Jaja w koszyku

Leszek Śliwa


publikacja 25.10.2015 06:00

Nie wkładaj wszystkich jaj 
do jednego koszyka – przestrzegają nas zgodnie wszystkie internetowe poradniki umiejętnego inwestowania. 
O co chodzi 
w tej dziwacznej, rolniczej metaforze? Czym jest dywersyfikacja portfela? 


Jaja w koszyku canstockphoto

Wystarczy napisać na klawiaturze komputera słowa „portfel inwestycyjny”, by natrafić w internecie na wpleciony w fachowe rozważania przykład z jajami. Pozornie jest on bardzo łatwy do zrozumienia, wręcz banalny. Przestrzega przed postawieniem wszystkiego na jedną kartę. Choćby nie wiadomo jak atrakcyjna wydawała nam się jakaś inwestycja, nie powinniśmy wkładać w nią wszystkich naszych oszczędności. No bo co będzie, jeśli się pomylimy? Albo jeśli sytuacja na danym rynku zmieni się znacząco z powodów, których nie mogliśmy wcześniej przewidzieć? Wtedy stracimy wszystko. Takie inwestowanie byłoby nierozsądne i nieracjonalne.


No dobrze, powie ktoś, zgadzam się w zupełności. Jeśli jaja w koszyku się rozbiją, trzeba mieć przynajmniej kilka w innym koszyku lub nawet w kilku różnych koszykach. Ale co z tego wynika dla nas w praktyce? Jaki procent oszczędności możemy zainwestować w przedsięwzięcie, które uznajemy za dość ryzykowne? Czy całą resztę powinniśmy trzymać w jednym koszyku, który uważamy za solidny i bezpieczny? A może tych koszyków powinno być więcej? Jeśli tak, to ile: kilka czy kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt? Jak ustalić stopień ryzyka przy inwestowaniu – czytać fachowe giełdowe analizy i decydować samodzielnie, czy pytać się specjalistów? Jak zestawiać te koszyki, żeby się uzupełniały, a nie pokrywały?


Budowanie portfela


Pytania i wątpliwości można mnożyć, ale nie na wszystkie odpowie nam specjalista. Na niektóre, zasadnicze, musimy odpowiedzieć sobie sami. Od odpowiedzi na nie będą zależeć odpowiedzi na następne. Dlatego we wszystkich poradnikach internetowych znajdziemy dość dziwnie brzmiące sformułowanie „budowanie portfela inwestycyjnego”. Tak, właśnie budowanie, a nie kupienie czy zrobienie. W tym sformułowaniu chodzi o dwie sprawy: po pierwsze sami musimy ustalić, czego tak naprawdę chcemy. Można to porównać z szyciem garnituru u krawca. To my musimy wybrać materiał i kolor. 
Nie ma czegoś takiego jak idealny portfel inwestycyjny dla każdego, tak jak nie ma idealnych garniturów, w których każdy czuje się jednakowo dobrze. Druga sprawa to zmienność w czasie zarówno naszych preferencji, jak i sytuacji, w której inwestujemy. Pod wpływem różnych życiowych doświadczeń możemy stać się odważniejsi albo ostrożniejsi. Możemy też w pewnych okresach naszego życia oczekiwać szybkich zysków, a w innych nastawiać się na długotrwałe oszczędzanie.

Oczywiście nasz sposób inwestowania zależny też może być od ogólnej sytuacji na świecie i w Polsce. Inaczej buduje się portfel inwestycyjny podczas kryzysu, inaczej, kiedy gospodarka jest w fazie szybkiego rozwoju. Ogólnie zalecana jest większa ostrożność, jeśli mamy do czynienia z kryzysem, a bardziej agresywne inwestowanie, gdy gospodarka „idzie w górę”.
Nasz portfel jest więc tak naprawdę ciągle w budowie. Nigdy nie będzie zakończony raz na zawsze.


Najpierw musimy więc ustalić cel inwestowania. Czy zbieramy na przyszłoroczne wakacje lub zakup samochodu, czy też zaczynamy odkładać z myślą o powiększeniu emerytury. Fachowcy nazywają to horyzontem inwestycyjnym, mówiąc o horyzoncie krótkoterminowym (do jednego roku), średnioterminowym (kilka lat) i długoterminowym (dziesięć lat lub więcej). 
Drugie zasadnicze pytanie, na które sami sobie musimy odpowiedzieć, wiąże się z naszym temperamentem i charakterem. Jesteśmy ostrożni, czy też lubimy odrobinę ryzyka? Kiedy pójdziemy kupić udziały w funduszu inwestycyjnym, na pewno nas o to zapytają i zależnie od naszych preferencji pomogą zbudować nasz portfel. Ktoś, kto boi się ryzyka, może lokować nawet 90 procent oszczędności w uważanych za najbezpieczniejsze, choć potencjalnie najmniej zyskowne instrumenty rynku pieniężnego bądź obligacje. Ryzykant odwrotnie – nawet 90 procent może ulokować w akcjach.


Przegródki w portfelu


Czy można inwestować tak, żeby ryzyko było zerowe albo niemal zerowe? – Wszystkie formy inwestycji – obligacje skarbowe, obligacje przedsiębiorstw, fundusze inwestycyjne, akcje giełdowych spółek, nieruchomości, złoto, wina, znaczki czy dzieła sztuki – mają określony potencjał zysku, ale równocześnie wszystkie są obarczone mniejszym bądź większym ryzykiem – tłumaczy Jolanta Nowak z Union Investment TFI. – Dlatego lokując nasze środki, warto mieć na uwadze planowany czas inwestycji oraz szanse i ryzyka poszczególnych klas aktywów... Jednym z najbardziej niezawodnych sposobów ochrony naszego kapitału jest dywersyfikacja, czyli rozłożenie na kilka części całej kwoty, którą planujemy zainwestować. 
Dywersyfikację można porównać do przegródek w portfelu. Każda inwestycja jest obsługiwana z osobnej przegródki. Jeśli gdzieś więc stracimy, to zawsze możemy liczyć na zysk w innym miejscu. 
Ile tych przegródek powinno być?

Jak pisze Burton G. Malkiel w książce „Błądząc po Wall Street”, w USA uważa się, że optymalnie trzeba mieć udziały w około pięćdziesięciu spółkach. Nawet jeśli uznamy, że w Polsce, przy mniejszym rynku, wystarczy mniej spółek, to i tak warto wyciągnąć z tej informacji pewne wnioski. W internetowych poradnikach inwestowania na giełdzie znaleźć można często zachęty, żeby inwestować samodzielnie, bez pośrednika. Poradniki te tłumaczą, że przecież zasady są dość proste, wszystkiego można się nauczyć… Warto jednak zdać sobie sprawę, że jeżeli nasze inwestowanie ma być sensowne, musielibyśmy sami to wszystko kontrolować. Bo odpowiedzialne inwestowanie nie polega na kupieniu pakietu akcji jednej firmy i niecierpliwym czekaniu na zysk. Tymczasem nawet biegli w ekonomii drobni inwestorzy nie są zwykle w stanie lokować pieniędzy w więcej niż kilku spółkach.


Kupując udziały w funduszach inwestycyjnych, zapewniamy sobie opiekę ekspertów, którzy w naszym interesie będą dobierać dla nas odpowiednie przegródki w portfelu i przekładać pieniądze z jednej przegródki do drugiej. Pewną gwarancją naszego bezpieczeństwa jest to, że eksperci funduszu, w którym zdecydujemy się inwestować, jadą na tym samym wózku co my, to znaczy zależy im na naszym sukcesie inwestycyjnym. W żadnym wypadku nie opłaca im się potraktować nas niedbale.


To działa


Ryzyko, które podejmujemy, inwestując, specjaliści dzielą na specyficzne i systematyczne. Ryzyko specyficzne dotyczy inwestycji w konkretne spółki. Chodzi tu o kondycję firmy, jej otoczenie biznesowe, zagrożenia istniejące w branży, w jakiej ta firma działa. Ryzyko systematyczne związane jest natomiast z całym systemem, jakim jest rynek papierów wartościowych. Trzeba pamiętać, że podczas bessy na giełdzie idą przecież w dół nawet akcje dobrych spółek.
 Sposobem na zmniejszenie zarówno jednego, jak i drugiego rodzaju ryzyka jest właśnie dywersyfikacja. Aby zmniejszyć ryzyko specyficzne, inwestor dobiera do portfela spółki z różnych branż, prowadzące odmienne biznesy, działające w różnych regionach. Przed ryzykiem systematycznym trudniej się zabezpieczyć, ale i na to jest sposób, tzw. dywersyfikacja geograficzna. Polega ona na inwestowaniu nie tylko w spółki obecne na warszawskiej giełdzie, ale także w papiery zagraniczne.


– W przypadku inwestowania poprzez TFI część środków możemy ulokować w funduszach akcji na warszawskiej giełdzie, część na parkietach europejskich, a pozostałe na rynkach azjatyckich. Podobnie jest z obligacjami – możemy zdecydować, że chcemy rozproszyć naszą inwestycję na obligacje emitowane przez Skarb Państwa, przez rządy krajów na całym świecie, polskie samorządy oraz zagraniczne przedsiębiorstwa. Mnogość dostępnych rozwiązań powinna odpowiedzieć na potrzeby każdego inwestora – zapewnia Jolanta Nowak.


Warto przy tym podkreślić, że dywersyfikacja rzeczywiście działa i pozwala nam uniknąć wielu zagrożeń. – Przy odpowiednio zbudowanym portfelu inwestycyjnym sytuacja, w której spadki występują jednocześnie we wszystkich obszarach naszej inwestycji, jest bardzo rzadka, nawet jeśli mamy do czynienia z długotrwałym okresem spadków na giełdzie czy kryzysem finansowym. W każdej sytuacji rynkowej można znaleźć aktywa, które będą rosnąć, a gdy jest bardzo źle, to takie, które nie stracą lub stracą bardzo mało – dodaje Jolanta Nowak. 
– Dlatego fundusz inwestycyjny powinien być rozważany przez inwestorów zarówno indywidualnych, jaki i instytucjonalnych, jako istotny składnik portfela inwestycyjnego, ze względu na dywersyfikację oraz płynność inwestycji – podkreśla Jolanta Nowak.


Możliwość wpłat niskich kwot oraz szeroka oferta sprawiają, że fundusze są rozwiązaniem dostępnym dla większości inwestorów. 
Dywersyfikacja jest ważna, natomiast pamiętajmy, że tylko od nas zależy, na jaki rodzaj inwestycji się zdecydujemy i jak rozłożymy akcenty. W całym procesie najważniejsze jest to, abyśmy z naszą inwestycją czuli się komfortowo.

Materiał powstał przy współpracy 
z Union Investment TFI

TAGI: