Ten zapach przecudowny

Krzysztof Król; GN 32/2014 Zielona Góra

publikacja 15.08.2014 06:00

„Boże, z Twoich rąk żyjemy, Choć naszemi pracujemy, Z Ciebie plenność miewa rola, My zbieramy z Twego pola” – tę pieśń dawni mieszkańcy Polesia śpiewają do dziś, i to nie tylko dziękując za zbiory.

– Dziękujemy Ci za wszystkie dary ziemi od Ciebie pochodzące  – modlił się ks. Krzysztof  Sudziński,  proboszcz  z Białkowa Krzysztof Król /Foto Gość – Dziękujemy Ci za wszystkie dary ziemi od Ciebie pochodzące – modlił się ks. Krzysztof Sudziński, proboszcz z Białkowa

Najpierw barwny korowód na pole żniwne, a tam modlitwa za żniwiarzy i prezentacja różnych sposobów zbierania plonów – począwszy od żęcia sierpem, poprzez koszenie kosą, żniwiarką i snopowiązałką, a na kombajnie kończąc. Potem pokaz młócenia cepami, mielenia zboża w żarnach i wreszcie najbardziej wyczekiwany wypiek chleba tradycyjną metodą. Tak w Białkowie jest co roku, wszystko w ramach imprezy „Jak to z chlebem było, czyli od ziarenka do bochenka”.

– Wszystko dla młodego pokolenia, żeby zobaczyło proces powstawania chleba – wyjaśnia Leokadia Szołtun, prezes Towarzystwa Miłośników Polesia i Białkowa. – Dzisiaj dzieci wiedzą, że chleb jest wypiekany w piekarni, ale tutaj mają okazję zobaczyć, w jakim trudzie powstaje, zanim znajdzie się w sklepie – dodaje.

Coraz częściej wyrób chlebopodobny

Wszystko Cię, mój Boże, chwali!
Aleśmy i to poznali,
Że najmilszą Ci się zdała
Pracującej ręki chwała.

Dobrze poleskie żniwa pamięta Wacław Weryszko, który urodził się w 1925 roku we wsi Petelewo k. Berezy Kartuskiej. – Ojciec miał 16,5 hektara. Ciężka była praca. Od rana do wieczora. Była kosa, ale ojciec nie dawał, bo sierpem lepiej i czyściej się zbierało – wspomina pan Wacław. – Mama w domu chleb piekła. Zawsze przed pokrojeniem robiła na nim znak krzyża nożem i mówiła, że jak chleb spadnie na ziemię, to trzeba go podnieść i pocałować – dodaje. Potomkowie Poleszuków skupieni w Towarzystwie Miłośników Polesia i Białkowa starają się kultywować wszystkie rodzime tradycje, poczynając od mowy poleskiej, poprzez pieśni, kulinaria, stroje, a na zwyczajach kończąc. Podobnie dzieje się ze zwyczajami żniwnymi.

– Kiedyś to była harówka. Taki dzień upalny jak dziś, ale bez kombajnów, żniwiarek czy kosiarek, tylko sierp i kosa. I te duże areały trzeba było ręcznie żąć lub kosić, a potem ustawić w snopki i szybko zwieźć z pola, żeby deszcz nie zmoczył, i oczywiście potem zmłócić. Nie było mowy o pracy w niedzielę czy święta. Dla Poleszuków wiara zawsze była i jest bardzo ważna – zapewnia Maria Dobryniewska. – Kiedyś każda rodzina piekła chleb. Ten zapach był przecudowny. Żal, że dziś coraz częściej zamiast dobrego chleba można kupić w sklepie tylko wyrób chlebopodobny, który nie nadaje się na drugi dzień do jedzenia – dodaje.

Mieszkańców Polesia serce boli nie tylko z tego powodu, ale także z tego, że dziś nie szanuje się chleba. – Żal mi, jak nieraz jadę do miasta i widzę kromkę chleba na ulicy. To, mój Boże, podniosę i rzucę kaczkom, żeby się nie zmarnował – mówi Zofia Kieliszkowska.

Bez serca nie wyjdzie

Co rządzisz ziemią i niebem,
Opatrz dzieci Twoje chlebem.
Ty nam daj urodzaj złoty.
My Ci dajem trud i poty.

Na szczęście niektórzy dawne tradycje ożywiają na nowo. Eugeniusz i Joanna Niparkowie z Białkowa sami pieką chleb i swoimi umiejętnościami dzielą się przy różnych okazjach. Jak za dawnych lat bywało, także i tu podstawą jest zakwas. – Zakwas robi się ze skórki chleba żytniego, mąki żytniej, odrobiny drożdży i wody. To wszystko musi 3 dni pracować – tłumaczy Joanna Niparko. – Z gotowego zakwasu robimy rozczyn, dodajemy wodę, potem kwaśne mleko albo maślankę i mąkę żytnią. To musi popracować 12 godzin. Po tym czasie przystępujemy do wyrabiania ciasta chlebowego. Później dodaje się już tylko mąkę żytnią i sól. Po wyrobieniu swoistej gęstości wykładam ciasto do foremek uprzednio wysmarowanych smalcem, tak 2/3 foremki, bo ciasto musi urosnąć. A w końcu wkładamy chleb na godzinę do pieca, który musi być odpowiednio nagrzany. Po wyjęciu wykładam chleb odwrotnie i roszę go wodą, żeby skórka zmiękła. Po 15 minutach obracamy i również zwilżamy wodą. Potem już tylko musi przestygnąć i można jeść. Taki chleb może do 2 tygodni leżeć owinięty w lnianą ściereczkę i nie wyschnie. W czasie pieczenia ważna jest mąka, piec, naczynie i jeszcze jedno, chyba najważniejsze w przepisie. Trzeba włożyć w to serce i radość ducha. Bez tego chleb nie wyjdzie – dodaje.

Tworzą żywy skansen

Niech Cię, Panie, wszystko chwali.
Ty chciał, byśmy pracowali.
Podlegli Twemu wyroku,
Pracujemy w świt do zmroku.

Pan Eugeniusz prowadzi z żoną gospodarstwo ekologiczne. – Uprawiamy m.in. żyto, owies, grykę, proso. Mamy 2 krowy mleczne, co teraz jest wielką rzadkością. Śmiałem się, że jak kupiłem druga krowę, to pogłowie mlecznych krów w Białkowie wzrosło o 100 procent – śmieje się Eugeniusz Niparko. 

– Poza tym walczymy z naszym państwem, żeby to, co powstaje w naszym gospodarstwie, można było od razu przetworzyć i sprzedać, np. w postaci chleba, kiełbasy czy sera. A tymczasem żeby sprzedawać chleb, musiałbym zarejestrować piekarnię, a my chcemy to robić z przyjemności i z doskoku – dodaje. Gospodarz z Białkowa również ubolewa nad faktem, że dziś coraz mniej osób szanuje chleb.

– W tej chwili mamy niby czasy dostatku i jedzenia nie brakuje, ale z drugiej strony nie szanujemy tego jedzenia. Chleb dziś jest poniewierany. Zaczęliśmy się zastanawiać, z czego to wynika, raz, że jest za tani i ludzie nie znają trudu, jaki wiąże się z jego powstaniem, a dwa – z podłej jakości, pełnej chemicznych ulepszaczy – zauważa pan Eugeniusz. – Stąd pomysł Towarzystwa Miłośników Polesia na imprezę „Od ziarenka do bochenka”. Poprzez nią chcemy pokazać drogę chleba i trud wielu rąk. Chcemy tu, w Białkowie, tworzyć taki żywy skansen. Jest już izba pamięci i stara stodoła, a docelowo ma powstać cała zagroda poleska, w której na czas imprez będą zwierzęta – dodaje.

Czuje się Poleszuczką

Racz nam dać, o Boże miły, Serce dobre, krzepkie siły, Pokój, rządy sprawiedliwe, Po zgonie życie szczęśliwe. Na poleskie zjazdy przyjeżdża pochodzący z Białkowa ks. Jan Radkiewicz. – Zawsze tu jest wyjątkowa atmosfera biesiady i pięknej wspólnoty – zauważa ks. Jan, który dobrze pamięta, jak w jego rodzinnym domu wypiekano chleb. – Takie wydarzenie jak to uczy szacunku do chleba, który nam, chrześcijanom, jest szczególnie bliski. Pierwsza nazwa Eucharystii to przecież „łamanie chleba”. Chrystus przychodzi do nas pod postacią chleba i wina, to centrum naszej wiary – dodaje.

Poleskie tradycje, niełatwo, ale udaje się przekazywać kolejnym pokoleniom. – Wiele dowiedziałam się od dziadków ze strony taty, którzy przyjechali z Polesia. Szczególnie babcia zawsze skora była do opowiadania o swoich korzeniach. Babcia nigdy już nie pojechała na Wschód, tylko dziadek jeździł. Pewnie chciała zachować piękne wspomnienia, które w niej zostały – wspomina Agata Baran, z domu Niparko. – Uszyłam już moim synom poleskie stroje. Będę chciała przekazać im tę historię i mam nadzieję, że kiedyś znowu zamieszkamy tu, w Białkowie, i będziemy działać wspólnie w Towarzystwie Miłośników Polesia. Obecnie mieszkam z mężem w Warszawie, ale nie czuję się warszawianką, ale Poleszuczką – zapewnia.