Zapomnij o bólu, żyj normalnie!

Agata Ślusarczyk

publikacja 28.03.2016 06:00

Gotowej recepty nie ma. Szczęście w niepłodnym małżeństwie każdy musi odnaleźć sam. Już od ośmiu lat pomaga w tym Duszpasterstwo Małżeństw Pragnących Potomstwa przy ul. Wileńskiej.

 Katarzyna Jarosz z jednym  ze swoich adoptowanych dzieci, Michałkiem Agata Ślusarczyk /Foto Gość Katarzyna Jarosz z jednym ze swoich adoptowanych dzieci, Michałkiem

Znajomi nic nie mówili. Napastliwe pytanie widać było w ich oczach. Na spotkaniach Duszpasterstwa Małżeństw Pragnących Potomstwa, które od ośmiu lat działa przy parafii Matki Bożej z Lourdes, nikt nie pyta: „kiedy wreszcie będziecie mieć dziecko?”. Bo kto lepiej zrozumie cierpienie małżonków, jeśli nie ci, którzy sami od lat zmagają się z pytaniem: „Kiedy?”.

Bez pytań

Najtrudniejszy jest pierwszy krok. Nieraz potrzeba wielu tygodni, a nawet miesięcy, by odważyć się przyjść na comiesięczne spotkanie. Decyzja być może zrobiła się łatwiejsza, gdy nazwę Duszpasterstwo Niepłodnych Małżeństw zamieniono na Duszpasterstwo Małżeństw Pragnących Potomstwa.

– W tłumie łatwiej ukryć problem. Dlatego wiele osób przychodzi tylko na comiesięczną Mszę św., niektóre zostają jeszcze na adoracji Najświętszego Sakramentu, potem idą do domu. Małżeństw, które regularnie uczestniczą w spotkaniach duszpasterstwa, jest kilkanaście, w tym kilka nowych – mówi Ewa, koordynatorka spotkań.

W salce parafialnej można napić się herbaty, porozmawiać ze sobą, wymienić się praktycznymi wskazówkami odnośnie do badań, lekarzy i procedur adopcyjnych. Można też nie mówić nic. Po prostu być, bez ryzyka napastliwych i wścibskich pytań. – Jesteśmy wystarczająco zmęczeni naporem nieustannych oczekiwań ze strony społeczeństwa, rodziny i znajomych. Duszpasterstwo to nasz azyl, chcemy dać sobie poczucie bezpieczeństwa – wyjaśnia Ewa.

Chętni mogą zostać na prelekcję. Co miesiąc inny ekspert omawia temat związany z niepłodnością. Na forum można podyskutować m.in. o psychologicznych aspektach niepłodności, trudnej miłości małżeńskiej, odkrywaniu na nowo swojego powołania, rodzicielstwie adopcyjnym czy przedłużającym się „adwencie” i milczeniu Pana Boga. Można także porozmawiać z księdzem – opiekę nad duszpasterstwem sprawuje ks. Łukasz Mazurek MIC.

– Każda para jest na innym etapie i z czym innym się zmaga. Spotykamy się przede wszystkim po to, by dostrzec działanie Boga w naszym życiu i na nowo odkryć szczęście mimo braku macierzyństwa i ojcostwa. Na tej drodze wzajemnie się wspieramy – wyjaśnia Ewa. Jednej sprawdzonej drogi nie ma. Każdy musi odnaleźć ją sam. Ale nie samotnie.

Ewie, Agnieszce, Joannie, Sylwii i Kindze pomaga pisanie bloga. Od ponad miesiąca na witrynie „Tańczyć w deszczu” dzielą się z internautami swoim doświadczeniem przeżywania niepłodności z Bogiem. – Piszemy o tym, co same odkrywamy: mimo cierpienia można żyć tu i teraz, nie odkładać życia na potem – mówią.

Pustynia i ból

Joanna próbowała różnych rzeczy. Chodziła na grupy wsparcia, warsztaty, czytała psychologiczne książki. W jednym celu: chciała raz na zawsze pozbyć się problemu. I stać się w końcu mamą. – Wiele czasu upłynęło, nim odkryłam, że kiedy koncentruję się na swoim cierpieniu, tracę. Zamykam się w sobie, brakuje mi radości życia i poczucia sensu – przyznaje. Po dwóch latach obecności w duszpasterstwie zdecydowała się przestać „adorować ból”, otworzyć się na nowe znajomości i dostrzegać dobro, które każdego dnia dzieje się w jej życiu.

Sylwia do Duszpasterstwa Małżeństw Pragnących Potomstwa trafiła wraz z mężem trzy miesiące temu. – Byliśmy dość mocno rozczarowani Kościołem. Nigdzie nie mogliśmy znaleźć wspólnoty, która może dać nam wsparcie. Nawet podczas kolędy księża niechętnie odnosili się do naszego problemu. Najczęściej go przemilczali. Przypadkowo na jednych z rekolekcji poznaliśmy małżeństwo, które powiedziało nam o duszpasterstwie dla pragnących potomstwa – wspomina.

Już na pierwszym spotkaniu DMPP poczuła, że to jest „to” – grupa ludzi, która rozumie jej wewnętrzną pustynię. Bo tak się czasami czuje wśród matek w pobliskim parku. W sklepach na rodzinnych zakupach. W rodzinie, gdzie co rusz kolejnej młodej mamie jest dane cieszyć się z dziecka. Pustynię, gdzie na każdym niemal kroku poddawana jest pokusom: zbytniej ufności w kolejnych specjalistów, którzy na pewno pomogą. Pokusie kolejnych leków, suplementów, zabiegów, po których już „na pewno się uda”. Pokusie braku pokory wobec Bożego planu, który może być tak odmienny od jej wyobrażeń o gwarnym domu…

– Stojąc na pustyni, widzimy tylko jej niezmierzoną pustkę. Gdy udaje się wznieść wysoko nad ziemię, uchwycić szerszą perspektywę, widać już kres, widać zielone brzegi życia – zauważa. – Modlę się, bym potrafiła wznieść się nad pustynię braku rodzicielstwa – dodaje. Po ponad 5 latach starań o dziecko wraz z mężem podjęła decyzję o adopcji.

Miłosierdzie

Być może to lęk i brak wiary w Boże miłosierdzie, na wiele lat zamknął Kingę na potomstwo. Bała się być mamą niepełnosprawnego dziecka. Ten rodzaj macierzyństwa przeżywała jej siostra Choć obydwoje z mężem starali się o dziecko od początku małżeństwa, w ciążę jednak nie zachodziła. Za to odwiedzała kolejne święte miejsca: Lourdes, Fatimę, Medjugorie, w których „na pewno się uda”. Nie udawało się przez siedem lat. Za to z kolejną pielgrzymką rosła w niej ciekawość Boga. Po raz pierwszy od wielu lat wraz z mężem uklękła do Różańca…

Największy w jej życiu cud zdarzył się nie w zagranicznej, pełnej pielgrzymów świątyni, ale w parafialnym kościele podczas ewangelizacyjnych rekolekcji. Tam po raz pierwszy, publicznie i w obliczu Boga ukrytego w Najświętszym Sakramencie, wyznała, że Jezus jest królem jej życia. I że Jemu całkowicie się zawierza. Kilka dni potem okazało się, że począł się Krzyś.

– Miałam mylne wyobrażenie Boga. Nie dostrzegałam Jego działania i obecności w moim życiu. Pędziłam, ciągle poszukując miejsc skutecznej modlitwy i słynących z uzdrowień. Nieświadomie zatrzymałam się na zewnętrznym wymiarze religijności – przyznaje. Teraz chce nieść nadzieję tym, którym oczekiwanie na macierzyństwo przedłuża się.

– Bóg czyni cuda nie tylko po to, by uszczęśliwiać tych, którzy ich doznają, ale także, żeby umacniać tych, którzy je obserwują. – Na mojej drodze zabrakło świadectwa kobiet, które urodziły dziecko po latach starań. Takie spotkanie dodałoby mi otuchy i umocniło moją wiarę – mówi.

Duszpasterstwo Małżeństw Pragnących Potomstwa działa przy parafii Matki Bożej z Lourdes od ośmiu lat. Powstało z inicjatywy Katarzyny i Tomasza Jaroszów, którzy w Kościele szukali wsparcia w zmaganiu się z problemem niepłodności. Przez ten czas duchową pomoc znalazło tu kilkadziesiąt par. Niektórzy zostali adopcyjnymi rodzicami, inni biologicznymi, wielu na nowo odkryło swoje powołanie i miejsce w Kościele.

– Swój czas poświęcam bratanicom – otaczam je też opieką modlitewną. Lata w duszpasterstwie otworzyły mnie też na drugiego człowieka. I przypomniały, że poza posiadaniem dziecka mam też inne marzenia i pasje – mówi Ewa. Blog, który prowadzą żony pragnące potomstwa, w sieci istnieje od miesiąca. – Chciałybyśmy, by nasze doświadczenie pomogło małżonkom borykającym się z problemem niepłodności odzyskać radość życia. Przestać obsesyjnie myśleć o pragnieniu potomstwa i żyć tu i teraz – mówią.