, przeciąganie liny i przewracanki. Wszyscy uczestniczą we współzawodnictwie. Oczywiście codziennie jest Msza św. Nie zawsze wszyscy wolontariusze i rodziny z entuzjazmem przyjmowali ten punkt programu. Po wszystkim jednak nie było problemu. Opiekę nad wspólnotą roztaczają ojcowie franciszkanie. Aktualnym opiekunem jest o. Albin Subczyński, a jego poprzednikiem był o. Roman Barbużyński. Halina Jarząbek, która jest założycielką ostródzkiej wspólnoty, realizuje wartości głoszone innym swoim życiem. – W 2007 roku pod koniec maja zadzwoniono do mnie z domu dziecka z Olsztynka i przedstawiono pewną prośbę. Jedna z wychowanek była bardzo niesamodzielna i poproszono o zabranie jej na nasz obóz. Tak poznałam Paulinkę. Po obozie zauważyłam, że stworzyła sobie bardzo zamknięty świat – mówi ze wzruszeniem Halina Jarząbek. Wolontariuszka odpowiedzialna za nią na obozie była chyba pierwszą osobą w jej życiu, która się nią zajmowała. – Broniłam się przed decyzją, nie była ona łatwa, ale w końcu zdecydowałam się być dla niej rodziną zastępczą. Pamiętam, że Paulina potrafiła się zawsze przywitać, ale nie umiała się żegnać i tak jest do dziś – dodaje. Musiała oczywiście przejść prawny tor przeszkód, ale stanowią teraz z Pauliną szczęśliwą rodzinę.

TAGI: