Płyną razem od ŚDM

ks. Rafał Skitek


publikacja 06.08.2016 06:00

Jest rok 2005. Iza przygotowuje się 
do udziału w spotkaniu młodych w Kolonii. Grzegorz też. Jeszcze nie mają pojęcia, jak bardzo udział w Światowych Dniach Młodzieży zmieni ich życie.

Izabela i Grzegorz Mularczykowie 
z synem Dominikiem. ks. Rafał Skitek /Foto Gość Izabela i Grzegorz Mularczykowie 
z synem Dominikiem.

Grzegorz i Iza Mularczykowie z Rybnika od zawsze byli blisko Kościoła. Iza należała do Ruchu Światło–Życie, uczęszczała też do szkoły sióstr urszulanek w Rybniku. Grzegorz należy do Akcji Katolickiej.


Pierwsze kroki


Na ich pierwsze Światowe Dni Młodzieży w Kolonii 
w 2005 roku pojechali w dwóch różnych grupach. – Może w tym wielkim tłumie wymieniliśmy się chociaż spojrzeniami – uśmiechają się. – Dla mnie były to jedne z najpiękniejszych dni w moim życiu. Tam po raz pierwszy poczułem prawdziwą wspólnotę Kościoła: śpiewy, modlitwy i entuzjazm wiary – opowiada Grzegorz. Spotkanie z papieżem Benedyktem wspominają bardzo dobrze. – Zastanawialiśmy się, czy sobie poradzi. Był znany jako wielki intelektualista – wspólnie tłumaczą. – Ale kiedy na niego patrzyliśmy, czuliśmy, że to jest „nasz” papież. 
Z Kolonii nie chcieli wyjeżdżać. – To były dla nas wyjątkowe dni. Zobaczyłam, że Kościół jest młody, Niemcy zaś okazali się bardzo gościnni – opowiada Iza. 
Udział w kolejnych ŚDM był dla nich oczywisty.

Ale gdy Benedykt XVI ogłosił, że następne spotkanie młodych odbędzie się w Sydney, wiedzieli, że nie będzie to łatwe. – No tak, myślę sobie: „To były moje pierwsze i ostatnie Dni Młodzieży” – mówi Grzegorz. – Ja sądziłam podobnie. Nawet mi się nie śniło, że uda mi się polecieć do Australii – dodaje Iza.


A jednak się udało


Ksiądz Stanisław Gańczorz z Żor kompletował grupę do Sydney. – Zapytał mnie wprost: „Grzegorz, chcesz jechać?”. Bez wahania odpowiedziałem, że tak, ale co z tego, skoro mnie nie stać – opowiada. Kapłan wziął wszystko w swoje ręce, znalazł sponsorów, dzięki którym wyjazd stał się możliwy. Zaś rodzice Izy sami wyszli z inicjatywą i zaproponowali jej wyjazd. – Nie miałam odwagi ich o to prosić – wspomina. 
Na ŚDM jeździli regularnie z różnymi intencjami. Jedną z nich – jak zgodnie mówią – było znalezienie dobrych kandydatów na żonę i męża. – Ja wcześniej z tą intencją chodziłam na pielgrzymki do Częstochowy. Byłam aż pięć razy i nic – uśmiecha się Iza.


Podczas pobytu w Sydney wyszło na jaw, że Iza uwielbia Brazylię. Marzy jej się zwiedzić plażę Copacabana w Rio de Janeiro. Ale na ŚDM w Ameryce Południowej musi jeszcze poczekać. Póki co na horyzoncie było spotkanie młodych w Madrycie. Do Hiszpanii jechali w dwóch innych grupach. Już tradycyjnie. Na miejscu mieszkali w innych miejscowościach. 
Kiedy Benedykt XVI ogłosił, że następne ŚDM odbędą się w Rio de Janeiro, Grzegorz wyrzucił z siebie: „O rany, znowu tak daleko!”. – A ja się ucieszyłam – mówi Iza – bo to przecież Brazylia i moja ukochana Copacabana. 


Inwigilacja 
na Facebooku


– W oczekiwaniu na kolejne spotkanie młodych podglądałam, co Grzegorz wypisuje na Face-
booku. Pomyślałam sobie: „To taki porządny i wartościowy chłopak. Ma ciekawe poglądy. Zaimponował mi. Wtedy jakoś bardziej zwróciłam na niego uwagę i zapytałam, czy nie wybiera się przypadkiem do Rio – opowiada Iza. Już wtedy poczuli, że łączą ich wspólne wartości.

– Dla nas obojga było ważne to, aby ta druga połówka była wierząca. Ja szukałam męża głównie pod tym kątem – wyjaśnia Iza. – Ale wcześniej byłam zła na Grzegorza, że to zawsze ja pierwsza musiałam zaczynać rozmowę. On nigdy się pierwszy do mnie nie odzywał – śmieje się. – A ja z kolei myślałem, że ona zagaduje tak po koleżeńsku i zupełnie bezinteresownie – tłumaczy Grzegorz. – Powiedziałam sobie tak: „Po raz ostatni napiszę do niego jako pierwsza, jeśli się nie zorientuje, to dam mu spokój – wyjaśnia Iza. – Ja niczego więcej nie wyczytałem, żadnego podtekstu – tłumaczy Grzegorz. – Ale potem ty przejąłeś inicjatywę. I całe szczęście! – kończy Iza.


Na ŚDM w Rio de Janeiro polecieli już jako para. Właśnie tam Grzegorz chciał się Izie oświadczyć. Zapamiętał, że na pulpicie laptopa Izy było zdjęcie plaży Copacabana. – To celowe – opowiada Iza – żeby dać mu sygnał. Zapytałem ją kiedyś wprost: „Iza, co byś powiedziała, gdybym oświadczył ci się w tłumie?” – mówi Grzegorz. Odpowiedziała mi: „Tylko nie w tłumie. Wolę intymnie, na osobności”. „A to może Copacabana?” „O tak, to bardzo romantyczne miejsce” – odpowiedziała.


Tajemny plan


Grzegorz skrzętnie kodował wszystko w pamięci. Podpytywał o pierścionek. Objeździł wszystkich jubilerów w Żorach i w Rybniku. Zrezygnowany, że już się nie uda, na dzień przed wylotem na ŚDM do Rio znalazł taki, o jakim marzyła: delikatny, z diamentowym oczkiem. Dokupił ozdobne pudełko i włożył do walizki. 
Ona zaś podejrzewała, że może jej się oświadczyć w Brazylii, ale nie dała po sobie nic poznać. – Cały czas ta myśl gdzieś krążyła. Czułam wielkie emocje, bo nie wiedziałam, kiedy to się stanie i jak zareaguję – wyznaje.


W Rio de Janeiro Iza zamieszkała razem z czterema dziewczynami u starszej pani. – Nie byłam z tego zadowolona. Spałyśmy na karimatach na odłodze. Było ciasno. Byłam zła i rozżalona. W sumie to na początku nie polubiłam tej starszej kobiety – mówi. – Dodatkowo miałam się spotkać z Grzegorzem, ale od kilku dni kiepsko się czułam. Odczuwałam mrowienie kończyn i mdłości. Jak się później okazało, były to skutki uboczne leku na malarię. Nie byłam w stanie nigdzie pójść. Musiałam zostać u tej starszej kobiety. Ale to było od Boga. Ona się mną bardzo zaopiekowała. Źle ją oceniłam. Koniec końców, najważniejsze uroczystości obejrzałam w telewizji – wspomina Iza. 


Grzegorz przez cały czas nosił przy sobie pierścionek. Liczył na inny, dogodny moment. Nie udało się wprawdzie na Copacabanie, ale w planie mieli jeszcze zwiedzanie Pantanalu, największego bagna na świecie, i Amazonię, m.in. miasta Manaus, położonego w północno-zachodniej Brazylii, będącego stolicą stanu Amazonas. Przez trzy dni pływali po Amazonce i Rio Negro. Wielkie wrażenie zrobiło na nich miejsce, w którym łączą się te dwie rzeki. Przez ponad dwadzieścia kilometrów płyną razem w jednym korycie, ale ich wody się nie mieszają. Było to właśnie na wysokości Manaus, gdzie znajduje się jeden z najdłuższych mostów świata. 


Jakby 
Duch Święty zstąpił!


Grzegorz chciał dopiąć swego i oświadczyć się Izie. – Myślałem nawet o indiańskim szałasie czy amazońskim buszu. Ale i tam się nie udało. Ostatecznie oświadczyny odbyły się na statku. – Musiałem to zrobić – tłumaczy Grzegorz. – Na nogach miałem japonki! Ale ważniejsze były te dwie rzeki. Według mnie one mogły przecież symbolizować dwie różne osoby. W małżeństwie mężczyzna i kobieta łączą się w jedno ciało i „płyną” razem w jednym „korycie”, zachowując przy tym swoją odrębność. No i ten most. On łączy! Pomyślałem sobie: „Panie Boże, chyba specjalnie nie udawało mi się wcześniej oświadczyć Izie. Zrobiłeś mi psikusa” – śmieje się Grzegorz.

– Zawołałem wszystkich i powiedziałem: „Czy mogę prosić o chwilę uwagi? Bo chciałbym wam coś zakomunikować, a zwłaszcza jednej osobie, mojej wybrance!”. Spoglądam na Izę, a ona cała sparaliżowana. – Ja od tamtego momentu już nic nie pamiętam. To było takie oszałamiające – mówi Iza. – Tylko się modliłam, żeby nie zemdleć. – A ja ukląkłem przed nią, sięgnąłem po pierścionek i powiedziałem: „Izabelo, czy zostaniesz moją żoną?”

.
– Na twarzy wszystkich dziewczyn dookoła zarysowało się wyraźne zdziwienie – opowiada Grzegorz. Jakby Duch Święty zstąpił! – śmieje się Iza. – Widać było ogromne wzruszenie, a moja wybranka bez zastanowienia odpowiedziała: „Tak”. – Wtedy przypomniałam sobie to, co mi kiedyś powiedział, że nie będę znała ani dnia, ani miejsca oświadczyn. To było chyba prorocze – dodaje Iza.


Wcale nie żałowała, że oświadczyny nie odbyły się na Copacabanie. – Fakt, nie było ani dyskretnie, ani intymnie. Ale Grzegorz wybrał idealne miejsce – opowiada. – On miał zawsze sentyment do grupy, z którą wyjeżdżał na Światowe Dni Młodzieży. 
– W końcu to oświadczyny wśród przyjaciół ŚDM z Rio de Janeiro – mówią zgodnie. – A my przez te wszystkie doświadczenia już wtedy staliśmy się ludźmi Światowych Dni Młodzieży.


Ze ślubem nie czekali kolejne trzy lata, aż do ŚDM w Krakowie. – To za długo! – mówią zapatrzeni w siebie. Pobrali się w październiku 2014 roku w parafii Świętych Filipa i Jakuba w Żorach. Ich syn Dominik przyszedł na świat w 2016 roku, w roku ŚDM w Polsce. – W naszym życiu wszystko kręci się wokół ŚDM – mówią.