Widziałam, jak się do mnie śmiała

Agnieszka Napiórkowska


publikacja 05.12.2015 06:00

– W ostatnim czasie pochowałam sześć bliskich mi osób. Był czas, że było mi bardzo ciężko. W sercu miałam wielką wyrwę. Dziś wiem, 
że Bóg to miejsce przygotował dla siebie. Teraz bardzo Go kocham, a ludziom, 
którzy pomogli mi pożegnać się z żałobą, bardzo dziękuję – mówi Nina.


W żyrardowskiej parafii księży salezjanów odbyły się rekolekcje dla osób cierpiących po stracie bliskich Agnieszka Napiórkowska /Foto Gość W żyrardowskiej parafii księży salezjanów odbyły się rekolekcje dla osób cierpiących po stracie bliskich

Nieczęsto zdarza się, by na jednej Eucharystii, spotkaniu czy modlitwie gromadziło się tak wiele osób, które w swoich sercach noszą ból straty, umierania, tęsknoty. Tak było przez 4 dni w salezjańskiej parafii św.św. Cyryla i Metodego w Żyrardowie, gdzie po raz drugi odbyły się rekolekcje dla osób cierpiących po stracie bliskich. Uczestniczyli w nich zarówno żyrardowianie w żałobie, jak i rozwiedzeni małżonkowie oraz porzucone dzieci.


Doświadczenie straty


Podobnie, jak w roku ubiegłym, tak i teraz organizatorami 4-dniowych rekolekcji były Stowarzyszenie „Nieść Ulgę w Cierpieniu” im. Ojca Pio i Matki Teresy oraz wspólnota Odnowy w Duchu Świętym „Siloe”.

Pomysł zorganizowania rekolekcji zrodził się w sercu Ewy Lenkiewicz, lekarki pracującej w hospicjum domowym i ordynator oddziału paliatywnego w żyrardowskim szpitalu, liderki wspólnoty „Siloe”. 
– Od ponad 10 lat stykam się ze śmiercią. Myśl zorganizowania tych rekolekcji przyszła znienacka, od Ducha Świętego – mówi E. Lenkiewicz. – Najpierw powstało hospicjum. Potem zainicjowaliśmy Msze św. za zmarłych pacjentów. Widzieliśmy podczas nabożeństw smutne i cierpiące osoby w żałobie, które szukały pocieszenia. Wtedy uświadomiliśmy sobie, że one potrzebują naszego wsparcia, pomocy, że im też trzeba dać pokarm. Wiedzieliśmy, że najlepszym pocieszycielem jest Pan Bóg. Stąd pomysł na rekolekcje. Zaprosiliśmy na nie nie tylko osoby w żałobie, ale także wszystkich, który doświadczyli jakiegoś odrzucenia, porzucenia, straty – tłumaczy pani Ewa.


By łatwiej było otwierać się na działanie łaski Bożej, każdy dzień miał swoje hasło przewodnie. W pierwszym było nim pytanie Jezusa: „Co chcesz, abym ci uczynił?”. W kolejnych: „Bóg ciebie kocha”, „Bóg chce cię uzdrowić”, „Bóg chce dać ci życie w obfitości”. W programie skupienia znalazły się: dwie Eucharystie, adoracja Najświętszego Sakramentu, konferencje, świadectwa, grupki dzielenia, a także gesty i zadania ułatwiające rozstanie z żałobą, otwierające na przebaczenie. Uczestnicy pisali listy, zapalali znicze, stawali pod krzyżem, przynosili do ołtarza serca z własnym imieniem, będące symbolem oddania się Jezusowi. Program był przejrzysty i jasny, tak, by każdy mógł się odnaleźć i wyrazić swój stan.


Nucone zaufanie


Przez 4 dni salezjańska parafia stała się jakby korytarzem, z którego widać było drzwi do nieba. W Eucharystiach, adoracji i spotkaniach uczestniczyły także... osoby zmarłe, których fotografie przynieśli żałobnicy. Nie tylko modlono się za nie, ale także nieustannie wzywano ich wstawiennictwa. Ich obecność z jednej strony wyciszała, a z drugiej – przypominała prawdziwy sens ludzkiego życia, które rozpoczyna się... za drzwiami. 
– W pierwszym momencie, kiedy na zdjęciach zobaczyłam twarze tych osób, zapragnęłam zobaczyć tam także uśmiechniętą twarz swojej siostry, która zmarła dwa miesiące temu – mówi Ewa Paluch. – Dostałam wsparcie od grupy, z którą się spotykałam, i której opowiadałam o swoim bólu i rozpaczy po stracie Krysi. Ważnym momentem było pisanie do niej listu i przyniesienie serca do ołtarza. Ona zawsze prosiła nas, byśmy się razem modlili. Gdy już nie mogła mówić, nuciła: „Jezu, ufam Tobie”. Teraz ja robię to za nią i za siebie. Na Mszy kończącej rekolekcje widziałam, jak się do mnie śmiała – dodaje pani Ewa.


Rekolekcje były ważnym czasem także dla Agnieszki Szklarczyk, która podczas świadectwa wyznała, że przyszła tu ze swoim dziadkiem zmarłym miesiąc temu. – On był moim pomocnikiem i przyjacielem. Udzielił mi wielu nauk. Ostatnią była zgoda na cierpienie. Kiedy odszedł, w moim sercu pojawił się strach, jak mam żyć bez niego. Będąc tu, zrozumiałam, że nie był mi dany na zawsze, ale tylko na 30 lat. Zamiast rozpaczać, pożegnałam się z nim i podziękowałam za jego życie – mówi pani Agnieszka.


Świadectwa uczestników i ich liczba podczas spotkań potwierdziły, że pomysł był strzałem w dziesiątkę. Po wysłuchaniu kolejnych wyznań Mieczysławy, Ireny, Niny, Ewy, Agaty, Elżbiety, Jadwigi czy Władzi, jasne się stało, że był to czas wielkiej łaski, uwolnienia i osobistego spotkania z Panem Bogiem. Świadczące o tym kobiety opowiadały o zmarłych mężach, ojcach, braciach, ale także o swoich odejściach, zranieniach zadanych w dzieciństwie i porzuceniach Boga. Niektóre z nich dzieliły się małymi sukcesami, jakie odniosły podczas rekolekcji.
 Tak było choćby w przypadku Mirki, której tata zmarł 3 tygodnie temu. Ostatniego dnia rekolekcji poszła na cmentarz. I – co dla niej ważne – stojąc nad grobem ojca, już nie płakała. – Dziś rozpakowałam także torbę taty, którą przywiozłam po jego odejściu ze szpitala. Wielką pomocą, jaką tu uzyskałam, były słowa, które usłyszałam podczas modlitwy wstawienniczej – że mój tata stoi przede mną i dziękuje mi za serce. Teraz już wiem, że on jest obok Jezusa. Patrząc na moje łzy, bardzo by się martwił. Byłam, jestem jego ukochaną córeczką. Modląc się, dostałam spokój – świadczyła Mirka.


Wielka tajemnica


Cztery dni modlitwy, spotkań, rozmów były ważne nie tylko dla uczestników, ale także dla animatorów. Nie brakowało wśród nich osób, które w swoim życiu otarły się o śmierć, i które z autopsji wiedzą, czym są żałoba i tęsknota.
– Rok temu przeżyłam śmierć taty. Na własnej skórze doświadczyłam, co się wtedy czuje i jak się to przeżywa – mówi E. Lenkiewicz. – Były to dla mnie trudne chwile, mimo że jako lekarz często spotykam się ze śmiercią. Po tylu latach pracy nie oswoiłam się z nią. Ciągle mnie porusza. Nieraz płaczę z rodzinami. Będąc przy konających, mam wrażenie, że uczestniczę w wielkiej tajemnicy, której nie rozumiem. Wiem natomiast, że to wielka łaska. Dzięki temu, że jestem zaangażowana w Odnowę w Duchu Świętym, mogę do człowieka podchodzić nie tylko medycznie, ale i w duchowy sposób – wyznaje pani Ewa.


Osobom borykającym się ze stratą posługiwała także Wiola Biała, która 12 lat temu była chora na raka i została uzdrowiona przez Jezusa. – Sama otarłam się o śmierć, dlatego widzę olbrzymią potrzebę pomocy, wsparcia oraz dania nadziei tym, dla których życie straciło sens. Posługując, wiem, że my jesteśmy jedynie tymi, którzy przyprowadzają do Jezusa. On, tylko i wyłącznie On, może uzdrowić zbolałe serca osób po stracie. Czas rekolekcji był czasem walki duchowej o każdą duszę. Czuliśmy, że podczas niej mieliśmy ogromną modlitwę osłonową naszych bliskich zmarłych. Jezus zwyciężył już w wielu sercach, o czym świadczą świadectwa. A u niektórych zaczął się proces uzdrawiania. Wobec straty, bólu, cierpienia jesteśmy bezradni, dlatego powtórzę: tylko Jezus może utulić ten ból istnienia i zaleczyć wyrwę w sercu. My jesteśmy przedłużeniem Jego rąk. Jedyne, co możemy zrobić, to wysłuchać i zanosić te osoby przed Boży tron, wierząc, że każda modlitwa jest wysłuchana. Trzeba tylko Mu zaufać. Ja, kiedy dowiedziałam się od lekarzy, że nie mam szans na przeżycie, podjęłam decyzję oddania życia Jezusowi. Wtedy nastąpiło uzdrowienie serca i przestałam się bać śmierci. Od jakiegoś czasu modliłam się o pragnienie królestwa Bożego. I tę łaskę otrzymałam. Dziś czekam dnia, kiedy spotkam się z Bogiem, moim najdroższym Przyjacielem – wyznała Wiola.


Jak zapewniają organizatorzy, druga edycja rekolekcji nie będzie ostatnia. Następna w Żyrardowie za rok. Jeśli jakaś parafia chciałaby podobne rekolekcje przeprowadzić u siebie, wystarczy skontaktować się z organizatorami, którzy zapewniają, że istnieje możliwość zorganizowania ich w dowolnym miejscu diecezji łowickiej.

TAGI: