Zadbać 
o więź

publikacja 19.11.2015 06:00

O miłości małżeńskiej, w której odbija się miłość Boga, z o. Ksawerym Knotzem rozmawia Agata Puścikowska


O. Ksawery Knotz 
jest doktorem 
teologii pastoralnej, duszpasterzem małżeństw. Prowadzi także rekolekcje dla małżeństw
 Roman Koszowski /Foto Gość O. Ksawery Knotz 
jest doktorem 
teologii pastoralnej, duszpasterzem małżeństw. Prowadzi także rekolekcje dla małżeństw


Agata Puścikowska: Napisał Ojciec książkę o duchowości małżeńskiej… 


O. Ksawery Knotz: Starałem się, by o misterium, jakim jest miłość małżeńska w kontekście miłości Boskiej, napisać możliwie najprostszym językiem. Tak, by była przystępna dla wszystkich: teologów, księży, duszpasterzy, ale przede wszystkim dla małżonków. 


A mimo to nie jest prosto przebrnąć przez wszystkie wywody. Od miłości, również fizycznej, mężczyzny i kobiety do miłości Chrystusa względem Kościoła-Oblubienicy. To nawet się może wydawać nieco... niestosowne.


Jeśli „niestosowne”, to dlatego, że ten wątek Pisma Świętego jest nieznany i nie kojarzymy miłości Boga z miłością małżeńską. Kościół przez wiele wieków bał się mówić, że w miłości małżeńskiej, pełnej miłości, odbija się obecność Pana Boga. Bóg jest w niej realnie obecny. I dopiero Jan Paweł II to wyraźnie wyartykułował. Trójca Święta objawia się w małżeństwie, a Bóg stworzył małżeństwo na swój obraz. Jeśli się tej prawdy nie przyjmuje, nie postrzega z wiarą swojego małżeństwa, to miłość przeżywa się tylko po ludzku. Natomiast jeśli będziemy świadomi głębszej tajemnicy związanej z sakramentem małżeństwa w naszym życiu, odsłoni nam się głębsza rzeczywistość, związana właśnie z obecnością Pana Boga między małżonkami. 


Przepiękne. Ale kto aż tak postrzega sakrament małżeństwa?


Pewnie by się pani zdziwiła, jak wiele małżeństw szuka, próbuje odkryć i zrozumieć tajemnicę obecności Boga w swoim związku. Nawet po wielu latach małżeństwa. Dlatego zgłaszają się na rekolekcje, dlatego przyjeżdżają i pytają. Chcą na nowo zaprosić Jezusa do swojego małżeństwa. 


A przy okazji dowiedzieć się, „co wolno, a czego nie”?


Tak naprawdę jeśli odkryje się duchowość małżeńską, sens budowania więzi, i zrozumie się wartość ludzkiego ciała, niknie niepokój często obecny w tych pytaniach. Znając dobro, by wzrastać w miłości, także wyrażanej przez seksualność małżonków, nie potrzeba już pytań, „co jest grzechem, a co nie”. Piękno ludzkiej miłości jest wyzwalające i pochodzi wprost od Boga. Więc jeśli będziemy postrzegać je jako dar od Niego, wzajemny dar od siebie samych, wiele „technicznych” problemów przestanie istnieć. Małżonkowie poradzą sobie z nimi sami, bez terapeuty.


Zawsze?


Zawsze nie, bo na życie małżeńskie, również sferę erotyczną, ma wpływ wiele czynników. Choćby dzieciństwo i atmosfera domu rodzinnego, doświadczenia młodości i wiele innych. Natomiast małżonkom naprawdę pragnącym jedności między sobą i jedności w Bogu po prostu łatwiej pokonywać pewne trudności. I zwykle łatwiej przebiega ewentualna terapia.


Ciągle mówimy, również w kontekście synodu, o kryzysie rodziny. Jaka jest jego przyczyna?


Chociażby to, że zamiast „dbać o rodzinę, wspierać rodzinę”, powinno się realnie wspierać... małżeństwo! Chciałbym, aby przestano wciąż mówić o rodzinie (pojęcie szersze, które często się rozmywa), a zaczęto przejmować się małżeństwem. To małżeństwo potrzebuje uwagi, pomocy, formacji ciągłej. Jeśli zadbamy o męża i żonę, wcześniej narzeczonych, do tzw. kryzysu rodziny nie dojdzie, bo małżonkowie będą potrafili zadbać o siebie i dobrze wychować dzieci, przyszłość Kościoła. Jeśli ludzie generalnie nie znają Chrystusa, to trzeba zrobić wszystko, by na nowo weszli do Kościoła, z którym Chrystus jest nierozerwalnie związany. Wtedy, trwając w małżeństwie, odkryją nowe wymiary miłości. I jeśli będą blisko Chrystusa, wybór życia takiego, jaki Kościół proponuje, nie będzie wydawał się heroizmem. 


A może jednak zrozumienie obecności Boga w małżeństwie jest dla większości śmiertelników zbyt trudne? Stąd przeróżne kłopoty, odejścia, niewierności...


To jest tak samo trudne jak zobaczyć Boga w kapłanie, w ludziach chodzących do kościoła. Bez formacji nastawionej na odkrycie łaski sakramentu małżeństwa nikt sam z siebie nie będzie tak myślał. Pracuję z małżonkami i doświadczam, że odpowiednio poprowadzeni, w lot odczytują i rozumieją obecność Boga w ich miłości. Śmiem twierdzić, że lepiej to odczuwają niż kapłani. Po prostu w małżeństwie Bóg działa przez zmysły. Do męża Bóg chce przychodzić przez cielesność żony. Do żony – przez cielesność męża. A odejście, niewierności, przeróżne dramaty to najczęściej wynik braku więzi między małżonkami czy niedostatecznego dbania o więź. Jeśli mówimy o trosce o małżeństwo, na plan pierwszy właśnie powinna wypłynąć dbałość o więź. Małżonkowie potrzebują narzędzi, jak ją umacniać. Gdy w małżeństwie brak więzi, po krótkiej chwili namiętności, po paru latach, przychodzi zmęczenie i małżonkowie tracą sens wspólnego życia. 


Można być dobrym małżeństwem poza tzw. wspólnotami? Regularnie słyszę: „Musicie należeć do wspólnoty X, bo inaczej... 


...małżeństwo się rozsypie”. Problem polega na tym, że większość małżeństw katolickich zostaje na poziomie naturalnej wspólnoty, czyli opartej tylko na ludzkiej miłości. Aby się stały żywymi wspólnotami Kościoła, muszą w swojej małżeńskiej wspólnocie spotkać Jezusa, który jest gwarantem ich nierozerwalności. Tymi wspólnotami, małżeństwami właśnie, powinniśmy się zająć w pierwszym rzędzie. One są najważniejszymi wspólnotami w Kościele! Mają większą rangę niż inne wspólnoty! Tymczasem gdy mówimy o odnowie Kościoła przez wspólnoty religijne, nie myślimy w ogóle o małżeństwach i rodzinach. Jeszcze do nas nie dotarło, że to są wspólnoty Kościoła.


Gdy rozmawiamy, trwa w Rzymie synod o rodzinie. Echa dochodzące z Watykanu nieco niepokoją.


Też jestem zaniepokojony. Część ojców synodalnych nie zna nauki Kościoła o małżeństwie i rodzinie, jest także grupa mniejszościowa, ale za to wpływowa, która świadomie ją odrzuca. Niebezpieczne jest, że ma ona silną reprezentację wśród ekspertów synodu. Oni wiedzą, że zmiany w podejściu do małego Kościoła, czyli małżeństwa, są najprostszą drogą, aby doprowadzić do zmian w wielkim Kościele – odejść od katolickiego rozumienia sakramentów, etyki seksualnej, nawet prymatu papieża. Jeśli nie można tych zmian zrobić bezpośrednio, szuka się innych sposobów, by na przykład każdy episkopat mógł samodzielnie ustalać, czy można dopuścić do Eucharystii rozwiedzionych żyjących w powtórnych związkach. Innym sposobem jest próba przedefiniowania miłosierdzia, które ma oznaczać teraz tanią litość i daleko posuniętą tolerancję, przestając być nieskończoną miłością Boga, która zmieni serce największego grzesznika i uzdolni go do życia Ewangelią, o ile tylko ten grzesznik stanie skruszony przed Bogiem. Niektórzy ojcowie synodalni jakoś próbują ominąć nauczanie poprzednich papieży, aby zrobić wyłom, który umożliwi kolejne zmiany wywracające naukę Kościoła katolickiego. Kto wie, czy nie dojdzie do schizmy?


A jeśli dojdzie?


Po reformacji na soborze w Trydencie stało się jasne, że potrzebne są seminaria i formacja księży. Może po tym synodzie, niezależnie od jego wyników, pojawi się świadomość, że małżeństwa też potrzebują długiej i realnej formacji? Ale też kapłani muszą w końcu poznać podstawy duchowości małżeńskiej. Może odkryjemy, że nie tylko sakrament kapłaństwa, kapłani, buduje Kościół, ale że także małżeństwo, i że sakrament małżeństwa jest konieczny, aby powstała dojrzała wspólnota Kościoła.


Zrównuje Ojciec małżeństwo i kapłaństwo. Rzadkość.


Kościół nie może istnieć bez Chrystusa przychodzącego przez posługę kapłanów. Ale bez małżeństw też nie przetrwa. Przez małżeństwa Chrystus buduje Kościół rodzinny, bliski ludziom, kochający i płodny. Przyszłość Kościoła tkwi w odnowie dwóch sakramentów komunii, czyli budujących wspólnotę: małżeństwa i kapłaństwa. Ważne więc, by przypominać, jak ogromną rolę mogą odegrać w Kościele wspólnoty małżeńskie. Już na początku pierwsi ludzie, małżeństwo, Adam i Ewa – żyli razem, współżyli seksualnie, budowali więź. W ich miłości małżeńskiej Bóg był obecny, przenikał ich miłość. Jednak zgrzeszyli, utracili więc więź z Bogiem, ale i ze sobą. Kolejne pokolenia ludzi żyły już z piętnem grzechu pierworodnego. Jednak Bóg zapragnął odnowić świat, odnowić więź łączącą Go z ludźmi. Chciał, by kochali Boga tak jak dawniej. Wysłał więc na świat swojego Syna, Jezusa – jak nazywa go św. Paweł – nowego Adama. To ważne, bo pokazuje, że od Chrystusa rozpoczyna się nowa ludzkość. Przychodzi na świat nowy Adam i zmienia go. Do zmiany potrzebuje jednak drugiej Ewy, czyli oblubienicy – Kościoła (po polsku Kościół jest rodzaju męskiego, w innych językach – rodzaju żeńskiego). Jezus poślubia Kościół-Oblubienicę jak mężczyzna kobietę. Dba o swój Kościół jak mąż o żonę. Bóg chce się zjednoczyć najbardziej głęboko ze swoim ludem, tak jak małżonkowie jednoczą się ze sobą intymnie. Tu oczywiście trzeba myśleć abstrakcyjnie, przez analogię. Nie chodzi o dosłowność małżeństwa, lecz o głęboką treść, którą możemy odczytać właśnie dzięki obserwacji kochających się małżeństw. 


Poczułam brzemię odpowiedzialności...


I słusznie. Bo małżeństwa są odpowiedzialne za to, by pokazywać Jezusa. Ich misją jest pomoc w odkrywaniu miłości oblubieńczej, czyli daru miłości, którym Jezus obdarza Kościół. Małżonkowie są powołani do głębokiej jedności i miłości z Bogiem. Warto, by wszyscy małżonkowie wiedzieli, że przez sakrament, w każdej sferze swojego wspólnego życia, mogą jednoczyć się z Bogiem. 


Stąd nierozerwalność małżeństwa, której nikt z ludzi nie może podważyć…


Tak. Małżonkowie, którzy świadomie wchodzą w głęboką więź z Chrystusem, są jako wspólnota Kościoła nierozerwalnie z Nim złączeni. Nierozerwalność małżeństwa uczestniczy więc w nierozerwalnej więzi Chrystusa i Kościoła. Tej więzi człowiek nie jest w stanie rozdzielić. Sakrament to widzialny znak niewidzialnej łaski. Gdzie jest ta niewidzialna łaska w małżeństwie? W więzi tworzonej przez męża i żonę. W tej więzi Bóg jest obecny w niewidzialny sposób. A znak widzialny to każdy gest, wspólna praca, wychowywanie dzieci. Widzialnym znakiem łaski są też i ciała małżonków. W ciałach małżonków, ich zespoleniu, Chrystus również chce się objawić w widzialny sposób.


Czyli dochodzimy do seksu?


Dochodzimy do pełni sakramentu. Więzi emocjonalnej, duchowej i cielesnej. Właśnie takiej pełni dla małżonków pragnie Bóg.

TAGI: