Sama jesteś kobietą, pomóż...

Monika Augustyniak

publikacja 28.05.2015 06:00

– Wspólny Różaniec był jak początek nowego, czystego życia i miałem pewność, że jeśli będziemy wierni, nikt go nam nie odbierze – wspomina Łukasz Kobierecki.

 Joanna i Łukasz Kobiereccy nie mają wątpliwości, że szczęście w małżeństwie zawdzięczają prowadzeniu Maryi Zdjęcia Monika Augustyniak /Foto Gość Joanna i Łukasz Kobiereccy nie mają wątpliwości, że szczęście w małżeństwie zawdzięczają prowadzeniu Maryi

O swoim zakochaniu, narzeczeństwie i relacji opowiadają z wypiekami na twarzy i z wielką radością. Podkreślają, że tą, która prowadziła ich za rękę i zapewniła szczęście w miłości, była sama Matka Boża. Gdy wspominają pierwszy zachwyt, poważne decyzje i trud, jaki przeszli, coraz bardziej utwierdzają się w tym, że gdy mówią „Totus Tuus, Maryjo”, Adresatka tego zawołania nie pozostaje obojętna. Joanna i Łukasz Kobiereccy, małżonkowie i rodzice 15-miesięcznego Gabrysia, są święcie przekonani, że Matka Nieustającej Pomocy nigdy nie zostawi ich na lodzie.

„Dziesiątka” za męża

– Kiedy jako studentka pojechałam do Fatimy, potraktowałam to jako wycieczkę krajoznawczą. I nawet zawiodłam się, że nie zobaczyłam tam ociekającej złotem świątyni, ale mały, skromny kościółek. Dziś wiem, że to był początek wielkich zmian – wspomina Joanna. Gdy wspomina czas sprzed nawrócenia, mówi o sobie jako o liberalnej, tolerancyjnej i czerpiącej przyjemność z życia dziewczynie. Dopiero zawód miłosny sprawił, że – za namową koleżanek – zaczęła zbliżać się do Boga. – To było przedziwne, bo znajoma powiedziała mi: „Nawet jeśli nie wierzysz, mów: »Jezu, ufam Tobie«”. Powtarzałam te słowa w chwilach największego kryzysu i, ku mojemu zdziwieniu, przynosiły mi ulgę. Pewnego razu na rehabilitację do mnie trafiła siostra zakonna i zapytała: „A pani Asia to już męża ma?”. Nie miałam, więc usłyszałam: „A to trzeba odmawiać dziesiątkę Różańca dziennie w tej intencji. Ja też będę się modlić”. Pomyślałam: „Czemu nie”? I tak zaczęła się moja przyjaźń z Maryją – opowiada mama Gabrysia.

Łukasz pewnego dnia, pod wpływem natchnienia, postanowił czytać Pismo Święte i zapoznać się z nauką Jana Pawła II. W czasie wakacji poszedł na pielgrzymkę w intencji rozeznania swojej drogi życiowej. Pewnego razu został zaproszony do Sochaczewa na modlitwę o uzdrowienie. – I tam zobaczyłem Asię, najpiękniejszą kobietę na świecie. Była ubrana na biało i nie mogłem przestać o niej myśleć – wspomina ze śmiechem Łukasz. – Kiedy udałem się na modlitwę wstawienniczą, wypytałem, kto to jest, a „omadlający” zaprosili mnie na spotkania wspólnoty, do której należała Asia. Gdy jechałem do Sochaczewa, modliłem się: „Maryjo, Ty wiesz, jak paraliżuje mnie obecność kobiet. Sama jesteś kobietą, więc pomóż mi umiejętnie rozmawiać z tą dziewczyną”. Ku mojemu zaskoczeniu, zaraz po spotkaniu wpadliśmy w długi dialog. Odwiozłem Asię do domu i nie mogłem się nadziwić mojej swobodzie i gadatliwości. Następnego dnia pojechaliśmy razem na koncert ewangelizacyjny do Łowicza. Kto grał? Nie mam pojęcia! To wydarzenie było tylko pretekstem do spotkania z Asią – śmieje się.

Czysta karta

– Już na jednym z pierwszych spotkań poprosiłam Łukasza, byśmy codziennie odmawiali razem dziesiątkę Różańca w intencji naszej wspólnej przyszłości lub tego, by się nie poranić, jeśli nie będzie nam dane związać się na stałe. Modliliśmy się razem w na spotkaniach i przez telefon. I czuliśmy, że Maryja nas prowadzi – wspomina Asia. – Dla mnie był to niezwykły czas oczyszczenia. Wróciłem do Boga jako dorosły człowiek, więc miałem już na swoim koncie przygody seksualne, pornografię. Wiele wysiłku kosztowało nas życie w czystości, wynajęcie oddzielnych mieszkań. A z drugiej strony czułem, że jeśli pozostaniemy wierni, nasza relacja będzie jak nowa, czysta karta. Wspólna modlitwa była też świetnym początkiem do trudnych, szczerych rozmów, a Maryja pozwalała nam przyjmować prawdę o sobie nawzajem. I powiem szczerze, że już po 6 miesiącach znajomości miałem pewność, że moją żoną może zostać tylko Asia – wspomina z sentymentem Łukasz. Zaręczyli się w maju w sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach, a pobrali 13 października, w dzień wspomnienia MB Fatimskiej. – Nie planowaliśmy tego, ale dziś nie mamy wątpliwości, że to Maryja sama zadbała o tak żywą obecność w naszym związku – tłumaczy Asia.

Małżonkowie opowiadają o swojej relacji z wielką radością i entuzjazmem, zapewniając, że bez uchwycenia się Maryi wszystko wyglądałoby inaczej. Także wtedy, gdy dowiedzieli się o ciąży pozamacicznej i utracie oczekiwanego dziecka, powierzyli swój ból Matce Bożej. – Gdy Asia była operowana, pojechałem do znajomych zakonnic. Tam jedna z sióstr zaproponowała, byśmy nadali dziecku imię i ochrzcili je. Trochę się zdziwiłem, że tak można, ale poczułem ulgę, bo nasze dziecko nie było już bezpłciowym płodem, ale Janem, ochrzczonym i należycie pożegnanym. Dziś mija kilka lat, od kiedy codziennie stajemy przed figurką MB Fatimskiej i na różańcu powierzamy jej nasze małżeństwo, rodzicielstwo i potomstwo. Nie mamy wątpliwości, że to Maryja doprowadziła nas do miejsca, w którym jesteśmy, i to dzięki niej możemy cieszyć się naszym wspólnym życiem. To najlepsza opiekunka małżeństw.

TAGI: