Wreszcie ma papiery

ks. Roman Tomaszczuk

publikacja 10.08.2015 06:00

W pogoni za Jasiem znalazł jego grób i spojrzał mu w twarz.

Strzegomski historyk lubi Mojżesza z proprotestanckiej ambony bazyliki strzegomskiej Ks. Roman Tomaszczuk /Foto Gość Strzegomski historyk lubi Mojżesza z proprotestanckiej ambony bazyliki strzegomskiej

Jest taka książka – „Rapsodia świdnicka” oraz była taka nauczycielka – Maria Nowak, polonistka z SP nr 2 w Strzegomiu – te dwie, każda na swój sposób, pokazały Krzyśkowi, że to, co widzi, ma swoje korzenie, skądś się wzięło, jest dowodem, że wcześniej w jego mieście też żyli ludzie.

Idź! – nie poszedł

Urodził się niemal jako ostatnie dziecko na strzegomskiej porodówce. Później przenieśli ją do Świebodzic. Dlatego strzegomianinem czuje się naprawdę, z krwi i kości. Miał dwie pasje: sport i historię. Osobliwe połączenie. 

Za tę drugą odpowiada „Babcia”, bo tak ją nazywali – wiekową staruszkę, polonistkę, która brała udział w powstaniu warszawskim i potrafiła opowiadać o nim z takim przejęciem, tak barwnie, że Krzysiek ze zdumieniem odkrywał, że historia nie ma tylko wersji podręcznikowej, ale też żywą, w sercu i umyśle człowieka. Dlatego też jako trzynastolatek przeczytał „Rapsodię świdnicką” – to go upewniło, że warto się historii poświęcić. Szczególnie historii Strzegomia. I jeszcze sport – też go kochał i miał osiągnięcia. Zatem jeszcze raz: historia i sport. Co wzięło górę? Głupota! Głupota nastolatka.

Nie został ani mistrzem czy choćby wuefistą, ani historykiem. Został ślusarzem – bo mu się nie chciało uczyć. Przynajmniej w szkole. Prosili nauczyciele, prosił sam dyrektor: „Krzysiek, idź do technikum”. Nie poszedł. Zrobił zawodówkę, a potem zaczęło się zarabianie pieniędzy. Na Zachodzie. Obowiązki męża i ojca też domagały się swego, dlatego… nie ma matury. Za to ma wiedzę. Na temat Strzegomia i ziemi strzegomskiej pewnie najrozleglejszą w regionie.

Praga, Berlin i Wiedeń

Nie szedł jednak na skróty: czytać opracowania innych, uczyć się na pamięć cudzych akapitów, spostrzeżeń czy skojarzeń, a potem udawać, że się jest znawcą. Już jako dziewiętnastolatek pojechał do Pragi, bo w tamtejszym archiwum były przechowywane dokumenty na temat joannitów, którzy zbudowali bazylikę strzegomską. – To był jeszcze komunizm, dlatego zarówno obostrzenia, jak i świadomość stróżów archiwów na temat wagi i znaczenia dokumentów nie była zbyt głęboka – wspomina. – Dostawałem więc do ręki, co chciałem, wynosiłem to na taras i tam swoim zenitem robiłem fotokopie – uśmiecha się. W Pradze był kilkakrotnie, dlatego ma dzisiaj w swoich zbiorach wszystko, co na interesujący go temat (od XIII do XVII w.) znalazło się w tamtejszych zbiorach. Dokumenty te były przetłumaczone na czeski. – Prosiłem więc koleżankę, żeby dokonała kolejnej translacji, tym razem z czeskiego na polski – dodaje.

Potem były wyprawy do archiwów Berlina (kwerenda na temat pruskich rządów w Strzegomiu) oraz Wiednia (kwerenda na temat rządów Habsburgów). Jednak jego ulubionym okresem z dziejów miasta są czasy budowy bazyliki. – Pracuję nad książką, w której zbiorę wszystko to, co udało mi się ustalić. Co ciekawe, nie tyle ja odkrywam historię kościoła, co on mi ją stopniowo odsłania – zastrzega.

Za całe 18 złotych

Inny ulubiony okres to przełom XVI i XVII wieku, kiedy w Strzegomiu wydobywano leczniczą glinkę. Stało się to za sprawą Jaśka – bo tak go nazywa Krzysztof Kaszub. – To spoufalenie wynika z faktu zażyłości, jaka między nami powstała – przyznaje. – Janowi Montanusowi poświęciłem kilka lat poszukiwań i studiów. Poznałem go i cenię jako człowieka i naukowca. Znalazłem jedyny istniejący egzemplarz książki, którą napisał. Wiem, gdzie wydobywano glinkę. Znam jej skład i faktycznie ma lecznicze właściwości – to takie panaceum tamtych czasów. Była skuteczna, o czym świadczy cena. Jedna pastylka kosztowała wtedy 18 złotych, podczas gdy inne specyfiki wyceniano na złotówkę lub dwie – porównuje.

Książka „Terra sigillatta de Strigonensis” została wydana w 400. rocznicę śmierci Jana Montanusa. Jego grób znajduje się dzisiaj pod schodami prowadzącymi na emporę muzyczną bazyliki i nie jest oznaczony, gdyż płyta nagrobna została usunięta jeszcze za poprzednich gospodarzy świątyni, zapewne podczas XIX-wiecznego remontu. – Przyznam się, że podczas zmiany posadzki poprosiłem robotników, byśmy odszukali grobowiec. Udało się nam – wspomina wydarzenia sprzed kilkunastu laty. – Dostaliśmy się do krypty grobowej. Tego dnia nie poszedłem do pracy, miałem nockę, a całą operację, w skrytości, zaplanowaliśmy na późny wieczór. Grób był tam, gdzie go lokalizowali dawni dziejopisarze. Jasiek spoczywa w okazałym sarkofagu marmurowym. Zdjęliśmy pokrywę i wtedy „spojrzałem mu w twarz”… jego ciało jest zasuszone, a ubranie także nie rozpadło się w pył – mówi.

Czas na papier

Krzysztof Kaszub, znakomity znawca dziejów Strzegomia, autor wielu artykułów i kilku książek, postanowił ostatnio usankcjonować swoją pozycję. – Tak można to ująć – uśmiecha się. – Właśnie wziąłem udział w kursie przewodników ziemi strzegomskiej – mówi. Jako wykładowca? – Nie! Jako słuchacz. Przystąpiłem do egzaminu i wreszcie mam dokument potwierdzający moje kwalifikacje – uśmiecha się.

Zauważ w bazylice

– Trzy portale – bramy prowadzące do kościoła – Sralucha z prawej nawy (patrząc na ołtarz) i bł. Gerarda, założyciela joannitów z nawy lewej – Mojżesz z ambony – Sakramentarium – Epitafium Mikołaja Hertwiga, przedostatniego przeora joannitów strzegomskich, z wyrytymi narzędziami męki Pańskiej, dwoma głowami złoczyńców i głową Judasza z sakiewką na szyi

W promieniu 15 km

– Góra Krzyżowa i kamieniołom bazaltu ze złożami glinki leczniczej – Pomnik bitwy pod Strzegomiem (niedawno odnowiony, kierunek Godziszówek) z panoramą bitwy – Kościół św. Jadwigi w Strzegomiu (kierunek Międzyrzecze) – Pałac w Morawie oraz pałac w Żelazowie

TAGI: