Przyjaźń zza kraty

ks. Rafał Starkowicz; GN 37/2014 Gdańsk

publikacja 21.09.2014 06:00

– Człowiek potrafi zrobić sporo krzywdy. Pies wbrew pozorom nie. Jeżeli jest dobrze szkolony, nie powinno się stać nic złego – mówi Szymon z Zakładu Poprawczego w Gdańsku, który uczestniczył w programie szkolenia psów.

 Marta i Jarek podkreślają, że obcowanie ze zwierzętami kształtuje  ludzkie emocje ks. Rafał Starkowicz /Foto Gość Marta i Jarek podkreślają, że obcowanie ze zwierzętami kształtuje ludzkie emocje

Jest ich kilkunastu. Odbywają kary za przeróżne przestępstwa. Mają po kilkanaście lat. – Znalazłem się tutaj przez błędy młodości. Były dosyć poważne – przyznaje Szymon. – Wpadłem w złe towarzystwo i zszedłem na złą drogę. Teraz mam czas, aby to wszystko poprostować – relacjonuje. O szczegółach rozmawiać nie chce. W zakładzie jest od pół roku. Podobnie jak Dawid, drugi z chłopaków, ma nadzieję, że za rok uda się mu wyjść na zwolnienie warunkowe. Inaczej obaj będą musieli odbywać karę w poprawczaku do dwudziestego pierwszego roku życia.

Niebo w kratkę

Za każdymi drzwiami znajduje się ciężka krata. Aby ją otworzyć, potrzebna jest karta magnetyczna. Używają ich strażnicy i wychowawcy. Widok zza okien również poprzecinany jest kratami. Każda rozmowa, którą odbywają osadzeni, przeprowadzana jest w obecności strażnika. – Czas tutaj mija mi w miarę dobrze – mówi mimo tego Szymon. Zanim na Polankach stworzono Zakład Poprawczy, było tu schronisko dla nieletnich. Wówczas wolontariat w schronisku zapoczątkowała jedna z gdańskich katechetek. Przyłączyła się do jej działań grupa młodzieży z jezuickiego duszpasterstwa akademickiego „Efraim”. Jezuiccy wolontariusze przychodzili tutaj regularnie przez kilka lat.

– To w tej wspólnocie pojawił się pomysł, aby stworzyć stowarzyszenie o nazwie „Schron”. Dzisiaj jest już zarejestrowane w KRS-ie – opowiada Anna Balcerzak, wiceprzewodnicząca stowarzyszenia. Skończyła właśnie studia prawnicze. W tym roku idzie na aplikację adwokacką. Zaocznie studiuje też psychologię. Do stowarzyszenia dołączyła dwa lata temu. – Stowarzyszenie jest tak pomyślane, by było szeroką platformą, na gruncie której można realizować różne pomysły – relacjonuje. Zaznacza, że w statucie znalazło się podkreślenie, iż stowarzyszenie opiera swoje działania na wartościach chrześcijańskich. Studenci i młodzi absolwenci wyższych uczelni realizowali w historii przeróżne projekty. Pozyskiwali sponsorów, by móc zakupić odzież dla bezdomnych. Wspierają też matemblewski Dom Samotnej Matki. – Zgłosiło się do nas małżeństwo, które zasponsorowało zakupy produktów pierwszej potrzeby, ktoś inny sfinansował w okresie przedświątecznym zakup zabawek dla dzieci. Zrobiliśmy tam także sesję zdjęciową dla mam z dziećmi. Doszłam do wniosku, że te dziewczyny nie mają zdjęć swoich dzieci – opowiada pani Anna. – Otrzymaliśmy też vouchery na pólkolonie z zajęciami z zakresu robotyki. Zorganizowaliśmy więc konkurs dla dzieci z domów dziecka, w którym głównymi nagrodami były właśnie te półkolonie – wylicza. 

Główną troską podejmowanych przez członków stowarzyszenia działań pozostają jednak młodzi pensjonariusze Zakładu Poprawczego. Jak twierdzi Anna Balcerzak, jest wśród nich wielu studentów bądź absolwentów nauk społecznych. To pomaga w znalezieniu odpowiednich form pracy z osadzonymi. – Rozmawiamy o pasjach. Pomagamy odczytywać im talenty, których często nie są świadomi – opowiada. – Sam kontakt z nami, to, że mogą z nami pobyć, pośmiać się, już jest dla nich cenne – stwierdza.

Pomocna łapa

– To Ania wpadała na pomysł, aby zorganizować akcję w gdańskim poprawczaku. Zadzwoniła do nas, bo kiedyś szkoliliśmy jej czworonoga – relacjonują Marta i Jarek, trenerzy psów, którzy wzięli udział w przedsięwzięciu. Mieszkają w podgdańskim Stanisławowie, gdzie we współpracy z pomorską Fundacją Rottka prowadzą firmę GOOD TEAM, hotel oraz schronisko dla psów. Obecnie jest w nim 13 zwierząt. Następne cztery mieszkają z nimi – w domu. Fundacja, z którą współpracują, ratuje rottweilery. Wyciąga je ze schronisk, przyjmuje zgłoszenia o porzuconych, przywiązanych. Przyjmuje od ludzi, którzy z różnych względów nie mogą już opiekować się zwierzętami. – Najpierw je badamy. Sprawdzamy, jak zachowują się wobec człowieka, czy lubią kontakt. Staramy się odnaleźć ich problemy i je usuwać. Szukamy dla nich odpowiedzialnego domu. To duże i silne psy. Trzeba więc postępować z nimi w odpowiedni sposób – zaznacza Marta. – Rottweilery są społecznie wykluczone. Trochę tak jak dzieciaki z poprawczaka. Chcemy to przełamać – dodaje. – Szukałam ludzi kompetentnych w zakresie szkolenia psów, ale także potrafiących odnaleźć się w tak niestandardowym miejscu jak zakład poprawczy. Mimo że nie znaliśmy się bliżej, wiedziałam, że Marta i Jarek mają w sobie taką wolność, która przesądza o odczuwaniu wyrozumiałości wobec innych osób – wyjaśnia Anna Balcerzak.

Szkoła dla wszystkich

– Lubimy akcje, gdy się komuś pomaga. Lubimy też obalać mity związane z psami. A kontakt człowieka z psem zawsze zmienia także człowieka. Ludzie stają się bardziej wrażliwi. Chłopakom z poprawczaka jest to bardzo potrzebne – zaznacza Marta. Podczas kilkunastu spotkań dostrzegli także ewolucję, jaka dokonała się w pensjonariuszach Zakładu Poprawczego. – Nauczyli psy właściwego sposobu zabawy. Także reagowania na podstawowe komendy: siad, waruj, zostań, do mnie, noga, idziemy, równaj. Psy z kolei nauczyły się tego, że ludzie są fajni. Co ciekawe, psy czekały na spotkania z chłopakami. Witały ich, skakały, kładły się do góry brzuchem – opowiada trenerka. – Zajęcia z psami były dla chłopaków prawdziwą odskocznią. Odbywały się na powietrzu, stanowiły także okazję do wielu szczerych rozmów o życiu. Ważne też było to, że mieli zajęcia z mężczyzną, który nie był ich zwierzchnikiem – podkreśla Anna.

Szczególnie pamięta zachowanie jednego z 16-latków. – Na początku nie wiedział, jak obchodzić się z psem. Później z łatwością uzyskiwał realizację wszystkich komend. Wówczas zupełnie zrzucił maskę. Widać było emocje i wrażliwość – opowiada. – Chłopcy nie przejmowali się zdjęciami. A przecież na każdych zajęciach był fotograf. Nie mieli żadnej tremy. Byli sobą. Tulili te psy, głaskali je… Cieszyli się z postępów, rywalizowali ze sobą w pozytywnym znaczeniu. Chcieli być lepsi. Pokazać, że pies, którego uczą, wykonuje ćwiczenie lepiej, dokładniej, szybciej, że się lepiej bawi – dodaje Marta. – Praca z psem to praca nad sobą – dodaje.

Program z głębią

– Głębia tego programu polega na tym, że my pomagamy tym dzieciakom, pomagają im też psy. Wreszcie także oni pomagają psom. Przygotowują je do adopcji. Robiąc coś razem, można dojść do pożądanych efektów, zmienić życie ludzi i zwierząt na lepsze – zapewnia Marta. – Powiedziałam im, że kiedy wyjdą z poprawczaka i zgłoszą się do nas, to my damy im glejt, z którym będą mogli zgłosić się do schroniska w swoim mieście i stać się wolontariuszami, bądź nawet znaleźć tam pracę. Mówiłam im: jeżeli pokażecie wasze umiejętności i podejście do psów, będziecie mieli otwartą drogę – dodaje.

Organizatorzy uznają akcję za niezwykle owocną. Planują już jej kolejną edycję. Poszukują jednak sponsorów, którzy pomogą w realizacji przedsięwzięcia. Pokrywa się to także z oczekiwaniami przebywających w poprawczaku młodych ludzi. – Chciałbym, aby takich zajęć było troszkę więcej lub żeby trwały troszkę dłużej – mówi jeden z nich. W Stanisławowie zaś na adopcję oczekują ich podopieczni: Arni – uroczy mieszaniec malamuta owczarka i husky, Kiwi – niezwykle żywotny pies w typie teriera, Mary Lu – owczarkowaty, płochliwy kundelek, oraz osiem rottweilerów.

TAGI: