Byle nie na chwilę

jj

publikacja 11.03.2015 06:00

Znalezione zimą przy drodze, niektóre w studzienkach kanalizacyjnych, inne przywiązane do drzewa. Często w opłakanym stanie. Czy znajdą nowy dom?

Wielu podopiecznych schroniska  nigdy nie znajdzie swoich właścicieli Justyna Jarosińska /Foto Gość Wielu podopiecznych schroniska nigdy nie znajdzie swoich właścicieli

Lubelskie schronisko dla bezdomnych zwierząt oddalone jest od centrum miasta kilka kilometrów. Klatki kryją standardowo po kilka smutnych mordek. Ale są też takie, które zamieszkują pojedyncze psy. – Te nie lubią towarzystwa innych – mówi kierownik schroniska Mariusz Michoń.

O to, by warunki były odpowiednie, w tym roku w dużej mierze zadbali mieszkańcy Lublina. Schronisko otrzyma z Budżetu Obywatelskiego największą kwotę, bo 1,5 mln, zł właśnie na poprawę warunków zwierząt. – Cieszymy się, że ludzie na nasz projekt głosowali, bo naprawdę jest dużo do zrobienia – przekonuje Mariusz Michoń. Schronisko planuje m.in remont kojców, ogrzewania, stworzenie nowych wybiegów, zakup ocieplanych bud na kółkach, powstanie nowych magazynów i zakup większych lodówek. – Wydatków i potrzeb jest mnóstwo, zobaczymy, czy wszystkie uda się zrealizować – dodaje kierownik.

Tylko dla bezdomnych

– Nie przyjmujemy psów czy kotów, które znudziły się właścicielom – tłumaczy Mariusz Michoń. – Jesteśmy schroniskiem dla bezdomnych zwierząt, więc trafiają do nas tylko te, które nie mają domów. Na stworzenia błąkające się gdzieś po mieście, albo stwarzające zagrożenie, czeka odpowiednio przeszkolona ekipa, która sprawnie przewozi je do schroniska. Tam każde zwierzę przechodzi okres kwarantanny. Często musi być leczone, zawsze poddane szczepieniom i sterylizacji. Zazwyczaj po miesiącu jest gotowe do adopcji. – Teraz wygląda to całkiem nieźle, bo średnio co miesiąc nowe domy znajduje ok. 20 zwierzaków – mówi Marcin, pracownik schroniska. – Mamy nadzieję, że to nie jest tylko chwilowa moda – dodaje Mariusz Michoń.

Aktualnie w schronisku przebywa 220 psiaków. Pracownicy mają świadomość, że wiele z nich nigdy nie znajdzie swojego domu. – Niektóre są stare, chore, a niektóre po prostu brzydkie – mówi Marcin.

Mądra adopcja

Żeby zminimalizować ryzyko powrotu psa do schroniska, nad wyborem zwierzaka przez potencjalnych właścicieli czuwa pan Darek, schroniskowy zoopsycholog. –Pierwszą podstawową zasadą przy wyborze psa i każdego zwierzęcia jest dostosowanie swoich wymagań do możliwości – przekonuje. – Bardzo często zdarza się tak, że przychodzi do nas ktoś, kto mieszka na czwartym piętrze w bloku, w większości czas spędza w pracy i chce psa w typie husky, bo właśnie taki mu się podoba i taki jest modny. Nie zdaje sobie sprawy, że to pies zupełnie nie dla niego. Staramy się tłumaczyć i podpowiadać, które zwierzę wybrać, aczkolwiek nie jesteśmy w stanie dokładnie ocenić psychiki adoptowanego psa – podkreśla.

Każdy nowy opiekun wziętego ze schroniska zwierzęcia może jednak liczyć na bezpłatną pomoc pana Darka w razie jakichkolwiek kłopotów. – Nie zostawiamy ludzi samych, jesteśmy w każdej chwili do dyspozycji – informuje zoopsycholog.

Szczekające i pełzające

Pracowników schroniska nie jest wielu, natomiast pracy przy takiej liczbie zwierząt zdecydowanie nie brakuje. – Schronisko funkcjonuje tak naprawdę na okrągło – mówi Mariusz Michoń. – Sprzątanie to niekończąca się historia. Na szczęście są tacy, którzy chcą nam pomagać. W schronisku pracuje za darmo ponad 50 wolontariuszy. Rafał Antoniszewski przychodzi tu już ponad dwa lata. Zajmuje się głównie sprzątaniem. – Skończyłem zootechnikę, teraz studiuję podyplomowo behawiorystykę zwierząt. Lubię tu być, lubię tę pracę. Po prostu tu odpoczywam – mówi. Wolontariusze pomagają zarówno przy psach jak i kotach, ale także przy pracy w jedynym w Polsce egzotarium dla zwierząt chorych i porzuconych, które prowadzi w schronisku pan Bartosz Gorzkowski. – Mamy tu żmiję, którą znaleziono na parkingu, a której jad zabija w ciągu 20 minut i nie ma w Polsce na niego antidotum – opowiada Mariusz Michoń. – Do nas też trafił wąż, który wypełzł z jednej z paczek na lubelskiej poczcie – dodaje. – Rezyduje tu także wiele zwierząt, które były wynikiem kaprysu dzieci bądź dorosłych i zostały wyrzucone na pewną śmierć, jak choćby żółwie.

O to, by w przyszłości rezydentów schroniska było jak najmniej, pracownicy dbają przez wychowanie młodego pokolenia – Prowadzimy dwa, trzy razy w tygodniu lekcje dla dzieci i młodzieży. Pokazujemy im naszą pracę, zwierzęta, i uczymy, że żywych stworzeń się nie wyrzuca.

TAGI: