Żona zza kamery?

Agata Puścikowska

GN 39/2014 |

Życie należy układać własnymi rękami, bez pomocy kamer oraz napisanych scenariuszy.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Mój piękny panie, ja go nie kocham, taka jest prawda – brzmi stara piosenka o dziewczynie, która wychodzi za mąż za zwyczajnego faceta, a kocha nadzwyczajnego. Czyli telewizyjną gwiazdę. Dziewczyna robi to, bo musi: bo podobno nie może iść przez życie całkiem sama. To ostatnie zdanie jest oczywiście dyskusyjne. Teoretycznie oznacza, że aby być szczęśliwym człowiekiem, należy ożenić się lub wyjść za mąż. W praktyce wiadomo, że nie złotą obrączką ludzkie szczęście się mierzy. Ale zostawmy starą piosenkę, która przyszła mi na myśl zaraz po tym, jak obejrzałam nowy program telewizyjny. W programie owym – rolnik szuka żony. Niemal jak szalony. Metodą prób i błędów, a zapewne i gotowych scenariuszy, kilku mężczyzn mieszkających na wsi, próbuje ułożyć sobie życie. W tym celu na swojską wieś panowie zapraszają zupełnie nieznane damy. Z odcinka na odcinek następują kolejne fazy wtajemniczenia, czyli wypróbowywania tychże dam. Oczywiście po to, by poznać, która z nich będzie żoną idealną. Dawno nie miałam poczucia takiego zażenowania. Po pierwsze dlatego, że całkiem sympatyczne kobiety zgodziły się na taką dziwną rewię. Żeby nie powiedzieć – targ wdzięków i predyspozycji do bycia żoną, na oczach milionów. Po drugie, że faceci, którzy podobno naprawdę chcą szczęśliwej przyszłości, rodziny i stabilizacji, zdecydowali się szukać tego wszystkiego w obecności kamer oraz „dyskretnego” towarzystwa kilku milionów telewidzów. Program miał chyba zwracać uwagę na poważny społeczny problem: trudności mężczyzn mieszkających na wsi ze znalezieniem żony. Potencjalne drugie połówki nie bardzo się garną do mieszkania i pracy poza miastem. Takie czasy. W praktyce jednak wskazuje się dość pokrętne rozwiązanie tego problemu. Telewizyjne, gwiazdorskie, głośne, medialne. Powstało po prostu kolejne show (za publiczne pieniądze akurat!), które nikomu życia nie ułoży. Bo życie należy układać własnymi rękami, bez pomocy kamer oraz napisanych scenariuszy. Że okrutna jestem, bo odmawiam panom rolnikom prawa do szczęścia? Ależ ja im właśnie szczęścia życzę! I jeśli znajdą to szczęście dzięki programowi, to bardzo dobrze. Jednak moim zdaniem, prawdziwe relacje, uczucia i szanse na małżeństwo znajdują się raczej daleko poza kamerami.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.