Mamy mają pomysły

Agata Puścikowska

publikacja 02.01.2016 06:00

Pracowały w dużych firmach, zbyt wiele godzin dziennie. Urodziły dzieci. Stworzyły własny biznes. Mamy przedsiębiorcze mamy!

Kasia Kok w swojej pracowni Metaflora: – Kocham tę pracę! jakub szymczuk /foto gość Kasia Kok w swojej pracowni Metaflora: – Kocham tę pracę!

Ten schemat jest do złudzenia podobny: młoda kobieta kończy dobre studia, otrzymuje wymarzoną pracę. Pracuje, pracuje, pracuje. I wydawać by się mogło, że zdobywanie zawodowych sukcesów to najważniejszy jej cel i największy życiowy sukces. Aż w końcu… Wychodzi za mąż, rodzi dzieci i okazuje się, że największą radością świata jest pierwszy ząbek czy dziecięcy rysunek przedstawiający dinozaura. Po jakimś czasie, gdy dzieci nieco podrastają, wraca chęć działania poza domem. Aktywność zawodowa pociąga, a i ambicje stworzenia czegoś „własnego” na sensownych warunkach nie dają o sobie zapomnieć. I tak oto młode mamy zaczynają działać. A pomysłów mają wiele, jak to mamy – kobiety wszechstronne. Dziergają, malują, tworzą biżuterię. Zakładają firmy produkujące zabawki, ozdoby czy też…

Kaśka, co już latać nie chciała

…z pracownicy korpo przebranżawiają się w szczęśliwą florystkę, która wykonuje bajkowe bukiety na bajkowe śluby. Jak Kaśka Kok, mama dwojga dzieci. – Przed urodzeniem Agatki i Bazylego pracowałam w dużej firmie, która zajmowała się obsługą ogromnego lotniska. Praca zmianowa, czasem od 5 rano. Taki tryb trudno pogodzić z życiem rodzinnym, nie mówiąc już o wychowywaniu dzieci – opowiada pani Kasia. – Jedynym plusem była możliwość tanich podróży samolotem, więc z mężem korzystaliśmy i często lataliśmy po świecie. Po urodzeniu Agaty wszystko się zmieniło. – Już nie chciałam wracać do firmy. Potem zresztą urodził się Bazyli, więc tam nie wróciłam. Chciałam poświęcić się dzieciom całkowicie: wychowywać je bez pomocy niań, sama decydować i brać za nie odpowiedzialność.

Dzieci podrosły. Kaśce do korporacji się nie spieszyło (tym bardziej że zaproponowano jej mniej ambitne stanowisko oraz mniejsze zarobki), ale zaczęła myśleć o własnej działalności. – Miałam pomysł, żeby założyć przedszkole – nie udało się. Ale się nie poddawałam. Rejestracja w urzędzie pracy, jakiś kurs przedsiębiorczości, jakieś pomysły, w końcu wniosek o dotację. Udało się! Wraz ze znajomą mamą Olą założyłyśmy pracownię florystyczną. Jestem z wykształcenia ogrodnikiem po SGGW ze specjalizacją ochrona roślin. Ola jest politologiem, ale z powołania artystką. Dałyśmy radę.

Panie działają dwutorowo: organizują szkolenia dla przyszłych florystów, zarówno zawodowe, jak i hobbystyczne. Ale organizują też szkolenia z techniki decoupage oraz biżuteryjne. Jednocześnie przygotowują zupełnie wyjątkowe – bo nowoczesne i dość awangardowe – dekoracje na śluby, wesela, święta… – Pracujemy na zlecenia. Czasem raz w tygodniu, czasem 2–3 dni, innym razem non stop cały tydzień. Oczywiście, trzeba walczyć o zlecenia, a i pieniądze nie zawsze są zadowalające. Ale… dzieci mają opiekę, a ja mam dla nich czas. W dodatku bardzo lubię swoją pracę – opowiada pani Kasia. – Na kursach, które prowadzimy, poznajemy wiele matek, które często w siebie nie wierzą. Uczymy je, a potem one działają i tworzą, rozwijają się. I też są szczęśliwe, choć – tak jak ja – często bardzo zmęczone.

Szumisie z matczynej potrzeby

Każda mama wie, że gdy rodzi się dziecko, niemal od razu, wraz z bobasem, zyskuje się tysiąc nowych umiejętności. Fryzjera, czasem krawcowej, dietetyka, rysownika czy… projektanta zabawek. Tak było z panią Anną Skórzyńską, która stworzyła szumisie, czyli szumiące maskotki. – Jak tysiące rodziców na świecie musieliśmy z mężem nasze maluchy usypiać przy dźwiękach suszarki do włosów. Taki bucząco-szumiący dźwięk wyciszał córkę i syna. Ale ile można stać nad łóżeczkiem z suszarką w ręce? – śmieje się pani Anna. – Kiedyś, gdy tak usypiałam dziecko, pomyślałam: a gdyby dźwięk suszarki, czyli tzw. biały szum, przenieść do bezpiecznej maskotki? I dziecko byłoby szczęśliwe, i rodzice!

Białe szumy to dźwięki, które zbudowane są z wszelkich możliwych częstotliwości. Podobnie brzmi padający deszcz, wodospad, czyli dźwięki natury. I podobnie brzmi… wnętrze maminego brzucha, gdy dziecko jest jeszcze pod sercem. – Gdy dzieci się rodzą, pamiętają tylko tamten dźwięk. Inne bodźce im przeszkadzają, więc płaczą. Często wystarczy przypomnieć dziecku znajomy, bezpieczny szum, by ukojony maluch wyciszył się i spokojnie zasnął – opowiada pani Anna.

Najpierw powstał pomysł pani Ani, potem wykonanie: projekt zabawki, prototyp. – Razem z koleżanką, która została moją wspólniczką, musiałyśmy nauczyć się prowadzenia firmy, przebrnąć przez zawiłości techniczne konstruowania szumiącego misia. Szukałyśmy dostawców, stawałyśmy się (coraz twardszymi) negocjatorkami. To była absolutna nowość, bo nigdy nie zajmowałam się produkcją. Przed urodzeniem dzieci byłam dziennikarzem. Ale udało się!

Mechanizm szumisia robiony jest w Polsce, stąd pochodzi też bardzo dobrej jakości materiał. I zabawki (oraz kocyki z szumiącym mechanizmem) szyte są w kraju. Czysty szumisiowy patriotyzm. – Ta praca to wielka radość, bo nasi klienci są zadowoleni. Piszą do nas, dziękują, wysyłają zdjęcia uśmiechniętych maluchów i naszych zabawek. Pomagamy też najmniejszym: wolontariacko przekazujemy nasze szumisie wcześniakom na oddziałach noworodkowych. Okazuje się, że zabawki doskonale się sprawdzają jako przytulanki, uspokajacze najmniejszych dzieciaczków. Położne i lekarze akceptują je, widząc pozytywne działanie.

Szumisie z Polski pomagają też w leczeniu dzieci chorych na autyzm w jednym z ośrodków rehabilitacyjnych w Czechach. Z dobrym skutkiem. – Być może też, na co wskazują badania, białe szumy działają relaksacyjnie i na zestresowanych dorosłych. Może i dla starszych coś wymyślimy?

Mama musi zdążyć

Kto wychowuje dzieci, szczególnie kilkoro, ten wie, że od właściwej organizacji czasu zależy wszystko. A przynajmniej sensowne funkcjonowanie rodziny. Z potrzeby organizacji każdego dnia powstało więc kolejne matczyne dzieło: MaMy Kalendarz.

Agnieszka Trawczyńska w 2012 r. miała troję małych dzieci i nie chciała wracać do pracy. Z zawodu jest socjologiem. – Przybywało dzieci, przybywało i obowiązków. W dodatku dzień musiał być bardzo dobrze zaplanowany, żeby ze wszystkim zdążyć, dojechać na czas, przywieźć, załatwić itd. Każda mama wie, o czym mówię. Notowałam wszystkie plany, rozpisywałam każdy dzień, by sobie poradzić – wspomina pani Agnieszka.

W wolnych chwilach spotykała się z koleżankami – innymi mamami. Rozmawiały o tym, że po urlopie macierzyńskim trudno wrócić do aktywności zawodowej. Część kobiet boi się, inne nie chcą pracować na dotychczasowych warunkach (czyli od rana do wieczora). Padały nieśmiałe plany: może warto założyć własną firmę. Tylko jaką? – Wymyśliłam to, co było bardzo mnie samej potrzebne: specyficzny planer, kalendarz, którzy ułatwiałby nie tylko mamom, ale i całej rodzinie sensowne funkcjonowanie. Moja koleżanka graficzka (również mama) pięknie go zaprojektowała. Zarejestrowałyśmy domenę internetową poświeconą kalendarzowi, stworzyłyśmy prototypy, znajome rodziny je testowały. A że jestem socjologiem – wykonałam ankiety przydatności produktu. I opatentowałyśmy nasz wynalazek!

Nazwa MaMy Kalendarz nie oznacza jednak, że tylko mamy mają się dziećmi i domowymi sprawami zajmować. Przeciwnie: planer jest przeznaczony dla wszystkich członków rodziny. Ma wisieć w miejscu dostępnym dla wszystkich domowników, a każdy członek rodziny ma w nim swoje miejsce. Na jednej karcie widać przejrzyście cały tydzień (nawet sporej) rodziny, z podziałem na rubryki. Jest miejsce na mamę, tatę i dzieci. Co do dnia i godziny, dzięki naklejkom – przypominajkom, wiadomo, kto ma dziś pianino, kto dentystę, a kto musi posprzątać pokój.

Pani Agnieszka zapewnia, że warto działać. Z dwustu kalendarzy rocznie na początku działalności sprzedaż wzrosła do kilku tysięcy. A liczba zadowolonych klientek stale rośnie. – Po stworzeniu kalendarza urodziłam kolejne dziecko. Radzę sobie z pomocą wspólniczki. Ważna uwaga: często jedna kobieta, jedna mama, nie wierzy w siebie i trudno jej przełamać się, by rozpocząć działalność. Wtedy warto znaleźć inną mamę, która nas wesprze pomysłem, radą, energią. We dwie jest raźniej. My, mamy, naprawdę mamy dobre pomysły. Nie bójmy się ich realizować.

TAGI: