Trochę jak do siebie

Maciej Rajfur

publikacja 29.07.2016 06:00

W 2010 r. polskie nekropolie na Ukrainie porządkowało 50 osób. W tym roku pojechało ich już 20 razy więcej!

Łukasz Wolski pracował w tym roku w Tłumaczu w obwodzie iwanofrankiwskim. Maciej Rajfur /Foto Gość Łukasz Wolski pracował w tym roku w Tłumaczu w obwodzie iwanofrankiwskim.

Ponad tysiąc wolontariuszy wzięło udział w 7. edycji społecznej akcji „Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia”. Głównie byli to uczniowie dolnośląskich szkół, którzy uporządkowali i zinwentaryzowali 110 zapomnianych niszczejących polskich cmentarzy za wschodnią granicą. W tym roku do inicjatywy dołączyli również Polacy z Wileńszczyzny, Białorusi, a nawet ze Szkocji. W sobotę 2 lipca spod Urzędu Marszałkowskiego we Wrocławiu wielu wyjechało na Kresy Wschodnie po raz pierwszy, zachęconych opowiadaniami znajomych. Inni wyruszyli kolejny raz, mając wspomnienia z poprzednich lat. Wszyscy w jednym celu.

Polskość nadal tam jest

Z roku na rok inicjatywa zyskuje coraz więcej zwolenników i chętnych, by przez 10 dni pracować, porządkować groby, odnawiać napisy, spisywać epitafia (szczegółowa inwentaryzacja), a na końcu zapalić symboliczne znicze. Wszystko zaczęło się w 1999 r. od uratowania cmentarza w Kołomyi, który był przeznaczony do zaorania, ponieważ miało tam powstać osiedle. Polacy, czyli lokalna społeczność, nie mogli temu zapobiec, więc ekipa „Studia Wschód” wrocławskiego oddziału TVP im pomogła. Po 10 latach od tego wydarzenia akcja zaczęła mieć charakter masowy. Włączyli się w nią Dolnośląskie Kuratorium Oświaty i samorządowcy.

Przedsięwzięcie nie tylko ratuje polskie dziedzictwo na Kresach, ale ma także wielki walor edukacyjny, zwłaszcza dla dużej grupy uczniów gimnazjalnych czy licealnych. Poznają oni polską historię związaną z Kresami. Odwiedzają tak ważne miejsca, jak cmentarz Orląt Lwowskich czy Kamieniec Podolski. To największa taka akcja w Polsce.

Łukasz Wolski jest z nią związany od początku. – W chwili, gdy wchodzę na cmentarz i widzę polskie napisy na nagrobkach, czuję, że tam była Polska i ta polskość nadal tam jest. Nekropolie to jedne z ostatnich naszych śladów na tamtych ziemiach – wyjaśnia. Obecnie pełni funkcję koordynatora. Do dzisiaj wolontariuszom udało się zinwentaryzować ponad 100 tys. mogił swoich przodków. Spis ten jest stale poszerzany i dostępny dla osób szukających swoich korzeni na Kresach. W ramach akcji porządkowane są zarówno cmentarze cywilne, jak i te wojskowe.

Co oznacza oddanie dla ojczyzny

Wolski podkreśla, że rosnące przedsięwzięcie to nie tylko porządki na cmentarzach i prace przy odnawianiu polskich miejsc pamięci. Uczestnicy mają niezwykłą okazję do spotkania i rozmowy ze swoimi rodakami, którzy zostali na Wschodzie po II wojnie światowej. – Bierzemy ze sobą różne dary: jedzenie czy jakieś słodycze dla dzieci. Odwiedzamy też starsze osoby, m.in. 102-letnią mieszkankę Kaczanówki Petronelę Mydło, czy 95-letnią Anastazję Jankowską z Wolicy, która jest już niewidoma, a przez całe życie opiekowała się grobami Polaków zamordowanych przez banderowców – opowiada wrocławianin.

Jak na te spotkania reagują rodacy ze Wschodu i uczestnicy projektu? – Najczęściej są to łzy wzruszenia po obu stronach. Nasza młodzież czuje wtedy, co naprawdę oznacza oddanie dla ojczyzny, gdy widzi te starsze osoby, które mimo tylu lat poza granicami Polski kultywują tradycję, propagują kulturę i doskonale mówią po polsku – dodaje 26-latek. Oprócz uczniów dolnośląskich szkół do pracy zgłosiło się wielu członków stowarzyszeń kresowych. Najstarszy wolontariusz ma 85 lat. Ta sztafeta pokoleń świetnie się dogaduje, współpracując przy pracach renowacyjno-porządkowych.

Szybsze bicie serca

Dominika Sieroń bierze udział w inicjatywie również po raz siódmy. Jak mówi, czuje misję w ratowaniu polskich cmentarzy na Ukrainie i to jej forma wyrażania patriotyzmu. Polskie imiona i nazwiska na nagrobkach wzbudzają u niej szybsze bicie serca i ciepło. – Pamiętam swój pierwszy wyjazd. Przeżyłam szok. Nie wiedziałam do końca dokąd wyruszam i po co. Nie miałam świadomości, co tam zastanę. Teraz jadę trochę jak... do siebie. Tam czekają na nas rodacy! – odpowiada z błyskiem w oczach.

Tłumaczy, że 10-dniowy pobyt staje się fascynującą lekcją historii oraz sprawdzianem dla samego siebie poprzez ciężką pracę. Najbardziej wzruszające momenty, jej zdaniem, to oczywiście spotkania z Polakami żyjącymi na Kresach. – Opowiadają nam różne historie. Widać, że wyczekują nas cały rok – zaznacza.

TAGI: