Naprzemienne dzieci?

Agata Puścikowska

publikacja 25.07.2016 06:00

Jaka forma opieki jest najlepsza dla dzieci rozwiedzionych rodziców? Tzw. polski standard czy opieka naprzemienna?

Naprzemienne dzieci? canstockphoto

Dwunastoletni Adam jest synem rozwiedzionych Romana i Anny (dane rodziny zmienione). Rodzice podczas sprawy rozwodowej zdecydowali, że ich syn wychowywany będzie nadal... wspólnie. Mimo że osobno. Przyjęli dla swojej (rozbitej) rodziny model opieki naprzemiennej, znanej doskonale w krajach zachodnich. W Polsce w zasadzie raczkującej. Jak to konkretnie wygląda? Przez dwa miesiące dziecko mieszka z mamą. Potem przeprowadza się i mieszka z ojcem. Oba domy znajdują się niedaleko siebie, w dużym mieście. Adam chodzi do tej samej szkoły, ma tych samych kolegów.

Czy jest to dla niego sytuacja optymalna? Generuje więcej korzyści czy jest rozwiązaniem niszczącym dziecięcą psychikę? I dlaczego podobnych przykładów jest w Polsce bardzo, bardzo niewiele? Przy czym, paradoksalnie, o samym rozwiązaniu mówi się coraz głośniej i częściej. Czy za kilka lat tzw. opieka naprzemienna, zwana też czasem zrównoważoną, będzie częściej stosowana w Polsce?

Jeśli ktoś, doczytawszy do tego momentu, rwie włosy z głowy w myśl zasady, że „rozwody są złem”, potwierdzam: tak, są. Więc o co chodzi? O realia. Co trzecie polskie małżeństwo, według statystyk, rozpada się. A dziecko? Najczęściej pozostaje przy matce. Z ojcem widuje się rzadko.

Od lat jednak istnieje prawna możliwość opieki naprzemiennej, która wywołuje skrajne emocje i oceny. Od niemal bezkrytycznych opisów szczęśliwych dzieci, które mają szczęśliwe dwa domy, po skrajnie negatywne, w których dzieci wychowywane „naprzemiennie” wejdą w dorosłe życie z obciążeniami psychicznymi.

O plusach

Kazimierz Kłos z Centralnego Stowarzyszenia Obrony Praw Ojca i Dziecka twierdzi, że opieka naprzemienna może być z powodzeniem stosowana, pod pewnymi jednak warunkami: – Rodzice powinni mieć podobne predyspozycje opiekuńczo-wychowawcze i muszą mieszkać blisko siebie. Oboje muszą tego rozwiązania naprawdę chcieć i współpracować – uważa.

Stowarzyszenie postuluje, by w przypadku opieki naprzemiennej nie były zasądzane alimenty. Postuluje też orzecznictwo rozwodu bez orzekania winy, co ma łagodzić późniejsze spory byłych małżonków. Argumentuje, że konflikty przejawiają się wieloletnią „walką o dzieci”, pomówieniami, blokowaniem kontaktów z (najczęściej) ojcem. Co z pewnością dobrze na dziecko nie wpływa.

Aby mogło dojść do ustalenia opieki naprzemiennej, konieczne jest więc przedstawienie w sądzie tzw. planu wychowawczego podpisanego przez rodziców. Powinien być szczegółowy, a następnie egzekwowany.

– Jeśli dziecko ma równy i swobodny kontakt i z matką, i z ojcem – lepiej się rozwija i trauma rozwodu nie jest dla niego aż tak silna – twierdzi Janusz, 40-latek, który próbował przekonać byłą żonę do opieki naprzemiennej. Bez skutku. – Żona zawłaszczyła dziecko, nie mogę się z nim swobodnie kontaktować. „Wizyty” raz na dwa tygodnie to horror i dla syna, i dla mnie. A mogło być inaczej...

Jak u Norberta, który twierdzi, że córka rozwija się świetnie „na dwa domy”. – Ma dwa łóżeczka, dwa rowery, dwa komplety ubrań i butów. Przedszkole opłacamy naprzemiennie, koszty dodatkowe dzielimy po połowie. Córka przyjeżdża tylko z dokumentami. Mogę dodać, że gdy mieszkała wyłącznie z matką, była zalękniona i wycofana. Obecnie wróciła do równowagi, co potwierdza jej wychowawczyni.

Mecenas Agnieszka Swaczyna wymienia zalety takiego rozwiązania: – Plusem jest równy lub prawie równy dostęp dziecka do obojga rodziców, a od strony rodziców – wpływ na rozwój i wychowanie dziecka. Opieka naprzemienna to nie jest termin kodeksowy – sądy orzekają o władzy rodzicielskiej i kontaktach, i to właśnie w orzeczeniu o kontaktach widać tę „naprzemienność”. Warunkiem tego, by opieka naprzemienna dobrze funkcjonowała, jest porozumienie rodziców, spójne systemy wychowawcze oraz wzajemny szacunek rodziców. W sądach bardzo często ludzie są skonfliktowani, nie potrafią lub nie chcą ze sobą rozmawiać. W takiej sytuacji trudno oczekiwać od sądu, że zaufa rodzicom, że będą potrafili wznieść się ponad swoje waśnie i odpowiedzialnie „podzielą się” dzieckiem. Opieka naprzemienna nie ma służyć rodzicom, ale przede wszystkim dziecku.

Łukasz Mazur, psycholog współpracujący ze Stowarzyszeniem „Stop manipulacji” i mediator sądowy, jest zwolennikiem opieki „zrównoważonej”. Pojęcie to zawiera w sobie również opiekę naprzemienną. – Opieka zrównoważona, do której warto dążyć, to sytuacja takiej pieczy nad dzieckiem, gdy rodzice obowiązkami i przyjemnościami wynikającymi z rodzicielstwa dzielą się w sposób sprawiedliwy. To nie zawsze oznacza sztywne ramy: tydzień u matki i tydzień u ojca.

Psycholog podkreśla, że wiele konfliktów o opiekę wynika z braku świadomości, czym jest rodzicielstwo. – Dorośli, kończąc małżeństwo, podchodzą do dzieci jak do wypracowanego majątku, podlegającego podziałowi.

Mazur powołuje się na konkretne badania z całego świata, przeprowadzone przez Roberta Bausermana i opublikowane w „Jour- nal of Family Psychology”. Wynika z nich, że nawet w sytuacji konfliktu między rodzicami wprowadzenie opieki zrównoważonej jest lepsze dla dziecka niż pozostanie przy jednym z rodziców. – Zawsze jednak trzeba obserwować, co się dzieje z dzieckiem. Jeśli źle znosi taką formę opieki, sąd rodzinny powinien zostać o tym poinformowany i podjąć kroki, by wspomóc dziecko – uważa Mazur.

Marek Borkowski z Centralnego Stowarzyszenia Obrony Praw Ojca i Dziecka twierdzi, że rodzice nie zastanawiają się nad tym rozwiązaniem, bo po pierwsze nie wiedzą, że jest możliwe, a po drugie – ojcowie nie wierzą w zgodę byłej żony: – Sędziowie są uprzedzeni do tego rozwiązania. A matki nie chcą współpracy, dogadania się, w myśl zasady „i tak wygram”. Cierpią na tym dzieci. Oczywiście nie jest to rozwiązanie idealne dla wszystkich. Jednak wielu dzieciom bardzo by pomogło.

i o minusach

Mecenas Agnieszka Dominowska ma jednak spory dystans do opieki naprzemiennej. – Bywa, że rozwiązanie stosowane jest z powodzeniem. Jednak w sytuacji konfliktu między rodzicami raczej się to nie uda. Poza tym ciągła zmiana miejsca zamieszkania dziecka okazuje się trudna i dla niego, i dla dorosłych. Na Zachodzie dość często stosuje się tzw. opiekę gniazdową, gdzie dziecko mieszka zawsze w tym samym miejscu, a rodzice się zmieniają, wprowadzając się do niego. Jednak u nas, ze względów po prostu finansowych, jest to niemal niemożliwe do realizacji.

Dominowska raz prowadziła sprawę, w której udało się z powodzeniem doprowadzić do opieki naprzemiennej. – Obydwoje rodzice mieli świadomość, że to ważne, dobre dla dziecka. I chcieli głębokiej współpracy. Dotyczyło to dziecka starszego. W przypadku małych dzieci niemal zupełnie nie widzę takiej możliwości.

Mecenas dodaje, że prowadziła też sprawę, w której rodzice początkowo zgodzili się na opiekę naprzemienną, jednak nie zdała ona egzaminu. – Ojciec wprost stwierdził, że to jest złe rozwiązanie dla jego dzieci, że źle się z tym czują, emocjonalnie nie wytrzymują dwóch domów, miejsc do życia. I wróciliśmy do modelu, w którym matka opiekuje się dziećmi stale, a ojciec wspomaga ją i ma wyznaczone wizyty u dzieci.

Dominowska dodaje, że warto korzystać z mediacji między małżonkami. Pozwala to na normalizację kontaktów między skłóconymi stronami. – Czasem mam wrażenie, że rozwodzący się zapominają o tym, iż najważniejsze jest dobro dziecka. Jeśli natomiast dochodzi do porozumienia, to w ramach istniejącego prawa dziecko może mieć kontakt z obojgiem rodziców. Bez ciągłych wypraw raz do jednego domu, raz do drugiego. I do tego należy zawsze dążyć.

Mecenas Swaczyna dodaje: – O ile rodzice mogą być zadowoleni ze „sprawiedliwego” podziału dziecka, o tyle dziecko może się źle czuć w jednym z domów, może też po prostu źle reagować na ciągłe zmiany. Czy my bylibyśmy zadowoleni, przenosząc się ciągle z domu do domu? Jedni tak, inni nie. Opieka naprzemienna, moim zdaniem, wymaga dużej delikatności i uwagi ze strony rodziców, a także gotowości do odstąpienia od opieki naprzemiennej, gdyby dziecko źle się w tej sytuacji odnajdywało.

Agnieszka Nowakowska, psycholog, mówi jeszcze ostrzej: – Dzieci potrzebują stałości i bezpieczeństwa. Trudno mi uwierzyć, że rodzice, którzy nie potrafili się porozumieć jako małżonkowie, po rozstaniu będą potrafili ustalić wspólny sposób wychowywania dziecka. który pozwoli mu na stabilny rozwój. Opieka naprzemienna, jeśli miałaby działać prawidłowo, wymaga ogromnego nakładu pracy, dobrych relacji i niemal codziennej współpracy byłych małżonków. Czy jest to możliwe po rozwodzie?

Nowakowska dodaje, że opieka naprzemienna to nadal eksperyment. Nawet na Zachodzie, gdzie stosowana jest często. – Jakie będą jej skutki, okaże się za kilkadziesiąt lat. Jeśli w ogóle proponowane rozwiązanie ma jakiś sens, jeśli warto je rozważać, to wyłącznie u dzieci starszych. Nigdy z maluchami.

Ciotka Mateusza, którego rodzice rozwiedli się kilka lat temu (dziecko przebywa raz u mamy, raz u taty, choć sąd przyznał pełną opiekę matce chłopca) twierdzi: – Jestem już pewna, że rodzice, niezależnie od poziomu kultury i tego, jak się traktują, nie są w stanie stworzyć wspólnego frontu niezbędnego do dobrego wychowania. Obserwowałam przemianę dziecka wychowanego w systemie opieki naprzemiennej – z radosnego, spokojnego, w manipulującego emocjami rodziców i z nerwicą. Rodzice natomiast cały czas opowiadają o... miłości do syna. Jeżeli tak bardzo kochamy dzieci – zastanówmy się sto razy nad rozstaniem.