Dwóch doktorów ratuje tradycję

publikacja 20.11.2014 06:00

– Mam takie myśli przed zaśnięciem, żeby pan organista z Brochowa i pan Feliga przyjechali na mój pogrzeb i zaśpiewali te pieśni – mówi Zuzanna Piech.

 Mszę Requiem w Skierniewicach celebrował ks. Ireneusz Wojciechowski Zdjęcia Marcin Kowalik /Foto Gość Mszę Requiem w Skierniewicach celebrował ks. Ireneusz Wojciechowski

Pani Zuzanna mieszka w Kocierzewie Południowym. To tam i w okolicznych wsiach zachowała się jeszcze tradycja śpiewania przy ciele zmarłego w jego domu. Powoli jednak zanika, bo młodych trudno namówić, żeby kontynuowali zwyczaje przodków. Od całkowitego zapomnienia postanowili uratować je Piotr Feliga i Bartosz Izbicki oraz śpiewacy z Bractwa Śpiewaczego „Vexilla Regis” i zespołu „Jerycho”.

Cudze chwalicie...

Piotr Feliga jest mieszkańcem Rybna, a Bartosz Izbicki – organistą w Brochowie. Obaj są w Zarządzie Stowarzyszenia Świętego Bartłomieja w Rybnie, które prowadzi m.in. działalność promocyjną i edukacyjną w zakresie muzyki liturgicznej i tradycyjnej. W zeszłym roku zorganizowało warsztaty chorału gregoriańskiego, a w tym realizowało projekt „Egzekwie ludowe”, którego ważnym elementem była liturgia pogrzebowa w rycie trydenckim. Msze Requiem odprawiono za Cypriana Zabłockiego, powstańców warszawskich, Fryderyka Chopina i dwukrotnie – w Skierniewicach i Łowiczu – za polskich prymasów. Każdą poprzedził koncert pieśni żałobnych na melodie śpiewane w okolicach Łowicza i Sochaczewa – Kocierzewie, pobliskim Wiciu i Brochowie.

– Byłem na pogrzebie wujka w Kocierzewie. Usłyszałem pieśni żałobne. Zaskoczyło i wzruszyło mnie, w jaki sposób żegna się zmarłego w jego domu. Dostałem też od Bartka [Izbickiego – przyp. aut.] płytę z koncertu pieśni żałobnych Adama Struga. Zafascynował mnie. Może nie sam śpiew Struga, tylko to, jak Bartek, który grał tam na organach, opowiadał muzyką całą historię – mówi P. Feliga.

Pan Piotr jest doktorem teologii. Na siebie wziął cały ciężar związany z organizacją projektu. Opracowanie muzyczne pozostawił B. Izbickiemu, doktorowi muzykologii. Zaangażowali w to śpiewaczki z Kocierzewa Południowego. Panie zaśpiewały w Warszawie i Łowiczu. Wcześniej uczestniczyły w nagraniu dla Polskiej Akademii Nauk. – Byłam szczęśliwa, że choć tyle mogłam dla Pana Boga zrobić. Mnie i koleżankom radość sprawiły także głosy warszawiaków: „Jak pięknie śpiewacie! Jakie piękne pieśni!” – mówi Z. Piech. – Myślę, że zaprocentuje to dla lokalnej społeczności Kocierzewa. Dzięki temu bardziej docenią to, co mają u siebie. Często się mówi: „Cudze chwalicie, swego nie znacie”. Ludzie oglądają programy typu „Mam talent”, a często nie zdają sobie sprawy, że ten talent mają w sobie – mówi B. Izbicki.

Za polskich prymasów

Ostatnim elementem projektu było czuwanie i Msza Requiem w bazylice katedralnej. To nekropolia 12 arcybiskupów gnieźnieńskich – prymasów Polski. Eucharystię w ich intencji 3 listopada – w Dzień Zaduszny, według kalendarza liturgicznego sprzed reformy soborowej – sprawował o. Petroniusz Powęzka OFM, rektor kościoła łowickiego klasztoru ss. bernardynek. Odprawił ją w obecności bp. Andrzeja F. Dziuby, który wygłosił kazanie. Przypomniał prawdy, jakie głosi Kościół o losie człowieka. – W Chrystusie odnosimy pełne zwycięstwo – życia nad śmiercią, bo Chrystus jako pierwszy umarł i zmartwychwstał. To w nas tkwi prawda naszego życia. Pytanie: jakiego życia po śmierci? Czy pełnego bliskości Boga, czy życia znaczonego potępieniem? – mówił ordynariusz łowicki z zabytkowej ambony. Oprócz pani Zuzanny, pieśni żałobne dla prymasów śpiewały jeszcze: Julia Sierota, Zofia Siekiera, Danuta Skumiał, Zofia Gać i Maria Kaczor.

– Spotykamy się przed pogrzebami w domach zmarłych. Choć to już nie wygląda tak, jak dawniej, gdy przez dwa dni czuwało się wieczorami do późnych godzin i śpiewało pieśni. Teraz to zazwyczaj jest pół godziny przed pogrzebem, a coraz częściej zdarza się, że ciało wiezione jest bezpośrednio z kostnicy do kościoła i nie ma jak wtedy zaśpiewać zmarłemu na pożegnanie. Pokolenie mojego syna już nie śpiewa. Młodych do tego się nie zmusi. Kiedyś usłyszałam od młodej dziewczyny: „Tu są takie »klepy« w tych pieśniach”. Bardzo mnie to zabolało, bo to są piękne słowa. W nich ukazane jest życie człowieka – opowiada pani Zuzanna. Wspomina także czasy dzieciństwa, kiedy Msze sprawowane były po łacinie.

– Pamiętam, że podczas swojej Pierwszej Komunii św. stałam w wełniaku i ludzie dziwili się, że odpowiadam i śpiewam po łacinie. Mama wszystkiego mnie nauczyła i byłam z tego dumna. Z tego wszystkiego pamiętam tylko Credo. Jak ja dziękuję Bogu, że mogłam znów uczestniczyć w takiej Mszy!

Łzy i wzruszenie

Większość twórców projektu związana jest z liturgią trydencką, ale to nie był główny powód sprawowania Mszy w tym rycie. – Wszystkie osoby, za które się modliliśmy, były chowane w rycie trydenckim. Konsekwentnie realizowaliśmy program, którego intencją było połączenie tradycji i sztuki z kontekstem liturgicznym, a także z lokalnością. Przygotowując się, odkryłem np., jak bardzo prymasi byli związani ze Skierniewicami. To tu prymas Ignacy Krasicki tworzył swoje bajki. W kościele św. Jakuba złożono serce prymasa Antoniego Ostrowskiego, dlatego to w tej świątyni odbył się koncert i sprawowana była Msza. W Brochowie, miejscu chrztu Fryderyka Chopina, modliliśmy się dokładnie w rocznicę jego śmierci. Dla mnie łzy osób, które uczestniczyły w Mszy w Rybnie za Cypriana Zabłockiego, wzruszenie innych, gdy słuchając pieśni, przypominali sobie, jak kiedyś wyglądały pogrzeby, oraz propozycje, by takie Msze połączone z koncertem odprawić w innych parafiach diecezji, są dowodem na to, że warto było to robić – mówi P. Feliga.

– Każdy z koncertów był inny. W Rybnie przyszło dużo młodzieży. W Brochowie wiele osób przyciągnęło nazwisko Chopina. W Skierniewicach dało sie odczuć, że miejscowi są spragnieni takich wydarzeń. Za to w katedrze łowickiej pojawiło się dużo duchowieństwa. Klerycy i młodzi księża mogli doświadczyć tego, jak wyglądała liturgia przedsoborowa – dodaje B. Izbicki. Wydarzenia w Warszawie i Łowiczu zakończyły się koncertem muzyki ludowej. To też nawiązanie do dawnego zwyczaju, kiedy po pogrzebie odbywała się uczta zwana stypą lub konsolacją. Miała ona przynieść pociechę żałobnikom po stracie bliskiej osoby.

TAGI: