Teraz możemy spokojnie zasnąć

kk

publikacja 18.11.2015 06:00

Nasi goście pytają nas, dlaczego to robimy. Odpowiedź jest prosta: „Chrystus zrobiłby tak samo” – mówi ks. Artur Godnarski

  – Teraz kościół rektoralny przy domu Wspólnoty św. Tymoteusza w Gubinie jest świątynią, do której przychodzą modlić się uchodźcy z Syrii Krzysztof Król /Foto Gość – Teraz kościół rektoralny przy domu Wspólnoty św. Tymoteusza w Gubinie jest świątynią, do której przychodzą modlić się uchodźcy z Syrii

Od kilkunastu dni w Gubinie mieszka syryjska rodzina – 55-letni architekt Fahed Jamal, jego 21-letnia córka Rita wraz z poślubionym trzy miesiące temu 23-letnim Eliaszem. Należą do Kościoła melchickiego czyli jednego z katolickich Kościołów wschodnich. Ich rodzinne miasto to Aleppo położone w północno-zachodniej Syrii, która dziś pogrążona jest w wojnie.

Modlitwa i coś jeszcze

Nasilający się konflikt w Syrii i prześladowanie chrześcijan to główne powody sprowadzenia trzyosobowej rodziny do Polski przez gubińską Wspólnotę św. Tymoteusza. Ale po kolei. – Jesteśmy zaprzyjaźnieni ze wspólnotą ojców franciszkanów w Kustodii Ziemi Świętej. To właśnie tam poznaliśmy franciszkańskiego kleryka Georgia, który jest synem Faheda. W ten sposób dowiedzieliśmy się o jego rodzinie w Syrii – tłumaczy Łukasz Glapiński ze Wspólnoty św. Tymoteusza, który koordynował przyjazd syryjskiej rodziny do Polski. – W lutym zmarła ich mama. Stracili też mieszkanie i musieli się przeprowadzić. Z powodu wojny cały czas żyli w strachu i nieustającym w napięciu. Trudno nam wyobrazić sobie to wszystko. W pierwszą niedzielę po przyjeździe mogli wreszcie poczuć się bezpiecznie w kościele, czego nie mogą powiedzieć ich rodacy. Tego samego dnia w Aleppo na ich kościół spadły bomby. Na szczęście nikt nie zginął – dodaje.

Pomysł sprowadzenia do Polski rodziny z Syrii pojawił się podczas tegorocznego Przystanku Jezus, którego głównym hasłem były słowa: „Nic nas nie oddzieli od miłości Jezusa”. Te słowa miały szczególnie przypominać o jedności z chrześcijanami prześladowanymi za wiarę w różnych zakątkach świata. – Chcieliśmy zrobić coś jeszcze, poza modlitwą, dla ludzi w ogarniętej wojną Syrii – wyjaśnia ks. Artur Godnarski, przełożony Wspólnoty św. Tymoteusza. – Przedstawiliśmy im naszą propozycję. Gdy się zdecydowali, rozpoczęliśmy całą procedurę związaną z mnóstwem formalności. Najpierw wysłaliśmy zaproszenie do polskiej ambasady w Libanie, bo musieli uciec najpierw do Bejrutu i dopiero stąd do Polski – dodaje Łukasz Glapiński.

Św. Jan Paweł II czuwał

W drodze do Polski nie obyło się bez przeszkód i to już niemal na samym początku. – Z Aleppo uciekli do Damaszku, a potem do Bejrutu do polskiej ambasady. Stamtąd mieli polecieć do Paryża, a potem do Warszawy. Niestety – w Bejrucie nie wpuszczono ich na pokład samolotu. Prawdopodobnie z tego z tego względu, że mieli zaproszenie tylko do Polski, a nie do całej strefy Schengen – wyjaśnia Łukasz. Na szczęście z pomocą znów przyszli franciszkanie, którzy kupili im bilet do Stambułu, skąd odlecieli do Warszawy. – Wylądowali w Polsce dokładnie we wspomnienie św. Jana Pawła II. To było dla nas znakiem, że on nad tym wszystkim czuwał. Dotarli do nas po trzech dniach podróży i byli wycieńczeni – kontynuuje.

W całą akcję było zaangażowanych wiele osób. Kilka z nich zadeklarowało pomoc finansową uchodźcom. Rodzina Jamal mieszka w wynajętym przez wspólnotę mieszkaniu. – Zależało nam na tym, aby mieli z jednej strony poczucie prywatności i intymności, a z drugiej – oparcie i pomoc w razie, gdyby coś się działo. Udało się też znaleźć dla nich pracę, którą ze względów proceduralnych najszybciej będą mogli podjąć za sześć miesięcy. Bardzo zależy nam na tym, aby szanować ich poczucie godności. Aby mogli zjeść chleb zapracowany własnymi rękoma – wyjaśnia Łukasz.

Tańczyliśmy z radości

Goście posiadają status uchodźcy humanitarnego i deklarują chęć powrotu do swojego kraju, gdy tylko będzie to możliwe. – Syria to nasza ojczyzna. Z Aleppo mamy wiele pięknych wspomnień, mamy też marzenia na przyszłość. Chcielibyśmy tam wrócić, ale wiemy, że teraz to nie jest możliwe – zauważa Eliasz. – Byliśmy tam szczęśliwi, ale wszystko zmieniła wojna. Żyliśmy nadzieją, że wszystko się zmieni i rząd zlikwiduje terrorystów. Ale mija kolejny rok i nic nie zmienia się, więc zaczęliśmy myśleć o wyjeździe. Nawet podczas naszego ślubu trzy miesiące temu słyszeliśmy strzały – dodaje.

Strzały i wybuchy to w Aleppo codzienność. – Codziennie słyszeliśmy o czyjejś śmierci. Wystarczyło wyjść po zakupy albo pójść do kościoła, by już nie wrócić. Sam wiele razy wiedziałem ciała dzieci i młodych kobiet – wspomina Eliasz. – Cały czas śledzimy sytuację w naszym mieście. Terroryści pozamykali wiele dróg, nawet tych którymi dostarczano żywność. Każdego, kto ucieka z Aleppo, zabijają. Nam się udało w ostatniej chwili – dodaje.

Syryjczycy nie kryją radości z faktu zaproszenia. – Jak dostaliśmy telefon z Polski z informacją o zaproszeniu to zaczęliśmy tańczyć z radości. Tu nareszcie czujemy się bezpieczni. Możemy spokojnie zasnąć i nie bać się bombardowania. Dziękujemy wszystkim za wielkie serce. Brakuje słów, aby wypowiedzieć naszą wdzięczność – mówią wzruszeni.

TAGI: