Złota Elżbieta

ks. Roman Tomaszczuk

publikacja 17.09.2016 06:00

– I co u pani zobaczę? – profesor z Łodzi, taki, co już wszystko widział, światowy, lekceważąco rzucił w twarz uśmiechniętej blondynce. – Gniazdo gnomów – odparowała.

Koło deptakowe uruchomią nawet dzieci. ks. Roman Tomaszczuk /FOTO GOŚĆ Koło deptakowe uruchomią nawet dzieci.

Profesora zamurowało. Dlatego odwiedził ze swoimi studentami Kopalnię Złota. Gdy zobaczyli gnoma, byli w szoku. Ten mówił w nieznanym narzeczu, ale Elżbieta go rozumiała. Kłócił się o naftę, dostał swoje. Studenci dopytywali: a co jedzą gnomy? – Gruszki, oczywiście! – usłyszeli w odpowiedzi. Dzień późnej na progu biurowca kopalni leżała reklamówka z gruszkami.

Kopalnia strat i zysków

Gnomem był Gienek, złotostocki karzeł. Nieszczęśliwy człowiek, który ni stąd ni zowąd dostał szansę od Boga. Pracę i sens życia. Legenda kopalni i bożyszcze dzieci, które w pociesznym gnomie widziały dużo więcej niż dorośli. Jednak pierwsza w roli podziemnego skrzata była córka Elżbiety. Siedmiolatka chciała pomóc mamie, gdy ta w 1999 została właścicielką kopalni. W szukaniu pomysłu na ożywienie skalnych chodników w złotonośnej górze, dziewczynka zaproponowała kreację z jutowego worka i scenariusz: będę biegała, piszczała i czasami chwytała za rękę. Tak zaczęły się pisać górnicze legendy. Za kopalnię Elżbieta zapłaciła 180 tys. zł. Sprzedał ją samorząd, bo nieczynne sztolnie były obciążeniem budżetu. Kto będzie chciał przyjeżdżać do dziury w ziemi? – pytali urzędnicy i liczyli zyski oraz straty (straty przede wszystkim) z uruchomionej kilka lat wcześniej „atrakcji” miasteczka. – Byłam wtedy przewodniczką po tych podziemiach – wspomina dzisiaj, gdy trasa turystyczna jest główną atrakcją regionu. W ciągu roku odwiedza ją 200 tys. turystów, dla porównania: Jaskinię Niedźwiedzią – 80 tys. i tyle samo Twierdze Kłodzką. – Nie mogłem się pogodzić z zamknięciem kopalni. Wiedziałam o potencjale, jaki w niej tkwi. Nie myliłam się – wyjaśnia.

Muzeum ze strychów

– U mnie pani jeszcze na strychu nie była – zagadnęła staruszka. Gdy Elżbieta strych odwiedziła, wszystko było przygotowane: posprzątane, poukładane, udostępnione – nic, tylko brać. I znowu: na początku jednak tak dobrze nie było. Gdy rozeszła się wieść, że dyrektorka kopalni zbiera starocie, wielu stukało się w głowę: tyle lat po wojnie, co ona znajdzie? Tyle lat po zamknięciu kopalni, już nic nie ma; tyle lat umierania starych i sprzątania po nich – to nie ma sensu. Ona wiedziała swoje. Chodziła, zaglądała, odkrywała i gromadziła artefakty historii kopalni: lampy, dokumenty, sztandar; historii miasta: chorągiewkę z wieży kościoła, pieczęcie, dawne sprzęty domowe, ceramikę z miejscowej fabryki; historii regionu: fotografie, militaria, mapy. Tak powstało muzeum Złotego Stoku. – Na koniec, gdy zdecydowaliśmy o ulokowaniu kolekcji, podczas remontu natrafiliśmy na poniemieckie napisy na ścianach. Wybraliśmy miejsce, gdzie i przed wojną musiała istnieć jakaś górnicza izba pamięci – uśmiecha się samozwańcza muzealnik.

Osada Agricoli

Dawno, dawno temu żył sobie człowiek, który nazywał się Geor- gius Agricola. Niemiec, górnik, metalurg i mineralog, z zawodu lekarz, syn sukiennika – ale ojciec geologii. On to w swoich dziełach opisał i narysował urządzenia używane do pracy w kopalni w jego czasach. Poruszane mięśniami ludzi i zwierząt, ewentualnie wodą, pozwalały drążyć ziemię na głębokość 200–300 metrów. – Gdyby nie talent Arka Krzyckiego, średniowiecznego parku techniki by nie było – przyznaje uczciwie Elżbieta Szumska. – To on zaproponował, że odtworzy w skali jeden do jednego urządzenia kopalniane, na podstawie rysunków z księgi Agricoli. I zrobił, co obiecał. Tak zaczęła się historia Średniowiecznej Osady Górniczej, w której krok po kroku poznaje się warunki pracy dawnych górników. – Najważniejsze, że nie jest to tylko teoria zilustrowana eksponatami – mówią uczestnicy wycieczki po osadzie. – Zaprzężeni do kieratu przesuwamy kilkutonowe głazy, zatykamy uszy, gdy wodny młyn tłucze urobek skalny, płuczemy złoto i sprawdzamy w prawdziwej kopalnianej wodzie z arsenem temperaturę podziemnych cieków wodnych – wyliczają. Poza tym można się przejechać zbudowanym według pomysłu Leonarda da Vinci czołgiem, przymierzyć się do madejowego łoża w Chacie Kata albo przeżyć chwilę grozy w średniowiecznych lochach. – Moim skarbem są pracownicy, ludzie z pasją, przewodnicy, którzy rozumieją nie tylko kopalnię, muzeum czy osadę, ale przed wszystkim naszych gości, dlatego ci ostatni tak dobrze się u nas czują – podsumowuje Elżbieta Szumska.

Kopalnia Złota w Złotym Stoku bierze udział w programie ministerialnym: „Polska zobacz więcej. Weekend za pół ceny”, który odbędzie się 24 i 25 września.

TAGI: