Z prawnukami na Skypie

Monika Łącka; GN 42/2014 Kraków

publikacja 28.10.2014 06:00

Chemią, muzyką i sztuką zafascynował się, będąc małym chłopcem. Swoimi pasjami zaraził już kilka pokoleń. Zaraża i dziś!

– Nowinek technicznych nie boję się i chętnie z nich korzystam – zapewnia prof. Bielański zdjęcia Monika Łącka /Foto Gość – Nowinek technicznych nie boję się i chętnie z nich korzystam – zapewnia prof. Bielański

Zawsze elegancko ubrany, z manierami godnymi gentlemana najwyższej klasy, chętnie przyjmuje gości w swoim domu na krakowskim Zwierzyńcu. – Pamięta on koniec XIX wieku, a ja urodziłem się w nim w 1912 r. – mówi. – Proszę się częstować! – zachęca, podając półmisek z ciastkami i ciepło się uśmiechając.

Honorowy słuchacz

Profesor Adam Bielański, który w grudniu skończy 102 lata, wciąż pracuje w Polskiej Akademii Nauk i bez obowiązków nie wyobraża sobie życia. W wolnych chwilach lubi słuchać muzyki klasycznej, a zwłaszcza Beethovena. Przed laty sam także sprawiał bliskim przyjemność, zamieniając nuty w piękne dźwięki. – Gdy miałem sześć, a może siedem lat, zacząłem uczyć się gry na fortepianie. Potem byłem uczniem krakowskiego konserwatorium muzycznego – opowiada.

Głęboko w pamięć zapadło mu też pewne wydarzenie muzyczne. – Jako kilkunastoletni chłopak byłem na koncercie Artura Rubinsteina, który za jakiś czas został pianistą nr 1 na świecie. Do dziś pamiętam, jak wspaniale grał muzykę hiszpańską – wspomina. Gdy tylko może, chodzi na koncerty do Filharmonii Krakowskiej. Wszyscy go tam znają i bardzo cenią. – Profesor to największy meloman wśród chemików i największy chemik wśród melomanów – zapewnia Bogdan Tosza, dyrektor Filharmonii Krakowskiej. Gdy dwa lata temu, pod koniec października, zaczynał tutaj pracę, zdecydował, że na początku grudnia filharmonia zorganizuje wyjątkową imprezę – 100. urodziny profesora Adama Bielańskiego. Poprosił więc sekretariat o umówienie spotkania z jubilatem.

– Myślałem, że pójdę do domu profesora, aby zaprosić go na ten koncert i przedyskutować szczegóły. Profesor bardzo ucieszył się z pomysłu, ale powiedział, że on sam do mnie przyjdzie, bo codziennie rano chodzi do swojego Instytutu Katalizy i Fizykochemii Powierzchni w Polskiej Akademii Nauk i wpadnie do mnie na kawę – wspomina dyr. Tosza. Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że aby dostać się do gabinetu dyrektora filharmonii, trzeba wejść na drugie piętro, pokonując 75 wysokich schodów. Wiele młodych osób, bez dobrej kondycji fizycznej, ma po nich zadyszkę. – Dla profesora nie były one żadnym problemem. Spotkałem się z energicznym i eleganckim starszym panem. Podczas urodzinowego koncertu zaprosiłem jubilata na estradę. Przedstawiłem publiczności człowieka nadzwyczajnego, który w filharmonii gości od początku jej istnienia, czyli od 3 lutego 1945 r. – opowiada dyrektor Bogdan Tosza.

Do dziś profesor przychodząc na koncerty, pokonuje schody prowadzące na pierwsze piętro. Tam jest balkon, gdzie od lat ma swoje ulubione miejsce. Gdy kupował abonament, zawsze rezerwował ten sam fotel. – Teraz jest już naszym honorowym słuchaczem. Gdy 27 września, podczas koncertu inaugurującego nowy sezon artystyczny, dziękowałem wszystkim gościom, w tym profesorowi, za obecność, publiczność powitała go gromkimi brawami – mówi dyrektor Filharmonii Krakowskiej. – Czasem, w przerwie koncertu, podchodzi do mnie, by zamienić kilka słów i pochwalić jakiegoś muzyka z orkiestry. „Jestem pod jego ogromnym wrażeniem” – dodaje. – Bardzo się cieszę, że w tym sezonie w filharmonii będą zagrane wszystkie utwory Fryderyka Chopina. Z radością przyjąłem też zapowiedź dyrektora, iż częściej będą tu grane utwory polskich kompozytorów pracujących za granicą – komentuje profesor program artystyczny filharmonii na najbliższe miesiące.

Pierwsze eksperymenty

Adam Bielański studia ukończył na Uniwersytecie Jagiellońskim. Miał 24 lata, gdy jako młody magister w 1936 r. rozpoczynał karierę naukową w katedrze chemii fizycznej Akademii Górniczo-Hutniczej. Jej szefem był prof. Adam Skąpski. Choć tak naprawdę nauką interesował się już w dzieciństwie. Miał ją we krwi, po ojcu – inżynierze i absolwencie Politechniki Lwowskiej, który do Krakowa przyjechał w 1907 r., by pracować przy tworzeniu melioracji miasta. – Kraków nie miał wtedy żadnych zabezpieczeń przeciwpowodziowych. Gdy Wisła wylewała, był zupełnie bezbronny, a woda sięgała Plant – przypomina profesor.

Pierwsze chemiczne eksperymenty Adam Bielański zaczął robić w domu już jako gimnazjalista. W łazience miał lampkę naftową, a w sklepie na Rynku Głównym za drobne pieniądze kupował niezbędne preparaty do swoich badań. Z biegiem lat coraz bardziej zaprzyjaźniał się z chemią i przez całe życie nigdy się z nią nie rozstał. Naukowego zapału nie ostudził w nim nawet wybuch II wojny światowej – na przekór Niemcom, którzy za wszelką cenę chcieli zniszczyć polską naukę i inteligencję. 

– Aresztowanie profesorów i docentów Uniwersytetu Jagiellońskiego i Akademii Górniczo-Hutniczej było dla mnie wielkim wstrząsem. Z naszej katedry w obozie znalazł się m.in. prof. Julian Kamecki, a z późniejszych dobrych znajomych – matematyk prof. Stanisław Gołąb – wspomina profesor Bielański. Pracę doktorską napisał jeszcze pod kierunkiem prof. Skąpskiego, który jednak na początku wojny, we Lwowie, został skazany na prace przymusowe w rejonie Archangielska. Przebywał tam do 1942 r. – Następnie wraz z armią Andersa przedostał się do Afryki, a potem do Londynu. Do Polski już nie wrócił. Podczas wojennej zawieruchy zgłosiłem się więc do prof. Tadeusza Estreichera, specjalisty od chemii nieorganicznej, i pod jego kierunkiem na Tajnym Uniwersytecie zdawałem wszystkie egzaminy. Po każdym zaliczeniu dostawałem zaświadczenie, że egzamin złożyłem w sierpniu 1939 r. – opowiada.

Od opisu do teorii

W czasie wojny pracował też w Miejskim Laboratorium Chemicznym. Pracę doktorską obronił w 1944 r., a kilka lat później otrzymał stypendium w British Council i na rok wyjechał do Londynu, na staż naukowy w Imperial College of Science and Technology. W 1955 r. na AGH otrzymał tytuł profesora nadzwyczajnego, a siedem lat później – zwyczajnego. W 1964 r. wrócił na UJ i z całych sił zaangażował się w pracę dydaktyczną. Jego imponujący dorobek naukowy trudno byłoby streścić… Jest bowiem autorem ponad 200 publikacji naukowych oraz kilku podręczników akademickich. Jeden z nich – „Podstawy chemii nieorganicznej” – nazywany jest nawet „biblią polskich chemików”, bo każdy student kiedyś musiał mieć go w rękach. Najważniejsze jest jednak to, iż profesor wychował kilka pokoleń studentów. Wielu z nich tak bardzo zafascynowało się chemią i fizyką (bo to także hobby profesora), że poszli w ślady swego mistrza i też zajęli się pracą naukową. O wspaniałym wykładowcy mówią zgodnym chórem: człowiek i naukowiec na medal.

Przepis na taki sukces jest prosty i trudny zarazem. – Wykładowca do zajęć musi się świetnie przygotować – dokładnie wiedzieć, co chce przekazać, czego nauczyć. Ważne jest też, by nawet o skomplikowanych rzeczach mówić w prosty sposób, zaczynać od opisu zjawiska, a potem przechodzić do teorii. Trzeba też umieć porozumiewać się ze studentami i przekazywać im swoją pasję – tłumaczy prof. Bielański.

Na zasłużoną emeryturę profesor przeszedł w 1983 r. Była to jednak tylko formalność, bo odtąd kariera naukowa nabrała jeszcze większego rozmachu… – Większość publikacji taty powstała właśnie wtedy, na emeryturze. Do dziś śledzi nowinki naukowe, dużo czyta, pisze, uzupełnia swoje prace. Korzysta z komputera, internetu, telefonu komórkowego. Cały czas jest też zatrudniony na pół etatu w Polskiej Akademii Nauk – mówi Piotr Bielański, syn profesora. – Wie pani, niektórzy na emeryturze odpoczywają. Ja nie! Gdy się przepracowało tyle lat i gdy jest się zafascynowanym tą pracą, staje się ona nawykiem, który cieszy – dopowiada jego ojciec.

– Profesor jest człowiekiem niezwykle serdecznym i sympatycznym. Nigdy nikomu złego słowa nie powiedział. W jego towarzystwie każdy dobrze się czuje. On przede wszystkim lubi to, co robi, i to widać na każdym kroku. Jest wspaniałym naukowcem i wszyscy czerpiemy z jego wiedzy – zaznacza dr Anna Ilnicka z Instytutu Katalizy Polskiej Akademii Nauk. Profesora poznała 15 lat temu, gdy była jeszcze studentką. Profesor Bielański ma jeszcze jedno hobby – malarstwo. Kiedyś dużo podróżował po świecie i odwiedzał muzea. – Zawsze pyta swoich gości, czy byli w danym miejscu i widzieli konkretne dzieła – opowiada syn naukowca. Jednak największą dumą pana profesora jest jego rodzina. – Ma już 10 prawnuków, a 11. niebawem pojawi się na świecie – opowiada Piotr Bielański. Dwoje z nich mieszka w Niemczech. Pradziadek rozmawia więc z nimi przez Skype’a.

Dla profesora i nie tylko

W tym sezonie w Filharmonii Krakowskiej na melomanów czeka wiele atrakcji. 31 października odbędzie się światowe prawykonanie pełnej wersji „Requiem” Pawła Łukaszewskiego w połączeniu z „Requiem” Mozarta. Podczas koncertu jubileuszowego, 7 lutego 2015 r. (tego dnia minie 70 lat od pierwszego koncertu orkiestry FK), zabrzmi m.in. koncert fortepianowy Chopina w interpretacji pianisty Krzysztofa Jabłońskiego. 21 lutego koncert również będzie wyjątkowy: zabrzmi wtedy muzyka francuska, a Antoni Wit, dyrygent honorowy FK, otrzyma order Legii Honorowej, najwyższe odznaczenie Francji. 12 i 13 czerwca 2015 r. odbędzie się krakowskie prawykonanie IV Symfonii Henryka Mikołaja Góreckiego. Utwór ten został odnaleziony w pośmiertnych papierach kompozytora w formie szkiców. Dokończył go syn twórcy, Mikołaj.

Szczegółowy program na www.filharmonia.krakow.pl. bg