Daj odpocząć kasjerce

Jakub Jałowiczor

publikacja 14.07.2016 04:30

Zamknięte w niedzielę sklepy to norma w Niemczech, Austrii czy Belgii. W Polsce supermarkety pracują pełną parą, a pracownicy nie mają szans na wolny dzień. Obywatelski projekt ustawy ma to zmienić.

Daj odpocząć kasjerce Lech Muszyński /PAP/EPA

Nie mówimy o zakazie handlu, tylko o jego ograniczeniu. Chcemy umożliwić pracownikom odpoczynek i spędzenie czasu z rodziną, żeby nabrali sił do ciężkiej pracy, jaką wykonują – podkreśla Alfred Bujara z NSZZ „Solidarność”, który jest szefem komitetu inicjatywy ustawodawczej. Wspólnie z innymi organizacjami „Solidarność” zbiera podpisy pod obywatelskim projektem ustawy zakazującej pracy większości sklepów w niedzielę.

Nie gęsi

Autorzy projektu podkreślają, że podobne przepisy sprawdzają się za granicą. - W całkiem niedalekich krajach jest normą, że sklepy są zamknięte, i jakoś te kraje funkcjonują - zwraca uwagę dr Piotr Koryś, ekonomista z Instytutu Sobieskiego.

W Niemczech przez większą część roku sprzedawcy mają w niedzielę wolne. Wyjątek zrobiono m.in. dla aptek, stacji benzynowych i sklepów znajdujących się na dworcach. Poszczególne landy wyznaczają kilka tzw. niedziel handlowych rocznie, przypadających np. w dniu dużej imprezy. W najbardziej liberalnym pod tym względem Berlinie sklepy mogą być w tym roku otwarte przez 8 niedziel. W Hamburgu – 4. W Kolonii – 3. W Monachium dopuszczalne są maksymalnie 4, ale w tym roku nie wyznaczono ani jednej.

W Austrii w niedziele i święta pracownicy handlu mają wolne. Sklepy są zamknięte zwykle już w sobotę o 17.00. W Belgii niedzielna sprzedaż jest zasadniczo zakazana. Wyjątkiem są m.in. piekarnie. Handlować wolno także w strefach turystycznych. W 2015 r. opór sprzedawców wywołała decyzja władz Brukseli, które za taką strefę uznały całe miasto. W Luksemburgu sprzedaje się tylko w pierwszą niedzielę miesiąca przez 4 godziny.

Ograniczenie handlu obowiązywało przez rok na Węgrzech. Zakaz pracy nie dotyczył m.in. małych sklepów. Autorzy węgierskiej ustawy podkreślali, że obroty drobnych sprzedawców wzrosły w tym czasie o ponad 5 proc., a liczba tworzonych przez nich miejsc pracy – o 3 tys. Jednak około dwóch trzecich społeczeństwa opowiadało się przeciw ograniczeniom. Opozycyjna Węgierska Partia Socjalistyczna zapowiedziała zbieranie podpisów pod wnioskiem o referendum w tej sprawie. W związku z tym rząd sam cofnął przepisy.

Handel w niedzielę prowadzony jest – czasem przez całą dobę – w Czechach, na Słowacji, w Rosji i Finlandii.

Dwa lata za handel

Projekt zakazuje sprzedaży w niedziele, ale dopuszcza wiele wyjątków. Swoją działalność mogłyby prowadzić m.in. apteki, stacje benzynowe i połączone z nimi małe sklepy wielobranżowe, kioski, ciastkarnie i piekarnie (do godz. 13), nieduże kwiaciarnie, a także sklepy znajdujące się w hotelach, na lotniskach i dworcach. Niedziele handlowe wyznaczono na dwa ostatnie weekendy przed Bożym Narodzeniem, Niedzielę Palmową oraz ostatnie weekendy stycznia, czerwca, lipca i sierpnia. W Wielką Sobotę i Wigilię pracownicy kończyliby pracę za ladą o godz. 14.

Zakaz handlu ma objąć sieci franczyzowe, czyli supermarkety prowadzone przez prywatne osoby, ale działające pod wspólną marką, jak Carrefour, Lewiatan czy Żabka. Przedsiębiorca łamiący przepisy narażałby się na karę grzywny, a nawet 2 lat pozbawienia wolności. Praca byłaby dozwolona, gdyby za ladą stanął osobiście właściciel danego sklepu. Funkcjonować mogłyby również sklepy internetowe.

Nikogo nie ma w domu

Projekt „Solidarności” wsparł polski episkopat. - Mam głęboką nadzieję, że niedziela zostanie obroniona, przywrócona społeczeństwu. Społeczeństwo jest bardzo związane z wartością, jaką jest niedziela, przynależna do naszej europejskiej kultury i cywilizacji – stwierdził abp Wiktor Skworc, metropolita katowicki.

Autorzy projektu podkreślają, że to właśnie interes pracowników jest ich celem – chodzi o to, by niedziela była dniem, który będą mogli spędzić z bliskimi. Według danych Eurostatu w centrach handlowych pracowało w zeszłym roku 377 tys. osób. Jedna galeria zatrudnia zwykle 1–2 tys. ludzi: sprzedawców, ochroniarzy, osób zajmujących się sprzątaniem. „Solidarność” podaje, że 60 proc. pracowników handlu to kobiety. W hipermarketach – ponad 80 proc. Zgodnie z Kodeksem pracy wolna niedziela należy im się (jak wszystkim) raz na cztery tygodnie.

– W praktyce to znaczy, że można pracować przez 3 niedziele z rzędu, a w marketach w piątek i sobotę nie ma wolnego, bo wtedy obroty są największe – zauważa Alfred Bujara. – Kobiety zostawiają dzieci w domu, czasem same. Często nie mają nawet możliwości, żeby do nich zadzwonić.

Bilans

Przedstawiciele supermarketów ostro protestują przeciwko niedzielnym ograniczeniom. 

– Mamy plebejsko-tradycjonalny rząd, więc ten zakaz przejdzie, ale to oznacza konsekwencje: płace w handlu nie będą rosły, a część osób straci pracę – twierdzi Marek Faliński, dyrektor Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji (POHiD), do której należą właściciele m.in. Carrefoura, Żabki, Biedronki i Castoramy. Jego zdaniem hipermarkety będą musiały zwiększyć wydatki na promocję i reklamę, a zyski stracą m.in. markety budowlane, ponieważ 25 proc. ich tygodniowych obrotów przypada na niedzielę.

Piotr Koryś uważa, że nie jest oczywiste, czy zyski handlowców spadną. – Spadek sprzedaży dotknie raczej duże sklepy i centra handlowe, w których obroty weekendowe są wyraźnie wyższe niż w dni robocze. Mniej dotknie to sklepy będące w zasięgu ręki (typu convenience stores), jak Żabka czy Biedronka. Część sieci handlowych zresztą rozbudowuje tego typu sieci sklepów, jak Auchan (Simply Market) czy Carrefour – prognozuje ekonomista. – Jeśli mniej czasu będziemy spędzać w galeriach handlowych (na co często przeznaczamy dni wolne), bo będą w niedziele zamknięte, to spaść może ilość zakupów dokonywanych impulsowo. W zwykłym sklepie czy nawet na ulicy handlowej pewnie nie kupiłoby się tyle co w miejscu, gdzie jest odpowiednia muzyka i inne bodźce, a decyzje klienta są nie do końca racjonalne. Pytanie tylko, czy to źle, że akurat taki model dokonywania zakupów straci na znaczeniu.

Nie wszystkich przekonuje także argument o spadku obrotu hipermarketów. Abp Skworc zwraca uwagę, że konieczność pracy w świąteczny dzień odbija się na życiu rodzinnym osób zatrudnionych w centrach handlowych. – Nie mają życia rodzinnego, nie mają prawa do wspólnotowego świętowania niedzieli, do budowania społecznych i rodzinnych więzi – mówi o pracownikach wielkich sklepów metropolita katowicki.

Alfred Bujara zauważa z kolei, że w tej chwili problemem nie jest raczej brak pracy w supermarketach, ale znalezienie osób chętnych do pracy za oferowane tam stawki. Z kolei w butikach znajdujących się w galeriach wielu sprzedawców i tak nie ma szans na dłuższe umowy. – Rozmawiam z pracownicami i słyszę: wie pan, mnie się umowa kończy za miesiąc, koleżance za dwa, na stałe nas nie zatrudnią. Ponadto z naszych badań wynika, że obroty w placówkach handlowych nie tylko nie spadną po ograniczeniu handlu w niedzielę, ale wzrosną o ok. 5 proc. Ludzie po prostu w dni poprzedzające wolną niedzielę będą kupować na zapas. Tych klientów trzeba będzie obsłużyć. Nie ma żadnych badań wskazujących na to, że ograniczenie handlu w niedziele doprowadzi do zwolnień pracowników – opowiada związkowiec.

Nie chcę, ale muszę

Postulat „Solidarności” popierają właściciele mniejszych placówek handlowych, jak Polska Grupa Supermarketów (PGS, należą do niej m.in. sklepy Top Market), Lewiatan Holding czy Specjał. Jak tłumac zy Alfred Bujara, mniejszym punktom handlowym często nie opłaca się prowadzić handlu w dni świąteczne, ale wymusza to konkurencja. – Mniejsze sklepy są zakładnikami sytuacji. Kiedy wszystko jest otwarte, klient pyta: a czemu tu nie jest? – tłumaczy. Marek Faliński ripostuje, że nikt nie ma obowiązku prowadzenia sprzedaży w niedziele. – Kto nie zarabia, niech nie otwiera sklepów – mówi. – Nie mogę zamknąć sklepu, bo zagraniczny konkurent nie zamknie swojego. Wszystkich powinna obowiązywać jedna zasada – odpowiada Michał Sadecki, prezes PGS. 

Jak tłumaczą handlarze, otwieranie niedużego punktu sprzedaży często się nie opłaca, ale jeśli tego nie zrobią, klient także w inne dni tygodnia wybierze hipermarket.

Zbieranie podpisów rozpoczęło się na początku czerwca i potrwa 3 miesiące. W 2014 r. podobny projekt poparło 114 tys. obywateli. Ówczesny Sejm odrzucił projekt w pierwszym czytaniu. Posłowie PiS byli jednak za, dlatego autorzy liczą, że tym razem pójdzie lepiej. Z naszych informacji wynika, że szanse są duże. – Trudno znaleźć u nas kogoś, kto byłby przeciwny takiemu rozwiązaniu – zdradza ekonomista doradzający władzom.

Podpiszmy się pod obywatelskim projektem ustawy

Biskupi polscy na ostatnim zebraniu plenarnym Konferencji Episkopatu Polski jednomyślnie poparli obywatelski projekt ustawy zgłoszony przez NSZZ „Solidarność” w sprawie ograniczenia handlu w niedzielę. Zaprosili również wiernych – szczególnie przedstawicieli ruchów, wspólnot i stowarzyszeń kościelnych – do włączenia się w dzieło zbierania podpisów popierających tę inicjatywę.

Projekt ustawy jest dostępny na stronach internetowych: www.wolnaniedziela.pl lub www.solidarnosc.org.pl.