Szpitalny Dzień Dziecka


Agata Puścikowska


GN 23/2014 |

Nawet najkolorowiej upstrzony oddział pediatryczny pierwszego czerwca wywołuje wielkie słone łzy.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Długi korytarz z przeszklonymi ścianami. Na ścianach nagryzmolone barbapapy, które mają imitować kotka, pieska, myszkę. Tak je ktoś wymalował, żeby było weselej i raźniej. Ale weselej nie jest. Bo i jak może być, jeśli akurat jest Dzień Dziecka, tak oczekiwany przez cały rok, a spędza się go w szpitalu? Nawet najkolorowiej upstrzony oddział pediatryczny pierwszego czerwca wywołuje wielkie słone łzy, które toczą się po wymizerowanej buźce raz po raz. I nawet szybciej spływają niż majestatyczna, systematycznie sącząca się kroplówka.

Prezent? W domu wystarczyłoby niewiele. Drobiazg wywołałby radość. A w szpitalu? Wielka torba wypchana po brzegi konikami wszelkiej maści, książką oraz czekoladowym jajkiem od godziny stoi na łóżku. I nawet spojrzeć się na nią nie chce. Bo żaden różowy ani nawet fioletowy konik do domu przecież nie zabierze. W dodatku jak tu się cieszyć, gdy kilka sal dalej, jak domek Baby Jagi z najgorszych snów, tkwi gabinet zabiegowy? Gdy obok niego się przechodzi lub jedzie wózkiem, a nawet gdy mama przenosi na rękach, zabiegowy wywołuje dziki strach. Nawet u tych starszych, prawie dorosłych pacjentów, którzy mają po dwanaście lat. A co dopiero u maluchów? I co z tego, że panie pielęgniarki, przez niektóre dzieci nazywane „ciociami”, starają się, żeby nie bolało? I żeby szybko zakładać ten koszmarny wenflon? Wiadomo przecież, że to boli! Boli nawet wtedy, gdy się siedzi na kolanach mamy, a mama przytula i dmucha na rękę. „Poboli i przestanie” – mówią. I co z tego, że kiedyś przestanie?! Teraz mnie boli! Z tego panicznego strachu to już nawet i inne zabiegi wydają się straszliwe: USG (mimo że pani doktor taka miła), EKG (chociaż nawet igły nie ma). Łzy lecą ciurkiem, gdy trzeba antybiotyk podać. I kiedy miła pani doktor po raz kolejny przychodzi ze stetoskopem… Bo pierwszego czerwca to lepiej bawić się i skakać. A nie ślęczeć w tym wstrętnym szpitalu. W dodatku nie wiadomo do kiedy.

Dziesiątki szpitali, setki oddziałów pediatrycznych. Przechodzi się obok nich, przejeżdża. Wiadomo, że gdzieś tam są. I ratują dzieci. To dobrze. Ale oddziały pediatryczne to przede wszystkim cierpiące, przestraszone dzieci, którym nagle runął cały świat. Pewnie wyzdrowieją i może nawet zapomną. Módlmy się zawsze, nie tylko w Dzień Dziecka, za chore dzieci. Naprawdę jest im to bardzo potrzebne.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.