Pora zacząć żyć

Tomasz Gołąb

publikacja 10.03.2015 06:00

Hanna i Jacek Parzychowscy przykręcają ostatnie wieszaki w pokoju Sebastiana. Okna wychodzą na zielony ogród. Autystyczny 33-latek potrafi przesiedzieć całą noc, patrząc na gwiazdy.

Rodzice Sebastiana nie mogą się doczekać, żeby pokazać synowi jego nowy, własny dom Tomasz Gołąb /Foto Gość Rodzice Sebastiana nie mogą się doczekać, żeby pokazać synowi jego nowy, własny dom

W pokoju, oprócz wielkiego misia i portretu Jana Pawła II są wygodny czerwony fotel i łóżko. I spora szafa, bo Sebastian uwielbia się przebierać. To będzie jego mieszkanie na czas, kiedy ich już zabraknie. – Może jeszcze powiesimy fototapetę? Jakąś włoską, bo Sebastian uwielbia słuchać Pavarottiego i oglądać albumy o Florencji czy Rzymie – zastanawia się mama.

To nie przytułek. To dom

Sąsiedzi czy dalsza rodzina często nie rozumieją, jak można pozwolić niepełnosprawnemu mieszkać bez najbliższych. – Traktują to jak oddanie do przytułku. A przecież dopiero takie mieszkanie, z dala od mamy i taty pozwala im się usamodzielnić, żyć własnym życiem. Zresztą rodzicom również – wzdycha ks. Stanisław Jurczuk.

Ksiądz, który założył w archidiecezji warszawskiej Katolickie Stowarzyszenie Niepełnosprawnych, spadł Parzychowskim z nieba. Podobnie jak setkom innych rodziców muminków, osób niepełnosprawnych intelektualnie, z krzyżowymi chorobami czy na wózkach inwalidzkich, którzy od 20 lat otrzymują od KSN kompleksową pomoc: od wczesnego dzieciństwa czasem po odejście. Początkowo służył im tylko lokal na Kole, przy kościele św. Józefa, gdzie powstały stowarzyszenie i pierwsze warsztaty terapii zajęciowej. Dla wielu było to pierwsze miejsce, do którego wyszli ze swoich domów. Często po kilkunastu latach chowania się w czterech ścianach.

Zdrowiej dla dziecka

Na Kole organizują więc teatr jasełkowy, który od kilkunastu lat robi furorę nie tylko w Warszawie. Chodzą na pielgrzymkę na Jasną Górę, żeby pokazać ludziom, że są, żyją i mają podobne pragnienia, co zdrowi. Organizują „Ulicę Integracyjną”, która rozsławiła Wolę jako dzielnicę bardzo przyjazną osobom z niepełnosprawnościami. Nie mówiąc o setkach szkoleń, warsztatów, latach spędzonych w pracowniach rehabilitacyjnych i przyjaźniach, które pomagają zmagać się z ograniczeniami własnych dzieci. 

Ale w życiu każdej rodziny przychodzi czas, gdy trzeba opuścić rodzinne gniazdo. Nawet jeśli ktoś wymaga całodobowej pomocy. Tak zdrowiej dla „dziecka”, które nierzadko dobiega trzydziestki, ale przede wszystkim mamy i taty.

Kopniak od Boga

Tak powstał pierwszy dom KSN, w Milanówku. Otwarty w 2000 roku, dla 54 osób stał się prawdziwym domem, ich pierwszym samodzielnym mieszkaniem, za które są w pełni odpowiedzialni i którego budowę sami częściowo finansowali. Ale dom nie był z gumy, a kolejka chętnych do usamodzielnienia się – długa. – Szczerze mówiąc, budowa kolejnego była ostatnią rzeczą, którą chciałem jeszcze robić. Już nie miałem więcej sił, a roboty mnóstwo – mówi ks. Jurczuk. Ale Wszechmogący myślał widać inaczej. Optymistycznie. – Dostałem kopniaka – dodaje szczerze, podając herbatę na drugim piętrze olbrzymiego budynku w Brwinowie przy ul. Wiosennej 21. Drugiego ośrodka stałego pobytu dla podopiecznych KSN.

Za oknem wesoło podrygują trzy koniki polskie. Lipka, Hila i Lala stały się ulubieńcami okolicznych mieszkańców, którzy znoszą im torby suchego pieczywa i kilogramy marchewek. Dzieci z sąsiednich ulic chętnie korzystają z przejażdżek, także bryczką. Sanie w tym roku jeszcze się nie przydały.

Dom w Brwinowie miał służyć początkowo seniorom. Ale komuś, kto wznosił budynek, nie udało się go skończyć. Kardynał Kazimierz Nycz zaproponował: – Stasiu, a może ty byś się zainteresował?

Grzech nie skorzystać

Chwilę wcześniej „awanturę” zrobili księdzu rodzice dzieci niepełnosprawnych, którzy chcieli swoje dzieci zabezpieczyć na starość tak, jak w Milanówku. Na własną rękę zaczęli szukać domu lub działki, ale bezskutecznie. Ksiądz Stanisław wybrał się do Brwinowa. I kupił. O finansowych cudach, które zdziałali św. Józef, patron pierwszego, i św. o. Pio, patron drugiego domu, można zresztą książkę pisać. – Dom był zadaszony, oszklony, miał częściowo nawet podłogi, grzech było nie skorzystać – mówi. W dodatku od pierwszego domu dzieliło go tylko 9 km. Na tyle blisko, że bez problemu można zarządzać dwoma naraz – mówi.

Prawie wszystko sprzyjało nie- pełnosprawnym. Oprócz starostwa pruszkowskiego, które, nie wiedzieć czemu, dwa i pół roku wcześniej odmawiało Katolickiemu Stowarzyszeniu Niepełnosprawnych zlecenia na usługi rehabilitacyjne i działalność na rzecz potrzebujących. Dopełnienia tej formalności, która przecież nie powodowała żadnych obciążeń finansowych dla starostwa, nie mogli zrozumieć nie tylko rodzice niepełnosprawnych, ale przede wszystkim sami podopieczni KSN. Wystarczająco długo czekali. Sebastian ma pokój wykończony od dwóch lat.

To, co było niemożliwe dla starej władzy przez dwa lata, nowa po jesiennych wyborach zrobiła w ciągu dwóch miesięcy. 10 lutego dzięki umowie podpisanej przez nowego starostę Zdzisława Siepierę i radną Ewę Borodzicz, Dom Pomocy Społecznej KSN AW oficjalnie może przyjmować kierowanych przez gminy niepełnosprawnych. 1 maja ma ruszyć pełną parą.

TAGI: