Święta uboga prawda

Agata Ślusarczyk

Gość Warszawski 51-52/2014 |

publikacja 27.12.2014 06:00

Wolontariuszka Ania przejrzała na oczy, Karol odzyskał słuch, a Piotrek wiarę. Wigilia z bezdomnymi – dzieją się cuda.

Wolontariuszka Ola Bujwan oraz Jurek, jeden z najstarszych przyjaciół wspólnoty, przy ubiegłorocznym wigilijnym stole Adam Rostkowski Wolontariuszka Ola Bujwan oraz Jurek, jeden z najstarszych przyjaciół wspólnoty, przy ubiegłorocznym wigilijnym stole

O bezdomnych spod Dworca Centralnego mówią: „nasi przyjaciele z ulicy”. W każdy czwartek członkowie założonej w 1968 r. w Rzymie Wspólnoty Sant’Egidio (Comunità di Sant’Egidio – św. Idziego) rozdają im kanapki, ciepłą zupę, herbatę i odzież. Rozmawiają. Przed Bożym Narodzeniem wręczają im także zaproszenie na organizowaną po raz szósty w podziemiach kościoła Wszystkich Świętych Wigilię z Ubogimi.

Dobre chwile

Bezdomny Andrzej z kieszeni kurtki wyciąga telefon. Nagrany filmik z ubiegłorocznej wigilii oglądał już kilka razy. – Życie trudne, to do dobrych chwil trzeba wracać – wzrusza się. Wyjechał do Holandii. Tyrał od świtu do nocy, by dzieciaki studia pokończyły i w rodzinie jako tako się wiodło. Rozłąka zrobiła swoje. Wrócił do pustego domu. Na Dolny Śląsk. Wielka Warszawa miała dać możliwości. Pracy kilka lat temu już przestał szukać. Nocuje na lotnisku. Ma dość. Z zawodu jest górnikiem. Wigilijne zaproszenie, które właśnie dostał, zaczyna się do słowa: „Przyjacielu...”. Przyjdzie, a razem z nim ok. 300 zaproszonych przez wspólnotę osób. – Na pierwszą wigilię zaprosiliśmy 20 bezdomnych, przyszło 40. Co roku liczba osób, które zapraszamy, rośnie – mówi Magdalena Wolnik odpowiedzialna za warszawską gałąź wspólnoty. Z roku na rok zwiększa się też liczba wolontariuszy, którzy włączają się w przygotowania. Do nakrywania stołów, przyrządzania wigilijnych potraw, pakowania prezentów czy podawania półmisków zaangażowało się ponad 300 osób.

Upadają mury

Ania Matlak, pracowniczka branży informatycznej, pierwszą wigilię przegadała z bezdomnym Wieśkiem. O wszystkim. Pod koniec wieczoru śmiali się jak starzy przyjaciele. – Wtedy zrozumiałam, że to, co różni nas od bezdomnych, to tylko skala problemu – mówi. We Wspólnocie Sant’Egidio jest już cztery lata.

Z każdą poznaną osobą jak mury upadały stereotypy. – Alkohol nie zawsze jest pierwszą przyczyną bezdomności. Wielu doświadczyło rozpadu rodziny, trudności w młodym wieku, utraty pracy – przyznaje. Z czasem odkryła, że ci, którzy co czwartek przychodzą pod Centralny, potrzebują czegoś więcej niż kanapki i zupy. – Trapi ich dotkliwa samotność. Może nie potrafię rozwiązać wszystkich ich problemów, ale chcę, by wiedzieli, że nie są dla mnie „niewidzialni”. Wiele osób odwraca od nich wzrok, a ja chcę ich poznać, wysłuchać, pocieszyć – mówi.

Mają godność

W podziemiach kościoła na pl. Grzybowskim ciepło witają ich wolontariusze. Pytają o imię, prowadzą każdego osobiście do stołu. Są karp, pierogi, kolędy i prezenty z przygotowanym według potrzeb upominkiem. Nie ma strachu, że może i tu czegoś dla kogoś zabraknie. – Chcemy im przypomnieć, że mają godność – mówi Karol Wędołowski, doktorant na Wydziale Fizyki UW. Podczas wieczerzy wigilijnej odpowiada za logistykę. Ale siada także do stołu, by wspólnie biesiadować. Z wieloma ubogimi ma osobistą więź. W ciągu trzech lat wsłuchiwania się w ich historie, sam „odzyskał” słuch. – Każdy człowiek ma coś ważnego do powiedzenia, ale żeby to usłyszeć, trzeba wysiłku. Nauczyłem się słuchać innych. Bardzo pomaga mi to w relacjach w rodzinie – mówi Karol.

Wymiana

– Jeśli na serio mam być chrześcijaninem, nie mogę obok bezdomnych przechodzić obojętnie – wspomina początki pomocy ubogim Piotrek Pokorski, student automatyki i robotyki na Politechnice Warszawskiej. Nie wrzucał od niechcenia pieniędzy, ale przystawał, rozmawiał, kupował jedzenie. Zachęcał do modlitwy i sam się modlił. Za bezdomnych modli się też cała wspólnota. – Pewnego razu zobaczyłem Krzyśka, któremu pomagałem na ulicy, jak jedzie na rowerze, schludnie ubrany. Mówił, że poszedł za moją radą i prosił Boga o pomoc. Wyszedł na prostą – wspomina Piotrek. Przekonał się, że najdrobniejszy uczynek i modlitwa nie pozostają bez echa. Wie także, że pomoc nie jest nigdy jednostronna. – Na ulicy widzi się bezdomnego, przy wigilijnym stole łatwiej jest zobaczyć człowieka. Gdy ta różnica zanika, dokonuje się przedziwna wymiana – ludzkich historii, doświadczeń, rad, które zapadają w serce – mówi. Dlatego nawet kiedy ma wszystkiego dość, idzie co czwartek na Centralny rozdawać bezdomnym kanapki. – Daje mi to ogromną radość, przywraca chęć do życia. Znam tych ludzi, oni też wiedzą, kim jestem, i czasami zapytają: „Jak na studiach?” – opowiada.

Wspólnota Sant’Egidio skupia ponad 50 tys. członków w 70 krajach świata. Jej charyzmat to więź z ubogimi (m.in. bezdomnymi, ludźmi starszymi, chorymi na AIDS). Papież Franciszek życzył jej członkom, by coraz bardziej zacierała się granica między tym, kto pomaga, a tym, któremu się pomaga. Święta uboga prawda.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.