Całe piękne życie z jedną nerką

Marta Deka, Krystyna Piotrowska

publikacja 20.01.2015 06:00

Ich mama chyba do dziś nie może się pogodzić z tym, że nie mogła sama być dawcą, a pozwoliła na to, żeby jej dwóch synów walczyło o życie w tym samym czasie na stole operacyjnym.

Al. Sylwester Podgórski  dał szansę starszemu bratu na powrót do normalnego życia Krystyna Piotrowska /Foto Gość Al. Sylwester Podgórski dał szansę starszemu bratu na powrót do normalnego życia

Dwaj bracia – Sylwester i Kamil. Ten pierwszy jest alumnem radomskiego seminarium. Drugi – mężem i ojcem zmagającym się z chorobą nerek. Gdy stan zdrowia Kamila stawał się krytyczny, brat przyszedł mu z pomocą, ofiarując – i to dosłownie – cząstkę siebie. Dla obu decyzja nie była łatwa. – Trzeba zawierzyć Panu Bogu, że wszystko się uda, że ja normalnie będę funkcjonował, a u niego ta nerka się przyjmie i jak najdłużej będzie z nią żył. Modlitwa jest ważna i dla dawcy, i dla biorcy. W takich sytuacjach Pan Bóg pomaga bardziej niż osoba bliska – mówi alumn Sylwek.

Widmo dializy

Sylwester Podgórski jest klerykiem IV roku w Wyższym Seminarium Duchownym w Radomiu. Pochodzi z radomskiego Michałowa. Już w gimnazjum jako wolontariusz związał się z Teatrem Powszechnym. Po maturze zastanawiał się, czy wybrać szkołę teatralną czy seminarium. Zdecydował, że jednak będzie księdzem. Wtedy bardzo dużo działał w kościele, był związany z oazą, śpiewał w scholi i chórach. – Obserwowałem księży i pomyślałem sobie, że też chcę być taki jak oni. Zauważyłem, że kapłaństwo jest spełnieniem wszystkich moich marzeń. To jest coś, gdzie się będę najlepiej czuł, gdzie będę się po prostu spełniał – mówi. Jego jedyny, starszy o 7 lat, brat Kamil mieszka na Pomorzu. Tam założył rodzinę, ma 2-letniego syna i wybudował dom. Gdy miał kilka lat, stracił całkowicie włosy. Jako nastolatek dowiedział się po rutynowym badaniu, że ma zbyt wysoki poziom białka. Dalsze badania pokazały, że choruje na kłębuszkowe zapalenie nerek i musi się leczyć. W ubiegłym roku okazało się, że poziom kreatyniny we krwi niebezpiecznie rośnie, a to oznacza, że nerki nie pracują prawidłowo. W końcu kreatynina osiągnęła takie stężenie, przy którym człowiek powinien być dializowany.

Przyszedł moment, że rodzina zaczęła rozmawiać o przeszczepie. Kamil zapisał się na listę osób oczekujących na transplantację. Przed nim w kolejce było około 1200 osób. Nadzieją na przyspieszenie operacji był przeszczep rodzinny. Rodzice, chociaż chcieli, nie mogli być dawcami ze względu na nie najlepszy stan zdrowia. Tu przeciwwskazaniem jest choćby nadciśnienie tętnicze. – Wtedy powiedziałem sobie, że muszę ratować brata. Mam go jednego i nie mogę pozwolić na jego stratę. Postanowiłem, że oddam mu nerkę – mówi alumn Sylwester.

Jak uczył Jan Paweł II

Przed podjęciem decyzji Sylwester rozmawiał z ks. kan. Kazimierzem Marchewką, proboszczem swojej parafii pw. bł. Annuarity w Radomiu na Michałowie. – Powiedziałem mu, że jeżeli kieruje się miłością do brata, chce mu pomóc, to musi wiedzieć o tym rektor seminarium – wspomina proboszcz. – Dla mnie to było zaskoczenie. Pierwszy raz w życiu spotkałem człowieka, który decyduje się na oddanie organu. Wspierałem go w tym. Mówiłem: „Słuchaj, to jest postawa altruizmu, dobroci wobec drugiego. Musisz przy tym zaufać Bogu. Z twojej strony jest dar, a Pan Bóg dalej całością pokieruje”. Sylwester zgłosił się do rektora ks. prał. Jarosława Wojtkuna. – Usłyszałem o historii choroby jego brata. Wiele się nie zastanawiałem, tylko stwierdziłem, że jest to coś godnego aprobaty, pochwały i uznania, i trzeba mu dodać odwagi i otuchy. Św. Jan Paweł II w swoim nauczaniu, zwłaszcza w encyklice „Evangelium vitae”, nazwał taką postawę przejawem wielkodusznej solidarności, wręcz heroizmem dnia codziennego. Papież mówił, że to nie jest podarowanie czegoś, to jest podarowanie części siebie – mówi rektor. Jan Paweł II powtarzał, że człowiek nie odnajduje siebie inaczej, jak tylko właśnie poprzez bezinteresowny dar z siebie.

– Czymże jest podarowanie nerki, jak nie w najwyższym stopniu przejawem takiej postawy? To się też wiąże nie tylko z bezinteresownością, ale wręcz z cierpieniem. Nie tylko bólem fizycznym, ale też jakąś trwogą, niepewnością. Widziałem u Sylwestra ogromne przekonanie o słuszności tego, co robi, i gotowość na poniesienie także tych ciężarów. Taka postawa jest godna uznania. Wiem też od transplantologów, że najczęściej swoje organy dzieciom oddają rodzice. Bardzo rzadko zdarza się przeszczep między rodzeństwem. A tu młodszy brat oddaje nerkę starszemu – dodaje rektor.

Powrót do codzienności

Przygotowania do przeszczepu zaczęły się od szukania informacji na ten temat. Jak wygląda życie przed i jak wygląda życie po. – Bo to nie jest tak, że ja się decyduję i od razu jestem dawcą. Czekało mnie dużo szczegółowych badań, w tym tomografia komputerowa. Lekarze musieli mieć 100 proc. pewności, że nic mi nie dolega. W przypadku przeszczepów zawsze ważniejszy jest dawca niż biorca. Muszą mieć pewność, że dawca przeżyje i będzie mógł normalnie funkcjonować – wyjaśnia alumn. Trzy dni przed operacją został przyjęty do szpitala w Gdańsku. Przebywał z ludźmi, którzy przygotowywali się do przeszczepu albo mieli go już za sobą. Były to osoby w różnym wieku. Obserwował ich zachowanie. Widział szczęście tych, którym przeszczep pozwalał na normalne funkcjonowanie – ktoś dał im drugą szansę na normalne życie.

– Szacunkowo brat z moją nerką może żyć 25 lat, tak oceniają lekarze. Potem będzie musiał być dializowany, chyba że nerka będzie nadal funkcjonowała prawidłowo. Mój brat ma teraz trzy nerki, a ja jedną. On jest mniej pocięty, bo u niego wszyli pod brzuchem po prawej stronie tę nową nerkę. U mnie musieli przeciąć brzuch, żeby się do niej dostać. Mam przecięte ścięgna, mięśnie, nerwy. To jest 11 szwów – mówi. Jak zapewnia, na dzień dzisiejszy czuje się bardzo dobrze, zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Chociaż nadal odczuwa ból, bo jeszcze nie wszystko się wygoiło. – I ten ból będzie ze mną do końca życia. On może po jakimś czasie troszkę się zminimalizować, może się z powrotem nasilić, ale muszę to przyjąć, że tak już będzie – mówi.

Zapytany, czy zdaje sobie sprawę, że uratował bratu życie, z uśmiechem odpowiada, że na pewno pomógł mu wrócić do codzienności. Wyjaśnia, że gdyby on nie oddał nerki, brat doczekałby się tego organu od innego dawcy, czyli od osoby zmarłej. Do tego czasu musiałby się poddawać dializom. – Cały czas zastanawialiśmy się, czy nie będzie lepiej, jeżeli on poczeka na przeszczep od osoby zmarłej, wiedząc, że ma mnie i mogę mu oddać nerkę na przykład za te 25 lat. Tylko patrząc z drugiej strony, nie można było zagwarantować, że za 25 lat będę zdrowy. To zdecydowało, że poddałem się tej operacji. Miałem świadomość, że ludzie normalnie żyją z jedną nerką, czyli da się przeżyć całe piękne swoje życie z tym jednym narządem, choć ma już ono inną jakość – opowiada.

Niepotrzebne w niebie

Przeszczep się udał, chociaż nie obyło się bez pewnych komplikacji. Przez trzy tygodnie przeszczepiona nerka funkcjonowała, ale organizm Kamila odkrywał nie swój narząd, nie swoją tkankę i nie swoją grupę krwi. Teraz wszystko się unormowało. Wrócił do domu, ale co tydzień musi jeździć do Gdańska na kontrole. Obaj bracia do końca życia pozostaną pod stałą opieką lekarską. – Wszystko się udało i tu odwołuję się do strony internetowej dawca.pl. To bardzo dobra witryna, która rzetelnie przygotowuje do przeszczepu i wspiera osoby, które są dawcami i biorcami narządów. Trzeba pamiętać, że dawcą jest też osoba, która oddaje krew, szpik kostny, wątrobę. Oni zajmują się propagowaniem i reklamą transplantologii, co – myślę – w dzisiejszych czasach jest chyba niezmiernie ważne. Ludzie mają bardzo małą świadomość na temat samych przeszczepów, a trzeba pamiętać, że po śmierci, naszym odejściu z tego ziemskiego świata do tego w niebie, te narządy nie będą nam do niczego potrzebne. Oddając je, możemy uratować komuś życie – podkreśla Sylwester.

Biskupi polscy w liście z 2007 r. „Nadprzyrodzony obiekt miłości” zachęcają do deklarowania woli oddawania organów po śmierci, jak też ofiarowania organów parzystych za życia. – Święta Bożego Narodzenia są  pamiątką przyjścia na ziemię Jezusa Chrystusa. Otrzymanie organu od dawcy biskupi w tym liście nazwali drugimi narodzinami człowieka. W przypadku, o którym mówimy, chodziło dosłownie o ratowanie życia. To się dokonało w okresie, kiedy świętujemy narodziny Życia. Ktoś doświadczył bezinteresownego daru z siebie – podsumowuje ks. Wojtkun, nie tylko rektor, ale też wykładowca teologii moralnej.

TAGI: