Fajnie być ojcem!

Karina Grytz-Jurkowska

publikacja 24.10.2015 06:00

Przez te parę dni mam Cię tylko dla siebie. Całe życie na to czekałam – usłyszeć takie słowa z ust córki – bezcenne.

Wspólne zdjęcie  podczas warsztatów o sekretach efektywnego ojcostwa w Kluczborku archiwum prywatne Wspólne zdjęcie podczas warsztatów o sekretach efektywnego ojcostwa w Kluczborku

Tylko co robić, by wypracować takie relacje z dzieckiem? Na to i inne pytania starają się znaleźć odpowiedź członkowie Ojcowskiego Klubu Poszerza Horyzonty. Powstał on niecałe dwa lata temu. – Pokazujemy tu męskość i ojcostwo jako zadanie i odpowiedzialność – tłumaczy Rafał Lasek, inicjator dzieła. – Chodzi też o to, żeby nie było tak, jak w memie krążącym w internecie, gdzie dziecko ma sto pytań do mamy, a do taty tylko jedno: „Gdzie jest mama?”. My jako ojcowie daliśmy się czasem wypchnąć do trzeciego rzędu, tak że nasza funkcja sprowadziła się do czegoś w rodzaju „przynieś pieniądze, wynieś śmieci”. Często nawet jest nam tak wygodniej – tłumaczy Mateusz Dybka, współzałożyciel klubu. – A ja chcę być zaangażowanym, żeby moje dziecko wiedziało, że z takim pytaniem lepiej pójść do mamy, a z takim do taty. – Dzieci muszą widzieć rodziców kłócących się i godzących. Bo spory, negocjacje, czasem nawet płacz, ale też radość są nieodzownym elementem naszego życia.

Kuźnia ojcostwa

– Pięć lat temu zobaczyłem gdzieś napis Tato.Net. Zaciekawiło mnie to, poszukałem informacji o tej inicjatywie, pojechałem z córką na warsztaty, potem na międzynarodowe forum. Spotkać w jednym miejscu 700 mężczyzn i rozmawiać, jak być lepszym ojcem... Warto. Dziś sam jestem trenerem tato.net, ale pomyślałem, że warsztaty raz w roku to mało, że warto tu spotykać się z innymi ojcami, pogadać – opowiada Rafał Lasek. Klub rozrasta się, liczy już kilkanaście osób. ma profil na FB i skrzynkę e-mail (facetklb@gmail.com). Nie jest formalnym zrzeszeniem, nie ma zapisów czy listy obecności. Z tego powodu, a także ze względu na pracę i realia domowe na spotkaniach przewijają się ciągle nowe osoby; bywa, że ktoś ma przerwę i wraca. Ba, nawet w kwestii przyfnaleźności do Ojcowskiego Klubu inicjatorzy są bardzo liberalni. Dziecko być może dopiero poczęte albo przysposobione. Ważne, żeby czuć się ojcem. – Pamiętam spotkanie z młodym chłopakiem na jednej wyprawie przygodowej. Pytam, czy jest ojcem, a on, że nie, ale jest ojcem chrzestnym i wyjazd jest prezentem dla chrześniaka. Okazało się, że ojciec tego dziecka wcześnie zmarł, ale stwierdzenie chłopaka: „Co ja mogę mu dać? Nową komórkę? Wolę podarować mu swój czas. Niech spędzi ten tydzień z mężczyzną” – to było niesamowite świadectwo jego dojrzałości i odpowiedzialności. On był bardziej ojcem tego dziecka niż niejeden biologiczny – opowiada założyciel kluczborskiej grupy.

Męskie inspiracje

– Nie, nie spotykamy się, by skarżyć się i żalić na żony i dzieci. Zresztą my nie mamy problemów, tylko wyzwania – śmieją się klubowicze. Choć czasem warto wiedzieć, że ktoś inny zmaga się z podobnymi rzeczami. Cenne są uwagi, jak koledzy poradzili sobie na przykład z ząbkowaniem czy sznurowaniem butów, co u kogo się sprawdziło. – To spotkania dla tych, którzy na dowolnym etapie ojcostwa chcą stać się trochę lepszymi. Nie zajmujemy się walką, dochodzeniem jakichś praw. Wspieramy się doświadczeniami, wielu odkrywa, że fajnie być ojcem. A czasem trzeba usłyszeć od innego mężczyzny to, co na przykład żona ciągle powtarza, żeby dotarło – podkreślają.

Zwykle spotykają się u sercanów i przy kawie, ciastku rozmawiają. Często są też krótkie warsztaty, na których można się czegoś nauczyć, dowiedzieć bądź samemu coś przekazać. – Słyszałem o tym klubie i chcę wziąć udział w spotkaniu, bo brakuje takiej możliwości pogadania, poradzenia się, wymiany pomysłów. Na spotkaniach rodzinnych nie zawsze jest okazja. Ojcostwa nie uczy się w szkole, przy każdym dziecku robi się błędy, innych unika – mówi Krzysztof Breguła z Kluczborka. Zdarzało się, że na spotkania ojcowie dojeżdżali prawie 70 km. Jest też alternatywa: – Można spróbować zorganizować w okolicy warsztaty ojcowskie – radzi Rafał Lasek. – Kiedy spotka się na nich ileś osób, które mają podobne podejście, odkrywają one potrzebę kontynuacji, utrzymywania kontaktu ze sobą i można założyć klub, który potem się rozrasta. Reaktywuje się też właśnie jeden w Opolu.

Balonowy bohater

W ostatnim roku uczestnicy nie tylko dyskutowali, ale dzielili się umiejętnościami i pasjami. Każdy z ojców opowiadał o swojej pracy albo uczył innych prostych rzeczy z danej dziedziny. – Tato klaun, czyli animator grup dziecięcych, pokazywał, czym się zajmuje, m.in. uczył nas robić różne zwierzątka z balonów. Świetna sprawa! I po dwóch miesiącach jeden z ojców opowiada, że skoro tu się nauczył takich sztuczek, postanowił na urodzinach swojego dziecka pokazać, co umie. Kupił balony, nadmuchał, ale z tym, co fachowiec robi w 5 sekund, męczył się 20 minut. Mimo to obecne tam dzieci były zachwycone, a tato został bohaterem – wspominają. Inny ojciec, fan planszówek, nauczył pozostałych grać w różne gry – do dziś wspominają miło spędzony wieczór i reakcje dzieci. Były podstawy z malowania i remontowania domu. Jeden z uczestników, pracownik Rejonu Dróg Publicznych, martwił się, że nie robi nic tak ciekawego. Ale opowiedział o zasadach rządzących poszczególnymi kategoriami dróg, o tym, gdzie zaczyna się jedna droga a kończy inna, a potem inni mogli pochwalić się w trasie zapamiętaną, niecodzienną wiedzą...

Wyprawa z tatą

Klubowi animatorzy zachęcają ojców do wyjazdów z dzieckiem, tzw. warsztatów przygodowych. Najlepiej jeśli jest to „1 na 1” – ojciec z jednym tylko dzieckiem. – To bardzo ważne dla budowania relacji. Przykład? My prawie wszystko robimy rodzinnie – z żoną i pięcioma córkami. Kiedy z najstarszą wyjeżdżałem na 5 dni, usłyszałem: „Tato, ja jeszcze nigdy nie byłam z tobą sam na sam tyle czasu, nie miałam cię tylko dla siebie”. I już wiedziałem, że muszę tak właśnie zrobić – poświęcić każdemu dziecku z osobna kilka dni – podkreśla Rafał Lasek. I uśmiecha się, że jak ktoś pięć lat później zapytał najmłodszą, gdzie spędzi wakacje, ta stwierdziła „Jadę z tatą na kajaki. Całe życie na to czekałam”.

– Ja usłyszawszy to, postanowiłem w tygodniu spędzać godzinę osobno z każdym ze swoich dzieci, choćby wychodząc na spacer – potwierdza Mateusz Dybka. On też, ojciec sześcioletniego Janka, bliźniaków Piotrka i Marysi (2 lata) oraz czteromiesięcznej Kingi, postanowił zabrać synów – rozpoczynającego w tym roku szkołę i młodszego na weekend w górach. – Nocowaliśmy w schronisku, ja spałem na górze na piętrowym łóżku i podgrzewaliśmy kiełbasę na palniku gazowym, który wziął tata. Było super – wspomina Janek. To samo potwierdza jego ojciec, choć nie kryje, że kosztowało go to wiele wysiłku. Jego marzeniem jest jeszcze wybrać się kiedyś na podobną, męską wyprawę ze swoim ojcem.

100 procent uwagi

W tym miejscu każdy ojciec pewnie pomyśli: „To wszystko jest fajne, spotkania, nowe umiejętności, spędzanie czasu z dziećmi... Ale jak znaleźć na to czas? – Oczywiście, nie każdy może rzucić pracę, by być dla rodziny. I nie o to chodzi. Ostatnio z forum przywiozłem świadectwo ojca, wziętego lekarza, który ze względu na pracę często wyjeżdżał na różne odczyty. Pokazał, że nie tyle jest ważna ilość poświęcanego czasu, ile jego jakość. On, wyjeżdżając, zawsze zostawia dzieciom kartkę z informacją, gdzie w danym dniu jest, i zaznacza na niej godziny, w których dzieci mogą zadzwonić do niego ze wszystkim, czego chcą. Wiedzą, że tato jest dla nich dostępny, na pewno odbierze i poświęci im uwagę. Paradoksalnie, okazuje się, że zwykle nie dzwonią, ale ważna jest dla nich świadomość, że ojciec ma dla nich czas – opowiada Rafał Lasek. W klubie nie ma górnej granicy wieku, nie ogranicza się też do osób wierzących, choć jednym z sekretów świadomego ojcostwa jest wyposażenie duchowe swojego dziecka, przekazanie mu odpowiedniej postawy, wartości.

Bonus dla rodziny

Pomysł, żeby ojcowie mogli się spotkać, pogadać, mocno wspierają ich żony. – Nasi mężowie akurat są świetnymi, odpowiedzialnymi i zaangażowanymi ojcami, ale można zauważyć, że my, kobiety, mamy przyjaciółki, spotykamy się ze sobą, natomiast wielu mężczyzn nie ma gdzie podyskutować na te tematy. Nasi mężowie i tak byli w lepszej sytuacji, bo przyjaźniąc się od lat, mieli okazję o tym pogadać. I tak chyba się to zrodziło – mówią Małgorzata Lasek i Kasia Dybka. – Kobiecy i męski punkt widzenia bywa zupełnie inny, na spotkaniach mogą to konfrontować. To pokazało też, że podejście inne nie znaczy złe. Ja zawsze mówię, że lepszy mąż i ojciec dla moich dzieci nie mógł się trafić. A teraz czasem słyszę, jak mówi do innych ojców np. na rodzinnych imprezach „Nie daj się zepchnąć na tylne siedzenie, spędzaj z dzieckiem więcej czasu, to jest najlepsza inwestycja...” – uśmiecha się Kasia Dybka. Druga z pań zauważyła, że w opinii ich córek tata spędza z nimi więcej czasu, bo poświęca im wtedy całą uwagę. – To mi dało do myślenia i zmobilizowało do pracy nad swoimi relacjami z dziećmi. Klub uświadomia też, że na relacje z dziećmi przekładają się relacje z żoną, więc jest to pozytywne oddziaływanie także na małżeństwa. A gdy my się załamujemy, np. w trudnym czasie ząbkowania, oni ze stoickim spokojem przekazują nam zasłyszane rady, mówiąc „Spokojnie, to trzeba przeczekać” – podsumowuje.