Pieniądze? Rosną w lesie!

ks. Wojciech Parfianowicz; GN 30/2014 Koszalin

publikacja 11.08.2014 06:00

Próbując ich spotkać, często się słyszy: „są jeszcze w lesie”. to Wcale nie znaczy, że są w tyle. Wprost przeciwnie: są sprytni, pracowici i przedsiębiorczy.

 Na drodze można zarobić nawet dwa razy więcej niż w skupie. Czasami zajmuje to jednak wiele godzin. Sprzedający to nie zawsze zbieracze, tylko skupujący zdjęcia ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość Na drodze można zarobić nawet dwa razy więcej niż w skupie. Czasami zajmuje to jednak wiele godzin. Sprzedający to nie zawsze zbieracze, tylko skupujący

Co łączy jagodowy jogurt na półce w hipermarkecie z wędką 13-letniego Patryka? Czy niemiecki, przedwojenny bauer, powiedzmy o imieniu Hans, ma jakiś związek ze współczesnym panem Zenkiem, obywatelem RP, który raczy się jabłkowym napojem wyskokowym? Ile trzeba uzbierać kurek, by kupić lodowy rożek? Żeby znaleźć odpowiedzi na te pytania, wystarczy trochę zwolnić, zjechać z „krajówki” i dojechać tam, gdzie w wakacje „Las” niewielu kojarzy się z „Palmas”.

Czarna robota

Te ręce mówią wszystko. Od razu wiadomo, że sezon jagodowy w pełni. 13-letni Patryk Ganżumow ze Świerzna ma na to sposób, który podpowiedziała mu mama: – Trzeba to zmyć czerwoną porzeczką, działa super – mówi ze znawstwem. Jednak wybrudzone ręce to najmniejszy problem przy zbieraniu jagód. – Po kilku godzinach to plecy tak dają w kość, że... – dzieli się wrażeniami Kuba Jeziorski, 14-letni kolega Patryka. Poza tym są też kleszcze. – Pamiętam, jak jednego dnia po powrocie do domu miałam ich 11 – wspomina 16-letnia Martyna z tej samej miejscowości. Sezon jagodowy jest krótki, a chętnych do „czarnej” roboty wielu. – Wychodzimy około szóstej rano i siedzimy w lesie 5–6 godzin. Dzisiaj udało nam się uzbierać po 8 kg – opowiada 18-letnia Karolina, siostra Martyny. W skupie dziewczyny dostaną po 8,5 zł za kilogram, czyli po niecałe 70 zł za cały urobek. – Dobrze by było, jakby udało się w sezonie uzbierać tysiąc złotych – mówi dziewczyna.

O kurka!

Zarobić można również na grzybach, tym bardziej że sezon na nie jest o wiele dłuższy. Kurki można jeszcze znaleźć nawet pod koniec października. – Są takie dni, że jest ich naprawdę dużo. Jak poprzedniego dnia popada, przez noc będzie sucho i w miarę ciepło, to następnego dnia trzeba iść. Ale nawet wcześnie rano w lesie jest nieraz więcej ludzi niż grzybów – śmieje się Darek Frankowski, 17-latek ze Starego Krakowa. Za kilogram kurek można dostać w skupie od 8 do nawet 18 zł. Wszystko zależy od jakości produktu i od popytu. – Za jednym razem zbieram do 4 kilogramów. Ale są grzybiarze bardziej wprawni ode mnie – przyznaje Darek. – Pamiętam taki rok, gdy była dobra cena na prawdziwka, a było ich naprawdę dużo. Wtedy w kilka godzin nazbieraliśmy z mężem grzybów za 500 złotych – opowiada pani Elżbieta ze Starego Krakowa, zastrzegając, że była to sytuacja wyjątkowa. Przeważnie grzybiarze zbierają po kilka, do 10 kg dziennie.

Apple, Apfel, Jabol

Nadgryzione jabłuszko to zwiastun czegoś dobrego nie tylko w branży elektronicznej. Dla Rafała i Darka ze Starego Krakowa to coś jeszcze; i nie chodzi tu o gigabajty, tylko o tony. Na Pomorzu Zachodnim sad w środku lasu albo jabłonie czy grusze w szczerym polu to częsty widok. Ich obecność w tak nietypowych miejscach mówi jedno: tam kiedyś był dom, nieraz postawiony jeszcze przed wojną. Wtedy też pewnie jakiś Hans posadził sobie drzewko, żeby od czasu do czasu zjeść sobie apfel. Niektóre z tych starych jabłoni wciąż owocują, inne dały początek kolejnym. Najczęściej są to stare, dobre odmiany, które radzą sobie bez pielęgnacji i przycinania. Setki ludzi, tak jak Rafał i Darek zbierają te jabłka. W zakładach przetwórstwa owocowego powstaną z nich soki, koncentraty albo wino marki wino.

– Zdarza nam się zebrać jednego dnia tonę, albo i dwie. To zależy, ile mamy jabłonek i ile jest jabłek. Zajmuje nam to do sześciu godzin. W skupie płacą różnie, ale najczęściej po 30 groszy za kilogram. W zeszłym roku zarobiłem ponad 1000 złotych. To były trzy, może cztery dni zbierania – opowiada Rafał Sander, 15-latek ze Starego Krakowa. W tej pracy najtrudniejsze jest dostarczenie surowca spod drzewa do skupu. – Wszystko zależy od tego, gdzie są jabłonki. Czasami da się podjechać busem albo ciągnikiem. Innym razem trzeba worek załadować na plecy i donieść do drogi, a potem na rower i do skupu – opisuje Rafał. Wspomina czasy, kiedy mieli z kolegą do dyspozycji rewelacyjny pojazd. – To było Buggy, czyli pojazd na bazie podwozia od malucha razem z jego silnikiem i skrzynią biegów. Reszta to zespawane ze sobą rurki. Można tym było wszędzie wjechać i załadować nawet 25 worków z jabłkami.

Największa sieć w kraju

Trudno powiedzieć, ile skupów runa leśnego i innych owoców działa w Polsce latem i jesienią. Nawet w najmniejszych wioskach jest ich nieraz kilka. Nie chodzi tu o wielkie skupy czy hurtownie, ale o małe domowe „skupiki”, które istnieją na zasadzie dobrosąsiedzkiej współpracy. Działa to tak. Człowiek idzie do lasu po surowiec. Po powrocie z roboty, zamiast jechać do wielkiego skupu czy hurtowni, która może być daleko, puka do sąsiadki, która bierze towar od niego i kilku innych podobnych zbieraczy. Wieczorem wielki hurtownik, zgodnie z umową, podjeżdża pod dom owej sąsiadki i zabiera towar, zostawiając jej niewielką prowizję „za przechowanie”. Dopiero od hurtownika surowiec trafia do przetwórstwa, a potem na półki sklepowe w postaci np. jogurtu z jagodami albo grzybków marynowanych.

– Nieraz uda mi się skupić 30 albo i 40 kg grzybów. Wczoraj miałam np. 15 kg kurki. Od kilograma dostaję w tym roku 2 złote. W sezonie zarobię może nawet nieco ponad 1000 zł – mówi p. Krystyna z niewielkiej miejscowości pod Szczecinkiem. – Bardziej nastawiam się na jagody. Dziennie skupuję nieraz nawet 80 kilogramów. Dostaję od hurtownika 50 gr za kilogram – mówi pani Grażyna z tej samej miejscowości. Właściciele skupów jabłek dostają od odbierających hurtowników po 5 gr od kilograma surowca. – Były dni, kiedy przywożono mi nawet do 10 ton jednego dnia – mówi właścicielka jednego z takich domowych skupów.

Money, money, money...

Owocowo-grzybowe pieniądze mają bardzo konkretne przeznaczenie. Nie jest to praca lekka, nie daje kokosów i najczęściej jest raczej koniecznością. W niektórych przypadkach do lasu chodzą całe rodziny, które są w stanie zarobić nawet kilka tysięcy złotych. Gdy nie mają innej pracy, to dla nich być albo nie być. Są tacy, którzy chcą dorobić sobie do emerytury, inni idą do lasu, żeby mieć za co pić. Młodzież powinna ucieszyć Ministerstwo Edukacji Narodowej. Z rozmów z młodymi zbieraczami wynika, że oni nawet w wakacje nie mogą oderwać swoich myśli od szkoły.

– Zbieram na książki i przybory – mówi Kuba Jeziorski ze Świerzna, choć po chwili dodaje, że gdyby mógł, to wszystko przeznaczyłby na prawo jazdy, które już tuż tuż, czyli za 4 lata. – Idę do klasy o profilu policyjnym, więc zbieram na mundur – przyznaje z kolei Martyna. Darek Frankowski ze Starego Krakowa myśli o skuterze: Miałbym czym dojeżdżać na praktyki – przyznaje. Na szczęście z – dosłownie – uzbieranych pieniędzy zostaje też coś na przyjemności. – Ja już kupiłem sobie wędkę – chwali się z dumą Patryk Ganżumow ze Świerzna. Zostanie też coś na lody, czy jakiś ciuch, albo nawet na wyjazd, choć na pewno nie do żadnego Las...

Czy sprzedaż runa leśnego jest legalna?
 
Tzw. ustawa o PIT (Art. 21, ust. 1, pkt. 72) stanowi, że dochody ze sprzedaży jagód, owoców leśnych i grzybów leśnych, ze zbioru dokonywanego osobiście albo z udziałem członków najbliższej rodziny nie podlegają opodatkowaniu. Sprzedawane grzyby muszą mieć atest wykwalifikowanego grzyboznawcy. Nie można też sprzedawać produktów na pasie drogi. Sprzedający na poboczu narażają się na mandat.
TAGI: