Pojedź, zobacz, a zakochasz się!

Krzysztof Król

publikacja 24.05.2015 06:00

– Jestem pewien, że jeśli będę miał dzieci, to tak samo jak moja mama będę je zachęcał, by pojechały na oazę – zapewnia Paweł Biel z Zielonej Góry.

Ruch Światło–Życie  formuje do dojrzałego chrześcijaństwa już kolejne pokolenia. Na zdjęciu wrześniowa pielgrzymka Ruchu  Światło–Życie do Rokitna   Krzysztof Król /Foto Gość Ruch Światło–Życie formuje do dojrzałego chrześcijaństwa już kolejne pokolenia. Na zdjęciu wrześniowa pielgrzymka Ruchu Światło–Życie do Rokitna
Ciekawa kolonia, obóz sportowy, a może kurs językowy – co roku rodzice zachodzą w głowę, gdzie wysłać na wakacje swoje dzieci. Warto poważnie pomyśleć o propozycji Ruchu Światło–Życie. Oaza wakacyjna to nie tylko sposób na ciekawe spędzenie wolnego czasu, ale także kompas i mapa na całe życie.

Recepta na życie

Paweł w tym roku zdaje maturę. Po niej zamierza studiować informatykę na Politechnice Wrocławskiej. Po raz pierwszy na oazę pojechał w 2010 roku. – Pamiętam, jak moja mama kilka miesięcy wcześniej ciągle mówiła: „Paweł, pojechałbyś na oazę”; „Paweł, tam jest bardzo wartościowa młodzież”; „Będzie fajnie” itd. Myślałem sobie: „No jasne, pojadę na oazę i pewnie będę musiał się modlić 24 godziny na dobę” i „Niech mama sobie pogada”. Zbliżały się wakacje, a mama dalej swoje. I tak po długim czasie uległem. Pomyślałem: „Niech jej będzie” – wyjaśnia z rozbrajającą szczerością Paweł.

Wyobrażenia szybko zderzyły się z rzeczywistością. – Po pierwsze poznałem, kim jest Bóg, jak do Niego mówić i jak Go słuchać. Poznałem też, że ma dla mnie wspaniały plan, dużo lepszy, niż ja miałem. Na oazie odkryłem na nowo wartości, według których chcę żyć. Ta formacja dała mi receptę na życie i nowe spojrzenie na świat. Patrząc z pewnej perspektywy, cieszę się, że poszedłem tą drogą i poznałem tam mnóstwo wspaniałych osób. Te przyjaźnie nie są takie „kolonijne”, ale prawdziwe i długodystansowe – zapewnia zielonogórzanin.

W tym roku Paweł pojedzie pierwszy raz jako animator. Chce odpowiedzieć na wezwanie: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!”. – Pięć lat temu spotkałem na mojej drodze animatorów, którzy mnie formowali, poświęcili mi swój czas i pokierowali na drogę, na której jest mi bardzo dobrze. Chcę, aby inni też mogli na taką drogę wstąpić i doświadczyć tych wszystkich dobrodziejstw, jakie Bóg dla nas przygotował – mówi maturzysta.

Dopełnienie wychowania w domu

Rodzice maturzysty namawiali swojego syna do wyjazdu na wakacyjną oazę, bo sami doświadczają wiele dobra dzięki tej formacji. W Domowym Kościele, gałęzi rodzinnej Ruchu Światło–Życie, są już prawie od 20 lat. Ewa i Jarosław Bielowie oprócz Pawła mają także syna Tomka (18 lat) i Asię (11 lat). – Czas rekolekcji jest dla nas zawsze czasem niezwykłym, zarówno dla nas, małżonków, jak i dla naszej całej rodziny. Odczuwaliśmy i odczuwamy owoce tego czasu w naszych relacjach małżeńskich oraz w relacjach z naszymi dziećmi – zapewniają państwo Bielowie. Ewa i Jarosław są przekonani, że pośród wielu współczesnych propozycji dla młodzieży oaza to jedna z najlepszych szkół życia. – To nauka samodzielności, ukazanie sposobów zachowania, radzenia sobie z problemami, a przede wszystkim możliwość spotkania ludzi, tak samo młodych, którzy wyznają podobne wartości i mają podobne problemy. Jest to czas, który ugruntowuje również ich życie duchowe. Jest odpowiedzią na wiele wątpliwości i pytań. Formacja oazowa dopełnia to, czego uczymy dzieci w naszym domu – zauważają.

Co to byłoby za życie

Alicja Stefańczyk pochodzi z Krosna Odrzańskiego. Obecnie jest studentką kierunku prawno-ekonomicznego na UAM w Poznaniu. Na swoją pierwsza oazę pojechała po drugiej klasie gimnazjum. – Pamiętam, jak mama opowiadała mi wiele razy o Ruchu Światło–Życie. W końcu nadarzyła się okazja wyjazdu i przekonania się na własnej skórze, czym jest ta tajemnicza oaza, o której krążą rodzinne legendy. Jako gimnazjalistka nie byłam zachwycona perspektywą spędzenia całych dwóch tygodni klęcząc, gdzieś daleko od domu, pośród obcych ludzi. Ciekawość jednak zwyciężyła, spakowałam plecak i pojechałam. Okazało się, że była to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu – przekonuje Alicja.

Z tej pierwszej oazy jedna rzecz pozostanie w głowie na długo. – Animatorzy przypominali trochę szalenie radosną, zwartą i gotową gwardię młodych ludzi. Pamiętam, że w mojej głowie urodziło się wtedy pytanie: „Rety! Z czego oni się tak ciągle cieszą i cieszą?”. Na oazie dostaliśmy na to odpowiedź. Jedno ze spotkań w grupach dotyczyło właśnie radości. Moja pierwsza animatorka, Marta Dziadura, powiedziała zdanie, które mam w głowie do dziś: „Pamiętajcie, nie chodzi o wesołkowatość, chodzi o radość, a tę znajdziemy w Jezusie!”. Czasem, jak mi smutno i źle, powtarzam je sobie, i jakoś tak od razu jest jaśniej i prościej. To było ziarenko pierwszej oazy, które sprawiło, że nadal jestem w Ruchu – kontynuuje.

Dzięki formacji oazowej nauczyła się, że można żyć inaczej. – Umiem wyobrazić sobie życie bez oazy, ale cóż to by było za życie?! Kim ja bym była bez oazy? Dlatego wiem już teraz, że swoje dzieci na pewno poślę na oazę. Nie znam lepszego sposobu na prawidłowe ukierunkowanie rozwoju młodego człowieka – mówi z przekonaniem animatorka Alicja. – Komuś, kto jeszcze nigdy nie był na oazie, powiedziałabym: „Pojedź, zobacz, a zakochasz się”. Nie ma innej opcji! Na oazie spotkasz ludzi, dla których nie będziesz niewidzialny. Będziesz czuł się ważny dla kogoś i równocześnie potrzebny komuś innemu. Będziesz czuł się bezpieczny. No bo co złego Ci się może przydarzyć, kiedy już odkryjesz, że Twój Tato jest Panem całego świata?! – dodaje.

Trzeba szukać sprzymierzeńców

Alicja oazową pałeczkę przejęła od mamy, która zetknęła się z Ruchem Światło–Życie ponad 30 lat temu. Nie było wakacji bez rekolekcji. – To na oazie odkryłam wiele swoich talentów, pozbyłam się kompleksów i otworzyłam na ludzi. Zrozumiałam, jak ważna jest praca nad sobą. Nauczyłam się modlić, świadomie przeżywać sakramenty, i rozeznałam swoją życiową drogę. Podczas rekolekcji zrozumiałam, że Pan Jezus jest moim Zbawicielem i najlepszym Przyjacielem. Zaprosiłam Go do swojego życia i pozostał ze mną do dziś! W tej chwili jestem mamą trójki dzieci, które także co roku uczestniczą w rekolekcjach wakacyjnych – wyjaśnia pani Wioletta. – Wiadomo, że przychodzi taki czas, gdy rodzice mają coraz mniejszy wpływ na dzieci. Bardziej zaczyna się liczyć grupa rówieśnicza. Obawiałam się oczywiście tych negatywnych wpływów. Sama „wychowałam się” w oazie i byłam pewna, że chociaż minęło już tyle czasu, jej duch się nie zmienił. Jasne więc było, że chciałam zrobić wszystko, żeby moje dzieci także poznały, czym jest Ruch Światło–Życie. Wychowanie dzieci dla katolickich rodziców w dzisiejszych czasach to wyzwanie. Wychowanie do wartości to tytaniczna praca. Trzeba szukać sprzymierzeńców. Oaza jest miejscem bezpiecznego odpoczynku, wytchnienia, radości i rozwoju dzieci i młodzieży. To wielka pomoc dla rodziców. Wspaniale, że kolejne pokolenia mogą korzystać z daru Ruchu Światło–Życie. Dzięki Ci, Panie, za sługę Bożego Franciszka Blachnickiego, który założył kiedyś oazy. Alleluja! – mówi z uśmiechem.

Formacja w Ruchu Światło–Życie dała mi…

Weronika Mondzelewska

– Od znajomych bardzo często słyszę pytanie: „Po co ci ta oaza?”. Zawsze odpowiadam: „Dzięki niej poznałam, czym jest pełnia szczęścia i jak żyć”. Oaza przede wszystkim zbliżyła moje relacje z Bogiem, ale też postawiła na mojej drodze ludzi, którzy są narzędziami w Jego rękach i na których zawsze mogę liczyć. Dzięki niej otwierałam się na ludzi ze swoimi uczuciami, poznawałam swoją ścieżkę życia i uczyłam się modlić. Oaza nauczyła mnie też samodzielności, zaradności i radzenia sobie w ciężkich sytuacjach. To tu kształtowałam swój charakter i doskonaliłam umiejętności. Czasami zastanawiam się, jakby to było, gdyby nie wprowadziła mnie w to wszystko moja animatorka albo jakbym zrezygnowała w chwilach, gdy było ciężko. Wydaje mi się, że wtedy nie byłabym w stanie normalnie funkcjonować i byłabym zupełnie innym człowiekiem.

Aleksandra Krawiec

– Nie sposób wymienić wszystkiego, co otrzymałam dzięki formacji w Ruchu Światło–Życie. Najważniejszym darem było poznanie Boga i osobiste spotkania z Chrystusem Zbawicielem. Zaraz potem doświadczenie wspólnoty żywego Kościoła, za który również ja mam być odpowiedzialna. Formacja oazowa dla mnie to również zrozumienie i pokochanie liturgii, świadome uczestnictwo w spotkaniu z Bogiem. To także zachwyt postawą założyciela – ks. Franciszka Blachnickiego. Formacja w Ruchu to w końcu solidne fundamenty wiary, konkretne wartości, którym staram się być wierna. To postawa pytania i szukania, a nie bezkrytycznego przyjmowania wszystkiego, co zostaje nam podane. I przyjaźnie, ludzie, z którymi mogłam dzielić się tym całym doświadczeniem i z którymi mam kontakt do dziś.

Tomasz Kuzioła

– Trafiłem do wspólnoty Ruchu Światło–Życie, będąc w pierwszej klasie gimnazjum. Miałem wtedy ogólne pojęcie o życiu wiarą, ale opierało się ono raczej na „byciu dobrym chrześcijaninem” i pamiętaniu o niedzielnej Mszy św. Mija już ponad 12 lat, odkąd jestem w Ruchu. Widzę, jak bardzo się dzięki temu zmieniłem. Oaza opiera się na solidnej formacji rocznej i pracy nad sobą. Dla mnie bardzo wyjątkowy stał się Namiot Spotkania, czyli codzienne przebywanie z Bogiem w Jego słowie. Ktoś mi wtedy powiedział: „Jak możemy wiedzieć, co Bóg do nas mówi, skoro nie czytamy Pisma Świętego?”. To jakoś tak mnie dotknęło, że od tamtej pory codziennie czytam, co Bóg chce mi powiedzieć przez swoje słowo. To daje dużo otuchy i siły! Formacja oazowa dała mi szerszy pogląd na moją wiarę, na przeżywanie Eucharystii oraz pozwoliła odnaleźć swoje miejsce w Kościele.

TAGI: