Jestem z chóru – to widać

Szymon Babuchowski


publikacja 04.10.2015 06:00

Co sprawia, że młodzi ludzie, których rówieśnicy słuchają raczej hip-hopu niż chorału, chcą odkrywać świat elitarnej sztuki? Może kluczowy jest tu fakt, że chóry dziecięce i młodzieżowe to po prostu dobra szkoła życia?


Występ chóru Pueri Cantores Tarnovienses podczas Zjazdu Delegatów Międzynarodowej Federacji Pueri Cantores 
w Krakowie roman koszowski /foto gość Występ chóru Pueri Cantores Tarnovienses podczas Zjazdu Delegatów Międzynarodowej Federacji Pueri Cantores 
w Krakowie

Chóry to najlepszy dowód na nieprawdziwość obiegowych opinii, że w dziedzinie kultury Kościół nie oferuje młodym niczego ciekawego. – Śpiewanie w chórze należy do najważniejszych doświadczeń, które mnie ukształtowały – wyznaje Mateusz Prendota, prezydent Polskiej Federacji Pueri Cantores, zrzeszającej dziecięce i młodzieżowe chóry wykonujące śpiewy liturgiczne. 


Nie tylko
 śpiewanie


Do Polskiej Federacji Pueri Cantores, założonej w 1992 r. w Tarnowie przez ks. Andrzeja Zająca, należy obecnie 40 chórów. Są wśród nich zespoły wybitne, jak Pueri Cantores Sancti Nicolai z Bochni, zapraszany przez Krzysztofa Pendereckiego do wykonywania jego „Pasji wg św. Mateusza” i „Credo”, czy tarnowskie Puellae Orantes, mające na koncie Fryderyka i współpracę z legendarnym zespołem The King’s Singers. Ale również te chóry, które nie mogą poszczycić się podobnymi osiągnięciami, mają do spełnienia ważną misję. – Chór to nie tylko śpiewanie – podkreśla Mateusz Prendota. – To  także szkoła dobrego wychowania, odpowiedzialności za drugiego człowieka, wrażliwości na sztukę. 


Prezydent polskiej federacji dobrze wie, o czym mówi. Sam od dziecka śpiewał w chórze Pueri Cantores Tarnovienses. Z kolei jego żona jest wychowanką chóru z Białej Podlaskiej. Prendota przyznaje, że na początku, jako uczeń trzeciej klasy szkoły podstawowej, nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, w czym uczestniczył. – Zapowiadałem się raczej na dobrego piłkarza i gdyby rodzice nie popchnęli mnie w kierunku chóru, pewnie wybrałbym piłkę – mówi. Nie żałuje jednak swojej decyzji, choć początkowo musiał się zmierzyć z docinkami rówieśników. – Mimo że nie skończyłem żadnej klasy szkoły muzycznej, jestem dziś zawodowym muzykiem Filharmonii Krakowskiej. Chórowi zawdzięczam całą edukację muzyczną. I w ogóle to, kim jestem – dodaje.


Do źródeł 


Obserwacje ks. Roberta Tyrały, prezydenta Międzynarodowej Federacji Pueri Cantores, zrzeszającej blisko 1000 chórów z 40 krajów świata, potwierdzają, że śpiewanie w dziecięcych i młodzieżowych chórach nie pozostaje bez wpływu na dorosłe życie. – Zaangażowanie społeczne byłych chórzystów pokazuje, jak głęboki sens ma ta edukacja – mówi ks. Tyrała. – Nigdy nie zapomnę słów matki pięciu chłopców z Demokratycznej Republiki Konga, której nie stać było na to, by posłać swoich synów do szkoły. Ta kobieta dziękowała za to, że szkołą stał się dla nich chór, w którym śpiewali.


Słowa kongijskiej matki dobrze wpisują się w ideę federacji, zapoczątkowanej w 1944 r. przez ks. Fernanda Mailleta paryskim koncertem w intencji pokoju na świecie. Międzynarodowa Federacja Pueri Cantores, której delegaci spotkali się w sierpniu br. na zjeździe w Krakowie, stawia sobie bowiem za cel nie tylko krzewienie piękna śpiewu liturgicznego (chorału gregoriańskiego i śpiewu wielogłosowego), ale także edukację, wychowanie przez wspólną pracę i pogłębianie życia religijnego młodych chórzystów. 


Wszystkie te cele świetnie wydobywa program VIII Krajowego Kongresu Polskiej Federacji Pueri Cantores, który odbywać się będzie od 10 do 13 września w Poznaniu. Jego hasło brzmi „Ad fontes”, co po łacinie oznacza „do źródeł”. – W 1050. rocznicę chrztu Polski chcemy docierać do źródeł wiary, kultury, narodu i historii – wyjaśnia ks. Wiesław Hudek, asystent kościelny polskiej federacji. – Obok koncertów będą więc spotkania ukazujące korzenie Europy. Będzie też zwiedzanie muzeów i odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych w katedrze poznańskiej. 


Stałem się lepszy


Co sprawia, że młodzi ludzie, których rówieśnicy słuchają raczej hip-hopu niż chorału, zostają wciągnięci w świat elitarnej sztuki? – Na początku decydujący wpływ mają rodzice, którzy doceniają fakt, że ich dziecko nie tylko poszerza horyzonty, ale wzrasta też w dobrych przyzwyczajeniach – twierdzi Mateusz Prendota. – Z czasem młody człowiek sam zaczyna cenić skarb, jakim jest uczestnictwo w chórze. Po kilku latach rówieśnicy patrzą na niego z podziwem, a on sam staje się uformowaną osobą, która nie boi się świadczyć o Chrystusie.


– Widok młodych ludzi wypełniających prezbiterium robi ogromne wrażenie – komentuje ks. Wiesław Hudek. – Ale za sukcesem chóru zawsze stoi konkretny człowiek. Wiele zależy od umiejętności pedagogicznych dorosłych: rodziców, księdza, organisty. Ktoś musi młodych zapalić. Często nie zauważamy ogromnej pracy tych ludzi, którzy przesłuchują nieraz po tysiąc dzieci, żeby wyłowić najlepsze głosy i zatrzymać je w zespole. 
Ale efekty są imponujące i trwałe. – Byli chórzyści często idą dalej drogą formacji muzycznej – mówi ks. Hudek. – Zostają solistami, dyrygentami albo sami zakładają chóry. Inni są np. lekarzami, jest sporo powołań kapłańskich. Owocem Pueri Cantores są też dwie diecezjalne ogólnokształcące szkoły muzyczne: w Poznaniu i na Jasnej Górze. Nawiązują one do starej idei szkół przykatedralnych. Współczesny rodzic wozi dziecko z podstawówki do szkoły muzycznej, a jeśli chce się ono formować, to w weekend wypadają jeszcze ministranci albo Dzieci Maryi. W takiej szkole mamy natomiast wszystko w jednym miejscu.


Jednak jest jeszcze inny, ważniejszy owoc istnienia chórów: – Usłyszałem kiedyś od jednego z gimnazjalistów: „Odkąd zacząłem śpiewać w chórze, stałem się lepszy. Nie mogę przecież być zły, skoro śpiewam w kościele” – uśmiecha się ks. Wiesław.

TAGI: