Starocie, a świętych noszą

publikacja 18.09.2015 06:00

– Gdy tylko go zobaczyłem, od razu wiedziałem, co z nim zrobić. Praca jakby sama układała mi się rękach. Tak powstał relikwiarz bł. Franciszki Siedliskiej. Być może patronka mojej obecnej parafii podpowiadała mi od początku, jak ma wyglądać ten dla niej – opowiada Łukaszowi Sianożęckiemu Władysław Kruczek, twórca relikwiarzy dla sanktuarium w Zielonce Pasłęckiej.

Jedno z najnowszych dzieł pana Władysława – relikwiarz bł. Jakuba Strzemię Łukasz Sianożęcki /Foto Gość Jedno z najnowszych dzieł pana Władysława – relikwiarz bł. Jakuba Strzemię

Łukasz Sianożęcki: W Sanktuarium Jezusa Miłosiernego w Zielonce Pasłęckiej znajdują się 72 relikwiarze. Ile z nich to Pana własnoręczne dzieła?

Władysław Kruczek: Jakiś czas temu przestałem liczyć. Ale myślę, że około 43–45 z nich jest mojego autorstwa. W ogóle większość z tego, co przez te kilka lat udało mi się stworzyć, znajduje się właśnie w Zielonce. Dla innych świątyń wykonałem jedynie pięć relikwiarzy.

A pamięta Pan swój pierwszy relikwiarz? Od czego to się zaczęło?

Od św. Rafała Kalinowskiego. Ksiądz proboszcz Czesław Drężek otrzymał właśnie relikwie tego świętego i miał pomysł na wykonanie relikwiarza. Najpierw jednak ksiądz zapytał brata mojej żony, czy zna kogoś, kto byłby w stanie przymocować starą patenę do podstawy świecznika. Wówczas on odparł: – Znam. Mógłby to zrobić mój szwagier Władek. I tak to się zaczęło. Przyjechałem do Zielonki z Olsztyna. Zrobiłem wszystko, czego zażyczył sobie proboszcz. Był pod ogromnym wrażeniem. Od razu zapytał, czy nie chciałbym zrobić kolejnych relikwiarzy.

I zgodził się Pan?

Bardzo lubię różne starocie, zbieram je. Okazało się, że również ksiądz Czesław miał ich sporą kolekcję. Pomyślałem, że skoro mamy w rękach taką pokaźną liczbę detali, byłoby szkoda, gdyby się zmarnowały. Nie jestem wprawdzie plastykiem, ale od zawsze fascynowała mnie tego typu praca. Ponadto z wykształcenia jestem muzykiem i naprawiam instrumenty dęte, gdzie wymagana jest precyzja. Długo się więc nie zastanawiałem.

Jakie materiały i stare elementy wykorzystuje Pan przy pracy?

Przydać się może wszystko. Kawałki metalu, pręty, śrubki czy choćby właśnie fragmenty instrumentów. Ale także inne rzeczy, jak np. kryształy czy drewno. Niektóre krzyże wykonałem z przepięknie prezentującego się drewna palisandrowego. Najlepszymi miejscami do wynajdowania takich perełek są pchle targi. Rozglądam się po nich, starając się znaleźć choćby jeden ciekawy element. W pewnym momencie okazuje się, że on tam już na mnie czeka. Patrzę i wiem, że na pewno się przyda. Nigdy nie musiałem długo czekać, aby wykorzystać zakupione przedmioty. Czasem znajomi, wiedząc o mojej pasji, przynoszą mi jakieś ciekawe rzeczy. Pewnego dnia trafiły do mnie z Włoch metalowe odlewy, pochodzące z jakiejś budowli kościelnej. Jak tylko je zobaczyłem, od razu wiedziałem, co zrobić. Dobierałem później do nich tylko łączniki. Praca jakby sama układała mi się rękach. I tak powstał relikwiarz bł. Franciszki Siedliskiej. Być może patronka mojej obecnej parafii podpowiadała mi od początku, jak ma wyglądać relikwiarz dla niej.

Czy pracę przy którymś z relikwiarzy wspomina Pan szczególnie?

Najbardziej w pamięci zapadła mi praca przy relikwiarzu św. Andrzeja Boboli. Ksiądz proboszcz przyniósł mi wtedy wielki żeliwny krzyż, który poniewierał się na jakimś cmentarzu. Kiedy wziąłem go w ręce, od razu pomyślałem sobie, że św. Andrzej Bobola jako patron Polski być może marzył, aby nasza ojczyzna wydała tak wspaniałych ludzi jak Prymas Tysiąclecia kardynał Wyszyński czy ojciec święty Jan Paweł II. Zapytałem więc mojego brata, który pracuje w Instytucie Jana Pawła II w Warszawie, czy dysponuje monetami z wizerunkiem papieża Polaka i kardynała Wyszyńskiego. Ku mojej radości okazało się, że instytut właśnie takie rozprowadzał. I podobnie jak w przypadku relikwiarza bł. Franciszki, tutaj również koncepcja zrodziła się w ciągu jednego wieczoru. Pomyślałem, że obok wizerunków tych naszych wielkich rodaków należałoby umieścić orła w koronie. Wykułem go tej samej nocy. Wykonałem również flagę papieską i flagę polską i wszystko to umieściłem na tym żeliwnym krzyżu. A podstawę całego relikwiarza wykonałem z... dźwięcznika puzonu.

Czy wygląd każdego z relikwiarzy odzwierciedla historię danego świętego?

Staram się, aby zawsze tak było. Zanim zacznę pracę, zawsze siadamy z ks. Czesławem i przybliżamy sobie życiorysy tych osób. Staram się wyłowić z nich jakiś element charakterystyczny, a potem umieścić go na relikwiarzu. Po takich rozmowach wiem, że potrzebne będą mi np. anioł czy róża albo lampki oliwne, które symbolizują niewinność. Relikwiarze przybierają różne formy. Część z nich ma wygląd kapliczek, w których kolumny wykonane są z części instrumentów dętych, odpowiednio odnowionych i wprawionych w całość. Naprawiałem instrumenty przez lata, więc wiem, że każdy z nich ma duszę. Cieszę się więc, że wiele z nich nie kończy na śmietniku, lecz zyskuje drugie życie i służy zbożnemu celowi.

Obcowanie z relikwiami tylu świętych musiało sprawić, że zbudziło się w Panu jakieś szczególne nabożeństwo do któregoś z nich...

Na pewno tak było ze św. Ritą, orędowniczką w sprawach niemożliwych. Wcześniej jej nie znałem, teraz jest mi jednak szczególnie bliska. Ta praca jest bowiem elementem mojej walki z chorobą Parkinsona. Zmagam się z nią, staram się nie poddawać. Choć czasem lewa ręka nieco szwankuje, to nadal zachowuję precyzję konieczną do budowania relikwiarzy. Wierzę, że w walce z chorobą wspomaga mnie św. Rita.

TAGI: