Drużyna Kamila

Monika Augustyniak; GN 24/2014 Łowicz

publikacja 22.06.2014 06:00

– Wciąż trudno mi uwierzyć, że w naszym interesownym świecie są młodzi ludzie, którzy bezinteresownie robią coś dla potrzebujących – mówi Agnieszka Kobyłecka.

Treningi drużyny „Rowerem po zdrowie” z niedzieli na niedzielę stawały się coraz dłuższe – od 50 do 325 km Archiwum akcji „Rowerem po zdrowie” Treningi drużyny „Rowerem po zdrowie” z niedzieli na niedzielę stawały się coraz dłuższe – od 50 do 325 km

O tym, jak bardzo NFZ nie spełnia swojej funkcji, wiedzą ci, którzy choć raz potrzebowali natychmiast dostać się do specjalisty. 100-proc. znajomość kulejącego systemu leczenia mają pacjenci latami oczekujący na operacje. Jednak prawdziwym dramatem staje się sytuacja, gdy ratujących życie zabiegów nie można wykonać w Polsce, a leczenia poza granicami kraju NFZ nie obejmuje. I kiedy to niezbędne leczenie dotyczy małych dzieci. W takiej właśnie sytuacji znalazła się Agnieszka Kobyłecka, której 8-letni syn Kamil w lipcu wyjedzie do Niemiec, bo tylko tam znaleźli się lekarze mogący uratować mu życie.

Światełko w tunelu

Kamil jest żywym i pogodnym dzieckiem. Tak, jak dla większości chłopców w tym wieku, jego największą pasją są samochody. Lampka, dywan, żyrandol – wszystko z autami. Jedyna rzecz, jaka różni go od rówieśników, to zakaz męczenia się. Kami urodził się z chorobą HLHS – jednokomorowym sercem. Nie ma lewej, tej silniejszej, komory. Przez to jego organizm jest słabo dotleniony, szybko się męczy. Za Kamilem są 4 operacje i wielokrotne cewnikowanie serduszka. Operacja, do której teraz się przygotowuje, powinna była być wykonana do 3. roku życia. Problem polega na tym, że zbyt wąskie tętnice nie kwalifikują go do leczenia w Polsce. Jedynym człowiekiem, który podjął się operowania chłopca, jest dr Edward Malec, Polak pracujący w Niemczech. Kolejnym problemem okazały się pieniądze. Koszt operacji i pobyt w klinice wyniesie ok. 180 tys. zł.

– Na początku byłam załamana – opowiada mama Kamila. – Zastanawiałam się, skąd wziąć takie pieniądze. Jesteśmy pod opieką Fundacji „Chodźmy razem”, ale 180 tys. to bardzo dużo, a wykonanie operacji jest jedynym sposobem na to, żeby Kamil żył. Teraz, gdy przygotowujemy się do wyjazdu, odżywają we mnie wspomnienia sprzed lat, kiedy w pierwszym roku życia na sercu Kamila wykonano 3 operacje. Potem mieliśmy 4 lata przerwy i w wieku 5 lat syn przeszedł kolejny zabieg. Organizm Kamila nad wyraz dobrze radzi sobie z chorobą, dlatego nie musimy regularnie leżeć w szpitalu. Przyjeżdżamy tu tylko na kontrole i cewnikowanie serduszka – tłumaczy pani Agnieszka, mama Kamila, Patrycji i Martynki.

I właśnie wtedy, gdy pytanie: „Skąd wziąć pieniądze?” nie dawało jej spać po nocach, zadzwonił Tomasz Gołębiewski i opowiedział o swoim pomyśle zebrania potrzebnej kwoty poprzez... jazdę na rowerze. Pomysł, choć szalony, spodobał się mamie Kamila, która wspomina, że na początku miewała chwile zwątpienia i zastanawiała się, czy uda się zebrać tak dużą sumę pieniędzy. Dziś, po kilku miesiącach od telefonu Tomka, jest pewna, że pieniądze będą na czas i dzięki temu 10 lipca Kamil będzie operowany.

Może do Gdańska?

– Zawsze marzyłem o tym, by do swoich 30. urodzin zrobić coś szalonego – opowiada T. Gołębiewski, pomysłodawca akcji „Rowerem po zdrowie”. – Wymyśliłem, że pojadę rowerem ze Skierniewic do Gdańska w 24 godziny, mimo że na co dzień nie pedałuję regularnie. Zgłosiłem się do znajomego trenera personalnego Macieja Gałki, żeby mnie przygotował. Okazało się, że sam chętnie się przyłączy. Kiedy spotkaliśmy się w „Alhambrze”, by obgadać szczegóły, dosiadł się nasz kolega Kuba Kozłowski, który też nabrał ochoty na ten ekstremalny wyjazd. Wtedy pomyślałem, że skoro jest już nas trzech, trzeba nadać akcji jakiś cel, który – oprócz spełnienia marzeń – będzie też z pożytkiem dla innych. W tym czasie kilkuletni bratanek mojego kumpla zachorował na białaczkę, więc zdecydowałem, że nagłośnię akcję i zbiorę pieniądze na jego rehabilitację. Okazało się jednak, że zebrali już potrzebną gotówkę. Zadzwoniłem do redakcji jednej z gazet, gdzie ogłaszają się rodziny objęte pomocą fundacji. Tam polecono mi Kamila – wspomina pan Tomek.

I tak się zaczęło. Początkowo pani Agnieszka podchodziła do sprawy z pewnym dystansem, ale kiedy akcja nabrała tempa, zaczęła wierzyć w to, że ten nietuzinkowy pomysł może się udać. Jedną z pierwszych rzeczy, o którą zatroszczył się pan Tomek, był rozgłos medialny. Dziś o akcji „Rowerem po zdrowie” mówią dziennikarze w rozgłośniach radiowych lokalnych i ogólnopolskich, rozpisują się gazety, a niebawem ukaże się program na kanale TVP1. – Na początku nic nie wiedziałem o tego typu zbiórkach, wszystkiego uczyłem się na bieżąco i nie spodziewałem się, jak wiele zachodu będzie mnie to kosztować – opowiada 29-letni pomysłodawca. – Kiedy będę organizował kolejną akcję charytatywną, pójdzie znacznie łatwiej – śmieje się.

W nocy z 27 na 28 czerwca o godz. 24 ze skierniewickiego rynku do Gdańska wyruszy 9 mężczyzn – Tomasz Gołębiewski, Jakub Bogulewski, Jakub Kozłowski, Maciej Gałka, Krzysztof Białek, Mateusz Jarecki, Rafał Lewandowski, Rafał Kubiak i Tomasz Piotrowski. Do wyjazdu przygotowywał się również Piotr Rybkowski, który 22 maja zginął w wypadku. 31-letniego Piotra kolarze zabiorą do Gdańska w swoich sercach. – Wszyscy jesteśmy amatorami, nikt nie jeździ zawodowo, więc za nami wiele trudnych treningów, podczas których sprawdzaliśmy siebie i pokonywaliśmy swoje możliwości – tłumaczy pan Tomek. – Na szczęście jeździ z nami Krzysztof Białek, który więcej kilometrów przejechał na rowerze niż ja samochodem. To kopalnia wiedzy. Nauczył nas, jak jeździć w grupie, dzięki czemu przestaliśmy się poruszać jak podczas wycieczki rodzinnej, doradzał w sprawie sprzętu, podpowiadał, co zmienić w sposobie jazdy, żeby jeździło nam się lepiej. Gdyby nie on, nie zajechalibyśmy tak daleko.

Trasa treningów niedzielnych wydłużała się z tygodnia na tydzień – 50, 80, 100, 110, 140, aż do 325 km. Odległość, jaką mężczyźni pokonają 28 czerwca, liczy 363 km. – Pierwszych kilkadziesiąt kilometrów pokonuje się siłą swoich mięśni, ale przychodzi moment, że jedzie się tylko i wyłącznie głową – mówi J. Kozłowski. – Każdemu treningowi towarzyszy załamanie fizyczne i psychiczne. Podczas jednego z nich po przejechaniu 50 km miałem wrażenie, że nie dam rady, mimo iż wcale nie byłem zmęczony. Wtedy niezwykle ważne okazują się doping i motywacja drużyny. Takie sytuacje uczą nas też pokory, bo komfort jazdy bardzo mocno uzależniony jest od pogody, na którą nie mamy wpływu. Wielogodzinna jazda w deszczu, wietrze lub palącym słońcu daje się we znaki. Zdanie to potwierdza pan Tomasz, który podczas jednego z treningów po 240 km zsiadł z roweru i zaczął płakać. – Na szczęście drużyna postawiła mnie na nogi w 5 minut i tego dnia przejechałem 308 km.

Skierniewice dla Kamila

Kiedy słucha się opowieści z trasy, określenie „dziewięciu wspaniałych” nie wydaje się przesadne. Bolące ścięgna Achillesa, kontuzjowane kolana, rozstroje żołądków – wszystko to towarzyszy mężczyznom, którzy podejmują morderczy wysiłek, by pomóc choremu Kamilowi. Ich bohaterstwo zachwyciło wielu przedsiębiorców i prywatnych ludzi, którzy na tyle, na ile mogą, finansują operację Kamila. Znalazła się też firma, która obiecała dołożyć każdą brakującą kwotę. Wiele firm lokalnych miesiącami organizowało zbiórki dla Kamila. Skierniewicki „Klub Mam” robi, co może, by pomóc finansowo, ale też organizacyjnie. „Testosteron Club” zorganizował dzień na siłowni poświęcony Kamilowi. Maciej Białek za darmo i w ekspresowym tempie wykonuje plakaty i ulotki.

– 22 czerwca wspólnie z Magdą Kapuścińską z „Zumba Skierniewice” organizujemy imprezę „Masa Krytyczna”. O godz. 15 wystartujemy rowerami z Widoku i spokojnym tempem dotrzemy nad zalew, gdzie dziewczyny z „Zumby Skierniewice”, Centrum Fitness i Poprawy Kondycji Fizycznej „Expresja” oraz „Testosteron Club” zadbają o uśmiechy i dobrą formę poprzez trening grupowy. 15 czerwca panie z „Klubu Mam” organizują nad zalewem Ekopiknik, którego gościem specjalnym będzie Kamil. Na wszystkich imprezach będzie można wrzucić datek do puszki – opowiada pan Tomasz. Warto dodać, że w zbiórki pieniędzy zaangażowali się szkoły, wolontariusze i parafie.

Co na to Kamil? – Jest zachwycony! – mówi jego mama. – To dopiero 8-latek, ale rozumie już, jak wiele szumu dzieje się wokół jego osoby. Chłopaków nazywa „Drużyną Kamila” i – jako chłopiec wychowujący się bez taty – uważa ich za swoich bohaterów. Jest na każdym treningu, będzie dopingował chłopców w Skierniewicach o północy 28 czerwca i przywita ich na mecie w Gdańsku. Dziś jestem pewna, że uda się uzbierać potrzebne pieniądze i jestem pod ogromnym wrażeniem zaangażowania i bezinteresowności wszystkich, którzy włączyli się w akcję.

TAGI: