On będzie za mnie chodził

Łukasz Czechyra

publikacja 29.09.2015 06:00

– Mogę sobie wyrzucać: po co tam stałem, po co w ogóle na te zawody szedłem. Zawsze można znaleźć winnych wszystkiemu i wytłumaczenie wszystkiego. Tylko po co? – mówi Krzysztof.

Krzysztof przyznaje, że zawsze wielkim oparciem była dla niego rodzina Zdjęcia Łukasz Czechyra /Foto Gość Krzysztof przyznaje, że zawsze wielkim oparciem była dla niego rodzina

To cały czas ten sam uśmiechnięty chłopak, z głową pełną marzeń i pomysłów. Tylko że teraz zamiast na własnych nogach porusza się na wózku inwalidzkim. – Nie, świat się nie wali, po prostu przestaje się chodzić – mówi Krzysztof Obuchowicz. – To jest tak samo jak nie latać. Przecież nie będę się wkurzać na to, że nie latam – mówi 25-latek.

Nie myśl, jaki jesteś biedny

Jako mały chłopak uwielbiał wspinać się po drzewach. Potem doszły prawdziwe sporty – narty, snowboard, pływanie, żeglowanie, rolki turystyczne, rolki agresywne... – wiele by wymieniać. Najbardziej pociągały go snowboard i wspinaczka. I właśnie podczas zawodów wspinaczkowych 2,5 roku temu zdarzył się wypadek. Krzyśkowi spadł z wysokości na plecy inny zawodnik. – Złamało mnie w pół. Ja jeszcze stałem na ziemi, przywiązywałem się do uprzęży, byłem pochylony. Nie miałem żadnych szans – mówi Krzysiek.

Do Marka, który na niego spadł, nie ma żalu. – To nie jego wina, zawiodła asekuracja. Przyszedł do mnie do szpitala, był bardziej speszony niż ja. Nie szukałem winnych, nie mam do nikogo żalu. Równie dobrze mogę sobie wyrzucać: po co tam stałem, po co w ogóle na te zawody szedłem. Zawsze można znaleźć winnych wszystkiemu i wytłumaczenie wszystkiego. Tylko po co? Strata czasu – twierdzi chłopak.

Wielkim wsparciem przez cały czas byli dla niego rodzina i znajomi. – Nawet ci, po których się tego nie spodziewałem, odwiedzali mnie w szpitalu, dużo rozmawialiśmy. Na szczęście miałem na czym się skupić po wypadku, a nie myśleć, jaki to ja jestem biedny. I to jest chyba najważniejsze w takich sprawach; nie myśleć: „o kurczę, ile mnie rzeczy omija”, ale co robić, żeby jak najlepiej spędzić czas. I działać. Jak się przestaje działać, to się zaczyna cofać – mówi Krzysiek.

To się samo napędza

Po wypadku musiał zmienić studia. Wcześniej studiował budownictwo. – Na budowę już nie pójdę, a siedzenie nad sztalugą i kreślenie wykresów niespecjalnie mnie wciągało. Zawsze chciałem być kierownikiem budowy, a na wózkach po budynkach chodzić się nie da – stwierdza Krzysiek. Teraz studiuje mechatronikę i robi cztery razy więcej rzeczy niż przedtem. –

To jest tak, że jak się ma dużo wolnego czasu, to się nic nie chce robić. A jak się ma mało czasu i dużo obowiązków, to ma się jeszcze więcej siły na jeszcze więcej obowiązków. To się samo napędza – przyznaje z uśmiechem. Pracuje w firmie rodziców, daje korepetycje z matematyki i fizyki, oraz, oczywiście, nadal uprawia sport – jeździ na rowerze leżącym (handbike) w zawodach, gra w olsztyńskiej lidze koszykówki na wózkach, niedawno wrócił ze zgrupowania żeglarzy, będzie robił pierwszy stopień nurkowania i jeszcze chce zrobić uprawnienia na latanie motolotnią. Czasami zapraszają go do szkół na pogadanki, aktywnie działa też w fundacji, która organizuje obozy dla niepełnosprawnych.

– Na takim obozie na każde niepełnosprawne dziecko przypada jeden sprawny opiekun i jeden taki jak ja. Moją rolą jest danie przykładu, pokazanie, że to jest normalne życie, że można być szczęśliwym, usprawnić te dzieci. Dzwonią do mnie z różnych województw, zapraszają na kolejne obozy, także chyba jestem dobrym wzorem dla tych osób – uśmiecha się.

Ja już jestem szczęśliwy

Krzysiek dobrze wykorzystuje czas studiów – tworzy urządzenia elektroniczne, sterowniki, czujniki, roboty, programuje w 3 językach. Korzysta z tego w pracy w firmie. – Kiedy zepsuła się maszyna w hurtowni, wyjęliśmy złą część, zamówiliśmy dobrą. Wiedzieliśmy przede wszystkim, czego szukać, gdzie tego szukać. Nie musieliśmy wzywać technika, czekać dwóch tygodni, żeby przyjechał i łaskawie powiedział, co trzeba zrobić. Koszt obsługi maszyn też się zmniejsza – a kiedy przyjdzie czas na modernizacje zakładu, usprawnienie, zautomatyzowanie, to mogę to zrobić ja, a nie zlecać to firmie – wylicza Krzysztof.

Studiowanie mechatroniki pozwala mu też pracować nad egzo-szkieletem. To taki zewnętrzny szkielet, mocowana na zewnątrz ciała powłoka, która ma wzmocnić siłę mięśni użytkownika. W świecie próbowano takie robić już na początku lat 60. XX, ale bez powodzenia. Dziś egzoszkielety projektowane są przede wszystkim na potrzeby wojska – dla poprawienia zdolności bojowych żołnierzy na polu walki. Ale wykorzystuje się je też w innych dziedzinach, m.in. medycynie. – On będzie za mnie chodził. Poruszałem się już nawet w egzoszkielecie rehabilitacyjnym, ale przy tym modelu zawsze jest potrzebna pomoc, asekuracja, zresztą można chodzić tylko przy balkoniku. Ja chcę stworzyć taki szkielet, w którym będę mógł chodzić samodzielnie, bez balkonika – tłumaczy 25-latek.

Projektować egzoszkielet może również dzięki studiom. – Uczelnia zapewnia mi zaplecze dydaktyczne, możliwość konsultacji z profesorami, wykładowcami, którzy mi pomagają w tej kwestii. Stworzyłem nawet koło naukowe, które miało mi pomóc się uczyć, poznałem też wiele języków programowania – wylicza Krzysztof.

Jak tłumaczy, egzoszkielety najczęściej tworzą ludzie chodzący, którzy współpracują z niepełnosprawnymi. – Ja podszedłem do sprawy trochę inaczej, mam bardzo innowacyjny pomysł. Chodziłem już w egzoszkielecie, dokładnie wiem, co chciałbym zmienić, co poprawić, co osiągnąć. Jeśli siedziałbym nad tym projektem cały czas, to zapewne w ciągu 2–3 lat mógłbym mieć zrobiony w pełni funkcjonalny prototyp – mówi Krzysiek. Sam jednak przyznaje, że nie może się w pełni temu poświęcić. Są przecież rodzina, praca, ćwiczenia, rehabilitacja.

– Ja jestem sportowcem. Jeśli mogę osiągnąć jakieś sukcesy w sporcie, to chętnie z tego korzystam. Egzoszkielet cały czas projektuję, programuję, idzie to do przodu, ale ciągle to raczej sfera marzeń. Zresztą może kiedyś zarobię worek pieniędzy i po prostu komuś taki projekt zlecę. Na razie mi do szczęścia egzoszkielet nie jest konieczny, ja już jestem szczęśliwy – mówi Krzysiek.

TAGI: