Gimnazja albo życie

Piotr Legutko

GN 50/2015 |

publikacja 07.01.2016 06:00

Do zmiany struktury szkolnej warto się przymierzyć. Ale inaczej, niż to się działo za poprzednich rządów III RP.

Co dalej z gimnazjami?  Jak przeprowadzać reformy w oświacie, by nie odbiło się to negatywnie na edukacji? ks. Rafał Starkowicz /Foto Gość Co dalej z gimnazjami? Jak przeprowadzać reformy w oświacie, by nie odbiło się to negatywnie na edukacji?

Gimnazja stały się w Polsce kolejnym polem bitwy politycznej. Nie dziś, już dawno temu. Z jednej strony szkoły te obciążano odpowiedzialnością za upadek poziomu kształcenia ogólnego w Polsce, z drugiej – próbowano budować z nich pomnik edukacyjnego sukcesu. Mało skutecznie, skoro w języku polskim pojawiło się złośliwe określenie „gimbaza”, odnoszące się raczej do osób kiepsko wyedukowanych, ślepo podążających za modą i popkulturą. Niewiele dały entuzjastyczne prezentacje kolejnych badań OECD, pokazujące wzrost umiejętności polskich nastolatków, ani wypowiedzi urzędników państwowych, że absolwenci gimnazjów nie daliby się nabrać na piramidy finansowe w rodzaju Amber Gold. Większość Polaków jest innego zdania i we wszystkich badaniach opinii opowiada się za likwidacją gimnazjów. Co ciekawe, domagają się tego także ci, którzy sami gimnazja kończyli. U osób między 18. a 24. rokiem życia odsetek ten wynosi 56 proc. Sprawa ma jednak charakter bardziej manifestacji pewnych poglądów niż rzetelnej oceny tych szkół. W programie wyborczym PiS chodziło o odejście od poszatkowanego i niewydolnego wychowawczo modelu kształcenia, dla PO zaś gimnazja były żywym dowodem na słuszną linię partii awansu cywilizacyjnego. Dlatego odchodząca minister J. Kluzik-Rostkowska z emfazą zadeklarowała chęć oddania życia w obronie gimnazjów.

Sukces jest, ale na wsi

Sama formuła tych szkół ma więcej wad niż zalet. Przede wszystkim każda zmiana środowiska jest dla młodego człowieka trudna, a w okresie dojrzewania owocuje problemami wychowawczymi. Trzy lata to też za mało, by szkoła mogła odcisnąć na dziecku swoje piętno. Pierwszy rok poświęca się aklimatyzacji, trzeci – przygotowaniu do testów końcowych. Ale są miejsca, gdzie gimnazja się sprawdziły, głównie na wsiach i w małych miejscowościach. Mało kto pamięta, że minister M. Handke wprowadził je do systemu głównie z myślą o wyrównaniu szans dzieciom na prowincji. Gimnazja w wiejskich gminach miały być szkołami poprawiającymi szanse edukacyjne – i to się generalnie udało. Tam, gdzie było kilka słabo wyposażonych podstawówek, na bazie tej najlepszej tworzono gimnazjum. – Kilka lat temu badałem gimnazja w 21 gminach małopolskich i okazało się, że faktycznie miały one dobre wyniki, wcale nie odbiegające od tych w miastach – mówi Jerzy Lackowski, wieloletni kurator oświaty, dziś szef Studium Pedagogicznego UJ. Do tego, by osiągnąć skok jakościowy w badaniach PISA, wystarczył z kolei sam fakt, że cała populacja piętnastolatków kontynuowała kształcenie ogólne w trzeciej klasie gimnazjum. (Wcześniej średnio co trzeci uczeń szedł już w tym wieku do zawodówki). Założenie było też takie, że gimnazja miały być „sprzęgnięte” ze szkołami średnimi i podciągać aspiracje nastolatków. Inna sprawa, że odbyło się to kosztem poważnego kryzysu kształcenia zawodowego.

Cel – odrodzić licea

Hasło „likwidacji gimnazjum” jest pewnym skrótem, hasłem wyborczym. Z wypowiedzi polityków PiS wynika, że uzdrowienia wymaga cały ciąg kształcenia. Problemy są zarówno w szkole podstawowej, jak i średniej. Głównie tam. Można wręcz zaryzykować tezę, że pomysł wygaszania gimnazjów pojawił się jako niezbędny środek do uzdrowienia… liceów.

– Trzeba odbudować zdemolowany system kształcenia ogólnego, który jest zinfantylizowany i powierzchowny. W szkole średniej trwa on właściwie tylko rok, w drugiej klasie już następuje specjalizacja, trzecia jest przygotowaniem do matury. A potem uczelnie techniczne i tak muszą na pierwszym roku uruchamiać kursy wyrównawcze z matematyki – ocenia J. Lackowski. Postulaty przywrócenia pełnego, czteroletniego kursu szkoły średniej nie są nowe. Mocno podnosili je od lat nauczyciele historii, ale także przedmiotów ścisłych. Sęk w tym, że nie da się wydłużyć liceum (technikum) bez naruszenia obecnej struktury. A to już operacja na całym systemie, powoduje bowiem także powrót do ośmioklasowej szkoły podstawowej. – Nie da się jednak tak po prostu, z dnia na dzień, wrócić do sytuacji sprzed 1999 roku, mamy zupełnie inną podstawę programową, inne podręczniki, wymagania, inny kontekst społeczny – wylicza dyrektor SP UJ. W opinii J. Lackowskiego nie powinno się mówić o prostej operacji odgórnego „wygaszania” gimnazjum, ale raczej o skomplikowanej reformie, dla której trzeba zjednać nauczycieli, rodziców i środowiska akademickie.

Nie tylko struktura

Same gimnazja – jak wszystkie szkoły – są różne: i świetne, i fatalne. Na pewno trzeba zadbać, by nie zaprzepaścić szesnastoletniego dorobku tych pierwszych. Na przykład 207 katolickich gimnazjów stanowiących prawdziwą szkolną elitę. – Mamy bardzo dobre wyniki i zero problemów wychowawczych, znakomite zespoły pedagogów i wzorową współpracę z rodzicami – zapewnia siostra Maksymiliana Wojnar z Rady Szkół Katolickich. I nie są to pochwały na wyrost, o czym świadczą coraz częstsze przypadki przekazywania przez samorządy zgromadzeniom zakonnym do prowadzenia najtrudniejszych placówek w celu ich „uzdrowienia”. Przykład szkół katolickich pokazuje, jak wiele zależy nie od struktury, ale od nauczyciela, od modelu wychowawczego i konsekwencji w pracy z młodzieżą. Zdaniem większości ekspertów zajmujących się oświatą proces tak poważnej zmiany sieci szkolnej powinien być poprzedzony jej dogłębną analizą. Oszacowaniem zysków i strat na wielu poziomach. I nie chodzi tylko o koszty samej operacji logistycznej. Złą tradycją III RP jest permanentny chaos, ciągłe zmiany, niepewność tego, co będzie dalej niż za rok czy dwa lata. Kolejne ekipy polityków mają swój pomysł na oświatę i nie wahają się go wprowadzać od razu, na całej populacji i w całym kraju, bez pilotaży, odpowiednio szerokich konsultacji, nie mówiąc już o akceptacji aktualnej opozycji. Tymczasem zmiana struktury szkolnej ma konsekwencje daleko wykraczające poza jedną kadencję; są one liczone na dekady. Doświadczenie płynące z arogancji poprzedniej władzy, która obniżenie wieku obowiązku szkolnego wprowadziła, nie bacząc na protesty rodziców, i cena, jaką trzeba dziś ponosić za „odkręcanie” tamtej reformy, powinny nowej władzy dać do myślenia.

Mniej biurokracji, więcej informacji

Oczekiwanie dobrej zmiany, także w oświacie, jest ogromne i są na to liczne dowody (nie tylko wynik ostatnich wyborów). Nie dotyczy ono jednak tylko jednego wycinka, czyli gimnazjów, ale całego systemu. Na pewno trzeba zacząć od porządnego audytu dotyczącego kształcenia na wszystkich poziomach i we wszystkich wymiarach. Po nim niektóre decyzje mogą być szybkie i zdecydowane. Zaczynając od nauczycieli, można (i trzeba) zablokować uzyskiwanie uprawnień pedagogicznych poza uczelniami w ramach dziwnych kursów kwalifikacyjnych, nad którymi nikt nie panuje. Nie mają też prawdopodobnie racji bytu regionalne ośrodki kształcenia nauczycieli przy tak rozbudowanej sieci uczelni wyższych. Zmiany wymaga system oceny jakości pracy szkół. Poprzednia ekipa wprowadziła model niesłychanie zbiurokratyzowany, a w dodatku niewiele mówiący o pracy szkoły (co potwierdził m.in. raport NIK). Zmarnowano ogromne pieniądze, by stworzyć narzędzia, z których nie ma pożytku. Za to w miastach już tylko 75 proc. z budżetu płacowego oświaty trafia bezpośrednio do nauczycieli (standardy dobrego zarządzania zakładają 90 proc.). Porządny audyt systemu powinien oczywiście dotyczyć jakości podstawy programowej na wszystkich poziomach kształcenia, efektów jej wprowadzania i wydolności wychowawczej szkół. S. Maksymiliana Wojnar zwraca na przykład uwagę na fakt, że największe problemy w tej sferze występują dziś nie w gimnazjach, ale w szkołach podstawowych (co niestety potwierdzają także wskaźniki przestępczości).

Budujmy od fundamentów

System 8 + 4, do którego powrót zapowiada rząd, powinien być pewnym horyzontem, celem, bo to struktura, która wydaje się dziś najlepsza. Warto to jednak jeszcze potwierdzić w szerokich konsultacjach (które zresztą pani minister zapowiada w wywiadzie dla „Gościa”), ucząc się na błędach poprzedników. A skoro już maksymalnie szeroki konsensus uda się uzyskać, nowy dom trzeba stawiać od fundamentów, więc reforma powinna rozpocząć się od pierwszej klasy podstawówki. Ten pomysł podziela zresztą większość pytanych w badaniach opinii. Bo nowa struktura to właściwie 4 + 4 + 4, z rozbudowanym, wydłużonym nauczaniem wczesnoszkolnym. Nie ma dziś już wątpliwości, że to jest kluczowy szczebel nauczania, bo tu ze szkoły można wycisnąć najwięcej „wartości dodanej”. I – niestety – tu najwięcej szkód poczyniono w ostatnich latach. Oczywiście wciąż „na stole” jest pomysł wygaszania gimnazjów już od 2017 roku. Wywołuje on naturalne protesty, choć głównie wśród kadry zarządzającej i nauczycieli obawiających się o swoją przyszłość. Co do uczniów – wygaszanie polega na tym, że nie prowadzi się naboru do klas pierwszych, a każdy gimnazjalista będzie kontynuował swoją ścieżkę kształcenia do matury. Rząd deklaruje, że całą operację da się przeprowadzić bezboleśnie, co w skali kraju z pewnością nie będzie możliwe. Rozsądniejszy wydaje się zatem wariant rozpoczęcia w tym terminie ewentualnego pilotażu, testowania nowych rozwiązań tylko w wybranych placówkach, które same będą tym zainteresowane. To elementarz wprowadzania reform w innych krajach, w Polsce niestety całkowicie zarzucony. A pilotaż nie wyklucza spokojnego budowania nowej struktury wszędzie, od podstaw. Najtrudniej będzie oczywiście uzyskać szeroki polityczny konsensus dla zmiany struktury szkolnej w Polsce. Kiedyś Jan Rokita mówił „Nicea albo śmierć”, dziś Platforma Obywatelska odnosi to hasło do gimnazjów. Niepotrzebnie. Dla dobra przyszłych pokoleń warto zawiesić opozycyjną retorykę i zacząć spokojnie debatować o rozwiązaniach optymalnych. Choćby na forum Narodowej Rady Rozwoju powołanej przez Prezydenta RP.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: