Spod nieba do Paryi

ks. Zbigniew Wielgosz; GN 29/2014 Tarnów

publikacja 02.08.2014 05:58

Aż trudno uwierzyć w istnienie innego świata, którego tajemnice skrywają się tak blisko, w zasięgu oczu. W cyklu "Diecezja na wakacje" ruszamy na podbój pogórzańskich bezkresów.

 Na żniwach pojawia się coraz więcej ludzi, których nie znamy – mówi Mieczysław Solarz z „Paryi” Zdjęcia: ks. Zbigniew Wielgosz /Foto Gość Na żniwach pojawia się coraz więcej ludzi, których nie znamy – mówi Mieczysław Solarz z „Paryi”

Przygodę można rozpocząć w Tuchowie. Kiedy powstawał ten tekst, trwał jeszcze wielki odpust maryjny w tutejszym sanktuarium, którym opiekują się ojcowie redemptoryści. W bazylice na wzgórzu, niegdyś omodlonym i opracowanym przez benedyktynów, od wieków króluje Madonna z Dzieciątkiem i różą. Po drugiej stronie Białej, również na wzgórzu, strzela w górę wieża kościoła św. Jakuba leżącego na szlaku do Santiago de Compostela. Niewielki rynek z ratuszem, a nieopodal dom kultury i gościnne centrum informacji, gdzie można zaopatrzyć się w bogate i ciekawe przewodniki po ziemi tuchowskiej. Uwagę przykuwają wielkie rzeźby – owoc artystycznych plenerów – a wśród nich największe na świecie okulary Jurka Owsiaka. Nie dojrzy się jednak przez nie wszystkich tajemnic, które skrywa okolica Brzanki, jednego z największych szczytów Pogórza Ciężkowickiego.

Samoloty i AGD

Za Tuchowem skręt na Jodłówkę Tuchowską. Po drodze jedna z klękanych górek, związana z pobożnością zmierzających do Tuchowa pątników. W Jodłówce, w gospodarstwie Romana Osiki, powstaje izba regionalna, ale już teraz dzięki uprzejmości pana Romana można zobaczyć tutejsze skarby. – Pierwsza część kolekcji to ślady wojen z ziemi jodłowskiej, militaria, hełmy, bagnety, menażki… Druga część to fragmenty rozbitych w naszym regionie w 1944 roku samolotów, dwa to Li-2 na częściach amerykańskich, trzeci to Liberator. Leciała nim polska załoga również w 1944 roku. Trzecia część zbiorów to rzeczy codziennego użytku, takie dawne AGD, ale i narzędzia, lampy naftowe, garnki, topory, sita, sierpy – mówi pan Roman. Tajemniczo wyglądające skarby zbiera od 10 lat i ma nadzieję wkrótce je pokazać w nowej izbie. Z Jodłówki już niedaleko do platformy widokowej u podnóża Brzanki.

Jej wysokość Brzanka

Na szczycie wieży widok na okolicę. Kolejne pasma wzgórz przechodzą niepostrzeżenie w następne. Ma się wrażenie falowania przestrzeni, nad którą unosi się wzrok obserwatora, mierzący się w pewnej chwili z szybującym myszołowem. – Zwiedzanie Pogórza Ciężkowickiego to wznoszenie się, ale i rozglądanie, co znajduje się obok nas patrząc w cztery strony świata – mówi Piotr Firlej, autor przewodnika „Jej wysokość Brzanka”. Z wysokości platformy laik dostrzeże tylko pasma wzgórz, ale patrząc na planszę z opisem panoramy, dowie się, gdzie leży Republika Dominikana na Jamnej, jaka Madonna króluje w Krużlowej i którędy kat biecki zmierzał do Tarnowa, by wykonać dekapitacyjne zlecenia.

– Na jednym ze wzgórz w Jodłowce Tuchowskiej stał kiedyś kościół, a obok niego kamienna latarnia, która zachowała się do dzisiaj. Jeszcze do 1840 roku służyła jako drogowskaz dla idących od Biecza przez Brzankę do Uniszowej, Tuchowa i Tarnowa. Na szczycie latarni zapalano lampę. Jej światłu odpowiadały inne umieszczone na następnych wzniesieniach – opowiada przewodnik. Falujące wzgórza, latarnie, bezkres i światło, które wydobywa z chaosu drogę, ptak unoszący się nad „wodami”. Karty z Księgi Rodzaju…

Pod gwiazdami

Górą, doliną, górą, doliną… samochód-łódka wznosi się i opada. W trakcie podróży warto zatrzymać się przy starym drewnianym kościółku św. Jana Chrzciciela w Rzepienniku Biskupim, skąd niedaleko do centrum wsi, gdzie znajduje się jedna z rzeźb przedstawiających uosobienia planet. – Jesteśmy na szlaku astronomicznym, który wiedzie do powstającego obserwatorium astronomicznego – mówi Piotr Firlej. Zostawiamy za zgodą gospodarzy samochód na skraju drogi i idziemy za znakami, by po kwadransie znaleźć się pośród lasu na łące. A tam krajobraz, którego nikt nie spodziewałby się w tym miejscu. Najpierw budynek główny, za nim dwie kopuły nakryte zieloną blachą, za nimi zaś radioteleskop RT9, którego biała czasza strzela spiczasto w kosmos. W obserwatorium im. św. Jadwigi Królowej wita jego pomysłodawca, budowniczy i gospodarz, astronom dr Bogdan Wszołek, wykładowca Akademii Jana Długosza w Częstochowie.

– Pomysł zrodził się w 1996 roku w obserwatorium na Kaukazie. Budowę na skraju Rzepiennika i Turzy rozpocząłem dwa lata później. Chcę zbudować coś, co będzie drogowskazem dla zwiedzających, dla ludzkości, ku niebu. Wybrałem tę ziemię, bo jest to odludzie, pod pięknym czarnym niebem, nierozświetlonym sztucznie. Są już dwie kopuły, najwyższa przyjmie w te wakacje teleskop i będzie można patrzeć w gwiazdy. Druga również spodziewa się teleskopu w niedługim czasie. Najcenniejszą rzeczą jest dziewięciometrowa antena radiowa, cudem pozyskana z Psar, bo była przeznaczona na złomowanie, choć jest prawie jak nowa. Uratowałem przed zniszczeniem trzy dalsze anteny. I całkiem nowa rzecz: satelitarna naziemna stacja wojskowa, amerykańska, również uratowana przed definitywną likwidacją. Piękny instrument, który będzie służył celom astronomicznym i astronautycznym – opowiada dr Bogdan.

Paryja pamięci

Obserwatorium będzie miejscem badań, wymiany myśli i doświadczeń, ale i edukacji. – To już się dzieje, organizowane są tu spotkania dla ciekawych astronomii – mówi Piotr Firlej. – Edukacja astronomiczna jest ogólnie marna, ale zainteresowanie społeczne jest duże. W przyszłym roku 8 czerwca, w Międzynarodowym Roku Światła, planuję otworzyć obserwatorium – dodaje pan Bogdan. Życie naziemne w bogactwie czterech stron świata, w zanikających pracach na roli, w kulturze pogórzańskiej wsi widać w gospodarstwie Mieczysława Solarza nazwanym nie bez przyczyny „Paryją”. – Tu nie było dojazdu. Kupiłem to gospodarstwo w 2000 roku. Wyremontowałem. Hoduję konie, jest to hodowla zachowawcza konia małopolskiego. Mamy tu wiele wytyczonych szlaków do jazdy konnej. Do tego trzeba obrobić kilkanaście hektarów. „Paryja” to trochę jak dobrowolnie wybrane więzienie, ale jestem tu wolnym panem – śmieje się pan Mieczysław.

Wielką atrakcją jest impreza „Żniwa w Paryi”, która w tym roku odbędzie się 9 i 10 sierpnia. To „fizyczny” kontakt z pracą i życiem na wsi. – Trzeba zabrać odpowiedni strój i nastrój do roboty, mieć przygotowanie merytoryczne lub chęć uczenia się, dobry głos i ochotę do śpiewania. Wreszcie niemarudny charakter – wylicza Piotr Firlej. – Jesteśmy „zarażeni” naśladownictwem kultury zachodniej, a odrzuciliśmy to, co stanowiło naszą tożsamość. „Paryja” to próba leczenia pamięci – wyjaśnia pan Mietek.

TAGI: