Pedagogika bylejakości

Agata Puścikowska

GN 46/2015 |

Wcale nie dawno, dawno temu i wcale nie za górami, za lasami miała miejsce następująca sytuacja. Pewna kilkunastoletnia dziewczyna ze swoją mamą przed 1 września postanowiły odświeżyć garderobę.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Tak, by strój szkolny naprawdę strój szkolny przypominał. W tym celu zakupiły kilka białych prostych koszul, granatowy sweter, białą bluzę. Ostatecznie w szkole są „zasady” – tak przynajmniej mówiono, gdy dziewczyna składała podanie o przyjęcie. Szkoła w teorii wymaga schludnego, szkolnego stroju w trzech kolorach: białym, granatowym i niebieskim.

Minęły dwa miesiące nauki. Dziewczyna zaczęła się buntować. Dlaczego? Bo większość koleżanek i kolegów do szkoły ubiera się przedziwnie. Zasadniczo wytworzyły się dwa „ubraniowe” ugrupowania: dzieciaki ubrane w modne i drogie ciuchy oraz dzieciaki ubrane jak na boisko (ale w ciuchy równie drogie). Kolory dowolne.

Ostatnio rodzice dziewczynki zostali wezwani do szkoły. Powód? Dziewczyna przychodzi na lekcje nieodpowiednio ubrana. Nie tak jak inne dzieci (za grzecznie, za elegancko i będzie miała kompleksy). Otóż biała koszula i jeansy (!) zakrywające pośladki to strój zbyt elegancki w szkole. Na szczęście matka dziewczyny, osoba konkretna i odpowiedzialna, obdarzona zdrowym rozsądkiem, wytłumaczyła wychowawczyni, że za godny ubiór dziecka odpowiadają rodzice. I to rodzice decydują, czy dziecko będzie przychodzić na lekcje ubrane klasycznie, czy też jak na dyskotekę.

A szkoła powinna dbać o nawyki dzieci dotyczące szkolnego ubioru. Jeśli tego nie robi, nie oznacza to, że dzieci i rodzice powinni się podporządkowywać... brakowi porządku i ubraniowej demolce. Nie wolno „przyklepywać” bylejakości. Pewnie taki przypadek to jednak... przypadek. Pokazuje on wszelako niezbyt fajny trend: zamiast stawiać młodzieży wymagania (łatwe w realizacji), zamiast podnosić poprzeczkę, coraz częściej obniża się ją. Dlaczego? Bo „tak robią wszyscy”. Często używając jednocześnie argumentu: „by dziecko nie miało kompleksów, nie czuło się inne”. Pedagogika to czy raczej warsztaty płynięcia z prądem oraz dostosowywania się do tzw. wszystkich?

Wiem. To pedagogika bylejakości.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.