Nadzieja towarzyszy wszystkim

Agnieszka Małecka

publikacja 08.01.2015 06:00

O ratowaniu wcześniaków, sensie krótkiego życia i 1000 gramach nadziei mówi lekarz Hanna Duda, ordynator Oddziału Neonatologicznego w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Płocku, w rozmowie z Agnieszką Małecką.

- Tutaj każdy dzień przynosi nowe niespodzianki - mówi pediatra Hanna Duda, ordynator na oddziale, gdzie ratuje się dzieci wcześnie urodzone Agnieszka Małecka /Foto Gość - Tutaj każdy dzień przynosi nowe niespodzianki - mówi pediatra Hanna Duda, ordynator na oddziale, gdzie ratuje się dzieci wcześnie urodzone

Agnieszka Małecka: Jaki był najmniejszy pacjent na Pani oddziale?

Hanna Duda: To zależy od tego, czy mówimy o pacjencie, którego leczyliśmy i on od nas wyszedł do domu, czy też mamy na myśli pacjenta, który urodził się i któremu zapewnialiśmy opiekę, po czym przekazaliśmy go do leczenia dalej. Istnieje trójstopniowy system opieki nad noworodkami, szczególnie tymi urodzonymi przedwcześnie. W tym systemie jesteśmy oddziałem drugiego stopnia, gdzie przebywają dzieci urodzone powyżej 30. tygodnia ciąży, ważące powyżej 1500 gramów. Te mniejsze powinny być leczone w ośrodkach trzeciego stopnia, gdzie jest zarówno wysoce specjalistyczny sprzęt, jak i bardziej doświadczony personel. Takim najmniejszym pacjentem, który u nas się urodził i przeżył przynajmniej kilka dni, było dziecko ważące 450 gramów. Przekazaliśmy je do ośrodka w Warszawie, ale zmarło. Pamiętajmy, że najlepszy sprzęt i opieka nie są w stanie zastąpić naturalnego środowiska rozwoju. Z drugiej strony w ciągu ostatnich lat neonatologia i tak zrobiła ogromny postęp. Teraz dzieci, które ważą 600–700 gramów, urodzone w 25.–26. tygodniu ciąży, mają już szanse przeżyć i prawidłowo się rozwijać.

Czy tutaj doświadcza się bardzo mocno kruchości życia?

Noworodek zawsze uczy nas tego, że w ciągu kilku godzin potrafi wyzdrowieć w zaskakujący sposób, ale również w ciągu kilku godzin potrafi tak dramatycznie zachorować, że nie jesteśmy w stanie mu pomóc. W przypadku tych najmniejszych dzieci, które rodzą się z ogromną niedojrzałością, chyba najbardziej doświadczamy tej bezradności.

Jacy są ci maleńcy pacjenci?

Neonatus – nowo narodzony, to ten, który jest najwspanialszym darem na tym świecie, to ten, który swoje losy złożył w nasze ręce. To właśnie w sytuacji opieki nad wcześniakami najbardziej doświadczamy, jak wiele od nas zależy, od tego, jakim sprzętem i możliwościami leczenia dysponujemy. Te bardzo chore dzieci są mało aktywne, mają trudności z oddychaniem, nie umieją jeść, czasami nawet karmienie trzeba odroczyć o kilka dni, a potrzebny pokarm otrzymują drogą dożylną. Jednak w momencie gdy zdrowieją, widzimy, jak radzą sobie z tymi najprostszymi czynnościami życiowymi, jak oddychanie czy karmienie. Zaczynają się przeciągać, ziewać, uśmiechać się, reagują na dotyk. To takie zwyczajne cuda, których doświadczamy w naszej codziennej pracy. W przypadku wcześniaków kontakt z mamą jest bardzo wcześnie przerwany i dziecko długo jest narażone na pobyt w środowisku dla niego nieprzyjaznym. Oczywiście, my mu ratujemy życie, ale to są bodźce dla niego nieprzyjemne – światło, dźwięk, które ono odbiera dużo silniej. Takie dziecko bardzo dobrze reaguje na pierwszy kontakt z mamą, gdy już samodzielnie oddycha, możemy je wyjąć z inkubatora i położyć na piersi mamy. Nazywamy to „kangurowaniem”. To są niezwykłe przeżycia także i dla nas. Ten moment pierwszego kontaktu jest zawsze bardzo wzruszający. Każde dziecko budzi ciepłe uczucia, a szczególnie to chore. Ono jest najważniejsze i chcemy rzeczywiście zrobić wszystko, by mu pomóc. Niesamowite jest to obserwowanie, jak ciężko chore dziecko zdrowieje, jak walczy, jak dojrzewa jego cała istota.

A jak reagują rodzice, gdy dziecko trafia na ten oddział? Jest lęk, rozpacz, zagubienie?

Wszystkiego po trochu. Lęk jest zawsze obecny, najpierw o to, czy dziecko przeżyje, potem, czy będzie się rozwijało prawidłowo. Często ci rodzice obwiniają się: „Może coś źle zrobiliśmy?”. Dlatego bardzo potrzebują rozmowy. Staramy się ich wspierać, chociaż gdy tłumaczymy sytuację, oni wiele razy tego nie słyszą, nie akceptują, nie rozumieją. My mówimy o tych rzeczach, które znamy z praktyki medycznej, ale dla rodziców to jest ich dziecko, ich świat, który nagle całkowicie się zmienia. Dobrze jest, gdy rodzice są razem. Wiele razy widzimy też ich ogromną wiarę i nadzieję, że będzie dobrze.

To, co mówi lekarz, może wydawać się zbyt brutalne…

My jesteśmy zobowiązani do powiedzenia prawdy. Rodzice jednak wierzą i widzą swoje dziecko inaczej. I bardzo dobrze, bo nadzieja daje siłę do walki. Ich miłość, codzienna obecność przy tych dzieciach, naprawdę daje niesamowite owoce. My też rozumiemy, że rodzice, którzy mają bardzo ciężko chore dzieci, przykładają inną miarę do ich rozwoju. Wiele razy patrzyłam na rodziców, którzy przyjmują to, co przynosi życie. Tak jak każdy rodzic mają własne wyobrażenie dziecka, ale w momencie gdy ich wyobrażenia nie spełniają się, przyjmują to dziecko, jakie jest. Ono nie osiągnie z ludzkiego punktu widzenia wielkiego sukcesu, natomiast będzie miało szansę na szczęśliwe życie w takim zakresie, w jakim jest to możliwe.

Zastanawia się Pani czasem, czy tak krótkie życie ma sens?

Kiedy patrzę na życie jako na dar, który pochodzi od Boga, to niezależnie od jego długości to ma sens. Ma sens, żeby ci rodzice chociaż przez chwilę mogli to dziecko przytulić, choć zdaję sobie sprawę, że jest to bardzo trudne. Widziałam rodziców, którzy tracili dzieci nieuleczalnie chore, i były to bardzo różne postawy. Myślę jednak, że ludziom, którzy potrafią zaufać Bogu, jest łatwiej, bo są w stanie wykorzystać ten krótki czas i dać dziecku miłość.

Gdy dziecko wychodzi do domu, to jest święto…

Zawsze jest to radość. Mamy ten przywilej w oddziale, że mama może być z dzieckiem, nawet jeśli ono leży miesiąc czy półtora. To nie jest łatwe, bo te mamy muszą przeżywać wielokrotnie moment lęku, co z tym dzieckiem będzie. One z tymi dziećmi dojrzewają. Po wyjściu ze szpitala nasi mali pacjenci przychodzą jeszcze do poradni. Te spotkania często pokazują, że nasza praca ma sens. Widzimy rodziców, którzy przychodzą już z innym nastawieniem. Widać, jak już wyszli z tego okresu lęku i bezradności. Przychodzą dumni i szczęśliwi, że ich dziecko i oni sobie poradzili. Takich spotkań było wiele. Pamiętam pacjenta, który został wysłany do Warszawy, bo tu już nie było możliwości leczenia. Nie ukrywam, że bardzo się o niego bałam. I pamiętam moment, gdy mama przyszła z nim do poradni, z taką ogromną radością i wdzięcznością. A on uśmiechnięty, z czarną czupryną… Ta wdzięczność jest ważna dla nas. Chociaż nie jest ona celem, dodaje skrzydeł i sprawia, że chce się jeszcze więcej zrobić dla nich.

Więcej jest tu nadziei?

Zdecydowanie. Historia zna wielu wybitnych wcześniaków. Byli nimi: Winston Churchill, Albert Einstein, Napoleon Bonaparte, Stevie Wonder, Mark Twain, Stanisław Wyspiański, Pablo Picasso, Karol Darwin czy Izaak Newton. Tak więc nigdy nie wiadomo, co życie przyniesie. Jakie wyzwania, zadania postawi tym, którzy z naszą pomocą przeszli przez swój trudny początek na tym świecie. Nadzieja towarzyszy nam wszystkim – rodzicom, lekarzom, pielęgniarkom, położnym. Sprawia, że każdego dnia podejmujemy radości i trudności, które stawia przed nami codzienność. Wierzymy, że w tym wypełniamy nasze najgłębsze ludzkie i zawodowe powołanie.

TAGI: