Polska lwica na Północy

Jarosław Dudała

publikacja 09.09.2016 05:00

Polska lekarka została w Norwegii wyrzucona 
z pracy za odmowę zakładania wkładek wczesnoporonnych. Postanowiła walczyć.

Polska lwica na Północy Jakub Szymczuk /Foto Gość – Norwegowie są bardzo tolerancyjni, ale ta tolerancja kończy się, gdy chodzi o kwestie feministyczne – mówi dr Katarzyna Jachimowicz, polska lekarka pracująca w Norwegii.

Doktor Katarzyna Jachimowicz była jednym z pierwszych w Polsce specjalistów medycyny rodzinnej. Od 1999 r. pracowała w przychodni w Białymstoku. W 2008 r. wyjechała z rodziną do Norwegii. – To było marzenie mojego męża, też lekarza, radiologa. Ja również chciałam popracować w tamtejszym systemie, bo słyszałam, że norweska medycyna rodzinna stoi na wysokim poziomie – opowiada.

Norwegom bardzo zależało na pozyskaniu polskiego radiologa. Zaprosili więc do siebie całą rodzinę, by przekonać Polaków do przeprowadzki do krainy fiordów. Także pani Katarzyna nie musiała długo czekać na ofertę pracy w charakterze lekarza rodzinnego. Było to spore wyzwanie, bo w Norwegii lekarz rodzinny ma dużo szerszy zakres kompetencji niż w Polsce. Mieści się w nim nawet drobna chirurgia.

Słowo Norwega

Gdy gmina Sauherad zaproponowała jej objęcie posady w miejscowej przychodni, dr Jachimowicz od razu zaznaczyła, 
że nie będzie kierować pacjentek na aborcję ani zakładać im domacicznych wkładek wczesnoporonnych. Oświadczyła, że nie będzie brać udziału w niszczeniu ludzkiego życia, które z czysto biologicznego, genetycznego punktu widzenia zaczyna się w momencie połączenia plemnika i komórki jajowej. 
– Nie ma sprawy – odpowiedzieli jej przyszli pracodawcy.

Ich stanowisko nie zostało zawarte w pisemnej umowie o pracę. Ale było zbieżne z prawem ogólnie obowiązującym w Norwegii. Gdy bowiem zalegalizowano tam aborcję na życzenie do 12. tygodnia ciąży, jednocześnie zagwarantowano lekarzom prawo do sprzeciwu sumienia. Poza tym, jak podkreśliła dr Jachimowicz, zgodzono się na jej warunki nie w cztery oczy, ale na spotkaniu z udziałem władz gminy i wszystkich pracujących w niej lekarzy. Była to więc umowa ustna, której istnienie potwierdził pisemnie jeden z uczestników spotkania.

Dr Jachimowicz zaczęła leczyć norweskie rodziny. – Nie było na mnie ani jednej skargi. Lista moich pacjentów rosła. Byli na niej i rdzenni Norwegowie, i mieszkający tam Polacy, i Rosjanie, bo mówię także po rosyjsku – opowiada lekarka.

Wikingowie polegli

Problemy zaczęły się w styczniu 2015 r. Nieco wcześniej zniesiono w Norwegii obowiązek kierowania na aborcję, ale też całkowicie zniesiono klauzulę sumienia w medycynie rodzinnej. Dla jej specjalistów oznaczało to m.in. prawny obowiązek zakładania pacjentkom na ich żądanie wkładek wczesnoporonnych. Nie jest to uważane za udział w aborcji. Dlaczego? Żeby usprawiedliwić stosowanie środków wczesnoporonnych – także w Polsce – definiuje się ciążę nie jako stan po poczęciu, ale dopiero po zagnieżdżeniu zarodka w macicy. A skoro – w myśl tej definicji – przed zagnieżdżeniem nie ma ciąży, to nie ma też przerwania tej ciąży na skutek działania wkładki, czyli nie ma aborcji.

Rzecz jednak w tym, że sprzeciw wobec stosowania środków wczesnoporonnych nie wynika z konieczności chronienia ciąży. Ciąża to jeden ze stanów fizjologicznych, a te naturalnie się zmieniają. Raz człowiek jest głodny, a raz syty. Raz śpi, a raz jest wybudzony. Nie ma więc sensu chronienie stanu fizjologicznego jako takiego. Jest jednak głęboki sens w tym, by chronić życie człowieka. A człowiek istnieje od momentu poczęcia. Właśnie dlatego – z powodu obowiązku chronienia życia człowieka – dr Jachimowicz odmówiła zakładania tzw. spiralek.

Nie ona jedna. Trzech jej kolegów lekarzy, rdzennych Norwegów, także odmówiło udziału w niszczeniu ludzkiego życia. 
– Zwrócili się do izby lekarskiej, a nawet do ministra zdrowia. Wykonali wielką pracę medialną, tłumacząc, że nikomu nie robią krzywdy. Że chcą jedynie uczciwie wykonywać swoją pracę. Nic nie wskórali. Zwolnili się z pracy – opowiada polska lekarka.

Ona sama stwierdziła, że odmawiając udziału w zabijaniu nienarodzonych, nie robi przecież nic złego, więc nie ma powodu, by rezygnować z pracy w gminnej przychodni. – Musimy cię zwolnić – radzi nieradzi odpowiedzieli jej pracodawcy, naciskani w tej sprawie przez lekarza wojewódzkiego i ministerstwo. 

– Wiesz, że robię to wszystko dlatego, że jestem chrześcijanką? – spytała Polka swoją szefową.
– Tak – odpowiedziała.
– A wiesz, co chrześcijanie robią ze swoimi nieprzyjaciółmi?
– ?
– Przebaczają im – odrzekła dr Jachimowicz.
Norweżka miała łzy w oczach.

Nie chciała
być kotem

Doktor Jachimowicz nie musiała długo czekać na oferty pracy. Jeszcze tego samego dnia zaproponowano jej etat na psychiatrii, gdzie nie ma pola konfliktu, dotyczącego wkładek domacicznych.

Polska lekarka musiała jednak zapłacić sporą cenę za swój sprzeciw. Z pewnością kłopoty odbiły się na rodzinie. Dzieci zauważyły, że myślami jest gdzieś daleko. Mąż wspierał jej decyzję, uważając, że pani Katarzyna robi to, co do niej należy. Trudności pojawiły się w sferze zawodowej – w tym sensie, że zrobienie specjalizacji w nowej dziedzinie (psychiatrii) i w nowym kraju nie jest rzeczą łatwą. – Przede wszystkim jednak zostałam potraktowana w sposób, w jaki traktuje się kryminalistów, lekarzy, którzy stracili prawo wykonywania zawodu z powodu błędu lekarskiego, korupcji lub nadużyć seksualnych – podkreśla. Przyznaje zarazem, że nie groziło jej, żeby z powodu sprzeciwu sumienia cała rodzina straciła podstawy bytu materialnego.

Można by powiedzieć, że sama dr Katarzyna Jachimowicz spadła jak kot, na cztery łapy.

Mimo to postanowiła walczyć – już nie dla siebie, ale dla swych kolegów i koleżanek lekarzy. Złożyła w sądzie pozew z żądaniem honorowania jej wolności sumienia. Liczy się z tym, że proces będzie długi i sprawa trafi w końcu do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.

Cud

Jeśli norwescy lekarze będą się kiedyś mogli cieszyć pełną wolnością sumienia, to dzięki precedensowemu wyrokowi w sprawie, którą rozpoczęła lekarka z Białegostoku. Jej świadectwo (a także modlitwa 22 klasztorów kontemplacyjnych) już przyniosło dobre owoce. – Koleżanka uzyskała dla mnie środki z izby lekarskiej. Za mało, by rozpocząć proces, ale wystarczająco na pomoc prawną w rozmowach z gminą. To i tak był cud. Coś takiego nie udało się nawet wspomnianym wcześniej trzem lekarzom Norwegom – opowiada dr Jachimowicz.

Dodaje, że zbudził się też bierny wcześniej norweski związek lekarzy chrześcijańskich. Stowarzyszenie, liczące około tysiąca członków, rozpoczęło zbiórkę środków na pomoc prawną dla polskiej koleżanki. Uzbierali około 50 tys. zł. Niby dużo, ale w realiach norweskich wystarczyło zaledwie na pokrycie kosztów oceny ryzyka procesowego. Koszty całego postępowania sądowego szacowane są na pół miliona złotych. Część tej sumy przekazała katolicka diecezja Oslo.

Koniec z tolerancją

– Jeśli Norwegom zależy na wolności sumienia, powinni o nią walczyć – uważa dr Jachimowicz. – Oni są bardzo tolerancyjni, ale ta tolerancja kończy się, gdy chodzi o kwestie feministyczne. Pytam ich więc, co jest podstawą naszej moralności. Odpowiadają, że obowiązek pomocy, empatii. Wtedy pytam, czy mam prawo mieć moralność inną niż ta oparta na neutralnym humanizmie. Bo są przecież tacy ludzie jak ja, którzy w życiu i pracy kierują się moralnością chrześcijańską. I nie mogę jej zostawić w domu. Bo ludzie są zadowoleni z mojej pracy właśnie dlatego, że kieruję się w niej moralnością chrześcijańską – mówi lekarka.

Dodaje, że Norwegowie obawiają się manifestowania swej religii w sferze publicznej. 

– Kiedy im mówię, że chrześcijanie są do tego zobowiązani, to się dziwią. O co więc chodzi w mojej sprawie? O prawo chrześcijan do oddychania – podkreśla dr Katarzyna Jachimowicz.

Klauzula sumienia w Polsce

Polscy lekarze (a także pielęgniarki i położne) mają możliwość uchylenia się od wykonania świadczeń niezgodnych z ich sumieniem. Prawny kształt klauzuli sumienia został określony przez Trybunał Konstytucyjny. W ubiegłym roku wydał on wyrok, który skasował fatalne przepisy, obowiązujące w tej dziedzinie. Jeden z nich nakazywał lekarzowi wskazanie innego medyka, który nie ma oporów, by wykonać to, czego on sam zrobić nie chce. TK skończył z tą „klauzulą Piłata” (autorem tego arcytrafnego określenia jest dr Błażej Kmieciak, bioetyk, prowadzący bloga na stronie gosc.pl). Za niezgodną z konstytucją uznana została także niemożność powołania się lekarza na klauzulę sumienia „w innych przypadkach niecierpiących zwłoki”. TK stwierdził, że wolność sumienia – w tym prawo do sprzeciwu sumienia – obowiązuje niezależnie od tego, czy istnieją przepisy ustawowe, które ją potwierdzają. Za zgodny z konstytucją został uznany obowiązek poinformowania przełożonego o odmowie wykonania świadczenia i odnotowanie tego w dokumentacji medycznej. Zdaniem niektórych, utrzymanie tego przepisu może przyczynić się do dyskryminacji lekarzy korzystających z klauzuli sumienia.

Najbardziej problematyczny wydaje się passus orzeczenia, w którym TK ocenia, że racjonalne byłoby, aby to w NFZ pacjent dowiadywał się, gdzie może uzyskać świadczenie, którego odmówił mu lekarz powołujący się na klauzulę sumienia. Rodzi się bowiem retoryczne pytanie, czy sumienie urzędników NFZ jest mniej cenne niż sumienie lekarzy.